Wpisy archiwalne w kategorii

05. Rajd na orientację

Dystans całkowity:618.26 km (w terenie 380.00 km; 61.46%)
Czas w ruchu:34:43
Średnia prędkość:17.81 km/h
Maksymalna prędkość:51.10 km/h
Suma podjazdów:1897 m
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:77.28 km i 4h 20m
Więcej statystyk

Silesia Race

Sobota, 10 października 2015 · Komentarze(1)
Mimo pokrywającego się terminu z Bike Orient, w którym w tym roku chciałem  wystartować na trasie GIGA w całej edycji, postanowiłem wziąć udział w nieopodal organizowanym rajdzie na orientację Silesia Race. BO i tak w tym roku był dla mnie nieudany z racji upadku na ostatniej edycji w Parku Krajobrazowym Międzyrzecza Warty i Widawki.

Wpierw jednak samochód odwiozłem do mechanika, skąd już rowerem przyjechałem do bazy rajdu - bez kasku, który zostawiłem w domu :(. Standardowo udaję się do biura zawodów, numerek i te sprawy i w zestawie otrzymuję ... komplet map. W zasadzie miałem wszystko czego potrzebowałem do jazdy,  oprócz kasku oraz Kompana dzisiejszych wojaży. Wojtek jadąc samochodem zgodził się podjechać do mnie do domu i przywieźć moją zgubę :). Uff, całe szczęście, gdyż w trakcie ostatniego rajdu kask okazał się baaardzo przydatnym wyposażeniem.

A więc odprawa.


Zatem ruszamy na trasę. Na początku wybieramy zaliczenie wszystkich PK z Orienteeringu założonych przez Nadleśnictwo Brynek. Bardzo fajny, ciekawy teren. Wiele razy przejeżdżałem w pobliżu nie zdając sobie sprawy z tego miejsca.

Zaliczamy kolejne PK oddalone od siebie czasami o kilkaset metrów.


Niektórzy uczestnicy rajdu znaleźli nawet czas na zbieranie grzybów ;P

Niektóre PK zaskakują


Niestety w mojej i Wojtka ocenie, wybranie tych PK na trasie rowerowej 100 km nie było dobrym rozwiązaniem. Oczywiście jest to nasza subiektywna ocena. Jest to fajna trasa i ciekawa zabawa na niedzielne popołudnie, ale nie zawody na orientację, gdzie jniemal 200 osób zaczyna od tych PK, zderzając się na co drugim skrzyżowaniu dróg.

Po zaliczeniu wszystkich miejscowych PK zabieramy się za punkty oddalone od bazy rajdu. Wpierw jedziemy w stronę Kielczy, gdzie po drodze jest PK2, który wg opisu znajduje się nieopodal ambony oraz uli, tuż przy stawie. Niestety popełniamy błąd nawigacyjny i tracimy ok 15 min szukając stawu jakieś 500 metrów od jego faktycznego położenia :(.

W końcu znajdujemy staw, reszta to już formalność



Następnie jedziemy do Kielczy, gdzie niedaleko zlokalizowano kolejne dwa punkty kontrolne. PK 3 nie sprawia nam większych problemów. Następnie krótka wizyta w miejscowym sklepie - uzupełnienie płynów.

Następny PK 4 - południowy róg polany. To była porażka. Zaliczenie go kosztowało nas chyba 30 min... Morale były naprawdę niskie. Jakby tego było mało Wojtek opuszczając punkt testował poziom wody w pobliskim kanale.

"Nowe spodnie..." ;) zdaje się, że będą dobrze się sprawować.

Głowy do góry, jedziemy do PK 6, wcześniej odpuszczając skrajny PK 5, który wydaje nam się zbyt odległy - za dużo czasu poświęcilibyśmy na dojazd i powrót. Szóstkę zaliczamy dosłownie w mgnieniu oka.

Do kolejnego PK 7 jedziemy licząc kolejno przecinki. W sam rejon trafiamy niemal bezbłędnie, jednak chwilę zajmuje nam odszukanie samego perforatora. Organizatorzy nie korzystali z lampionów, a jedynie z oznaczeń płaskich. To niejednokrotnie skutecznie utrudniało odnalezienie punktu.

Następnie szybki przejazd przez Krupski Młyn :) (szkoda, że organizatorzy pominęli moją rodzinną miejscowość i nie umieścili w okolicach żadnego PK) do Potępy gdzie zaliczamy PK 8 na szczycie wzniesienia, o którym nie miałem zielonego pojęcia. A przecież te okolice tak dobrze znam - podobno.

Następnie szybki przejazd do PK 9 - zejście cieków. Tutaj ponownie nie trafiamy w punkt i tracimy kolejne minuty na szukanie perforatora w zupełnie innym miejscu (już tyle razy obiecywałem sobie zaopatrzyć się w kompas z linijką ;/).
W końcu się udaje.

Zauważamy, że w lesie jest coraz ciemniej, jednak do zachodu pozostaje jeszcze ok 1 godz. Walczymy!

Kolejny PK 10. W te rejony bardzo rzadko zajeżdżamy. Do zaliczenia PK od tej strony konieczna była przeprawa przez Małą Panew


Rowery zostawiamy, postanawiamy ten kawałek pokonać pieszo


Pierwszy raz byłem w tym miejscu, cóż za zaskoczenie w samym środku lasu:


Koniecznie trzeba podjechać w to miejsce  jeszcze raz.

Słońce zachodzi, mimo to postawiamy zaliczyć kolejny PK 11. Niestety nie udaje się go odszukać, mimo że byliśmy na miejscu. Szkoda.

Wracamy do bazy, meldujemy się z zaliczeniem 24/30 PK o 18:55.

Szkoda tych straconych minut, zbyt dużo zajęło nam błądzenie w zupełnie innych miejscach niż były zlokalizowane PK. Trochę nie leżała mi mapa (mało dla mnie czytelna), ale nie ma na co zwalać. Po prostu słaby występ. Chociaż oficjalnych wyników jeszcze nie opublikowano, to nie jestem zadowolony.
Jednym z celów rajdu było poznanie uroczych miejsc w okolicy. Tu akurat pełen sukces. Mimo, że tereny te znamy, jeździmy po nich większość czasu, to poznaliśmy nowe urokliwe miejsca, do których na pewno wrócimy przy okazji kolejnych wycieczek.

Jeżeli chodzi o rajd, szkoda że organizatorzy przy dłuższej trasie rowerowej skupili się na tych lokalnych PK, które istotnie zdominowały w naszym przypadku pierwszą część rajdu..


Bike Orient - PK Międzyrzecza Warty i Widawki

Sobota, 15 sierpnia 2015 · Komentarze(2)
Trzeci rajd tegorocznej edycji Bike Orient odbywał się w Parku Krajobrazowym Międzyrzecza Warty i Widawki. Start zaplanowany już dawno, ba nawet termin wyjazdu w Bieszczady został dopasowany pod to wydarzenie.

Na dojazd umawiam się z Krzyśkiem, tym razem jadę swoim autem. Spotykamy się o umówionej godzinie, pakujemy rowery i ruszamy w stronę Burzenina, gdzie zlokalizowano bazę rajdu.

Na miejscu odbieramy numery startowe i przymierzamy się do przygotowania rowerów - co niektórzy trochę opieszale ;). Miłe spotkanie z Mariotruck, który z synem walczył na trasie MEGA.

Fot. Foto Doktorek

Patrzę na zegarek, czasu do startu pozostało niewiele, więc szybko ostatnie "szlify" roweru i melduję się na starcie.

Spotykamy również Szymona, z którym jechałem pierwszy rajd tegorocznego cyklu Bike Orient. Po otrzymaniu map wytyczamy we trójkę trasę. Krzysiek od początku wspominał o ambicjach na zdobycie dużej liczby PK, jednak nie był pewny formy po chorobie. Ja z kolei czuję zmęczenie po urlopie, z którego wróciłem dzień wcześniej o 22:00. Wytyczamy kilka pierwszych punktów, dalszą trasę ustalimy w trakcie.

Ruszamy. Jadę za Krzyśkiem, Szymon również. Po 2 km łapię kapcia.. To dopiero początek, ledwo zjechaliśmy z szosy! Szymon woła Krzyśka, który jednak wciągnięty w wir zawodów, walki z piachem i innymi zawodnikami nie słyszy jego nawoływania.
Szybka wymiana dętki, jedziemy dalej.

Pierwszy PK i od razu przeprawa przez rzekę ;) Bardzo dobrze, upał daje się we znaki.


Fot. Foto Doktorek


Fot. Foto Doktorek


Fot. Foto Doktorek

Czuję, że nogi nie pracują tak, jakbym sobie tego życzył. Mam jednak nadzieję, że z kolejnymi kilometrami będzie lepiej.

Jedziemy dalej i w miejscowości Smiechawy po krótkiej naradzie jedziemy dalej asfaltem. Wieje południowo-wschodni wiatr, tak mniej więcej z godziny 2-giej. Dlatego kładę się na kierownicy. To był błąd. Chwila nieuwagi, dekoncentracja, zagapienie.. Nie wiem, w każdym razie łapie mnie pobocze i uderzam mocno o asfalt. Większość energii przyjmuje lewa ręka, korpus i kask.

Chwila na dojście do siebie, zbadanie sytuacji. Chyba nie jest źle, ale boli nadgarstek oraz żebra. Po chwili jedziemy dalej. Nie zaczęło się dobrze, a ból narasta. Mam jednak nadzieję, że rozjeżdżę go. Szymon dopinguje mnie, żebym nie rezygnował.

Teren łatwiejszy w porównaniu do ostatniego BO. Walczymy zatem dalej, wcześniej jeszcze przed Startem myślałem o 15, może 16 PK. Teraz marzę o 12, aby zostać sklasyfikowany na trasie GIGA, gdyż zależało mi na klasyfikacji generalnej.

Kolejne kilometry jadę na dosłownie 60-70%. Zaliczam mozolnie następne PK



W jednej chwili czuję się lepiej, a w następnej ból znowu staje się silniejszy. Jest gorąco, pomagają krótkie, schładzające kąpiele w miejscach przepraw.


Fot. oficjalna relacja Bike Orient


Fot. oficjalna relacja Bike Orient



Kolejne przeprawy (było ich łącznie 4) już z pomocą Szymona, który przenosi mój rower.

Po 40 km robimy krótką przerwę na posiłek i po kilku minutach jedziemy dalej. Niestety chwilę później kontuzjowany nadgarstek odmawia dalszego wysiłku i uniemożliwia mi trzymanie kierownicy. Postanawiam wycofać się i zjechać do bazy rajdu.. :(
Szymon kontynuuje walkę samotnie.

Niestety zaliczam jedynie 7 PK, tym samym nie zostałem sklasyfikowany na trasie GIGA. Jednym z celów stawianych na ten rok to właśnie wywalczenie na każdym rajdzie minimum do tej klasyfikacji oraz klasyfikacja generalna BO na trasie GIGA. Niestety nie wszystko możemy mieć. Jak to Krzysiek podsumował na mecie: "Człowiek myśli, Pan Bóg kryśli."
Relację piszę w tydzień po rajdzie, nadal jeszcze odczuwając skutki upadku. Na szczęście nie stało się nic gorszego. Wypatruję już jednak kolejnych wycieczek rowerowych, może niebawem wsiądę na szosę, którą już ponad 2 tyg. nie jeździłem.

Bike Orient - Lasy Przysuskie

Sobota, 27 czerwca 2015 · Komentarze(1)
Drugi rajd z tegorocznej edycji Bike Orient rozgrywany był nieopodal Przysuchy.
Tereny całkowicie mi obce, więc tym bardziej z ciekawością udałem się na miejsce. W planach był weekendowy wypad do Toporni, gdzie miała miejsce baza rajdu, niestety życie napisało inny scenariusz. Więc jadę sam jedynie w sobotę. Dodatkowo nie zabieram mapnika (ale to już druga historia).

Wcześniej na FB Krzysiek napisał informacje, że ma miejsce w samochodzie, więc umawiamy się na spotkanie i razem ruszamy na rajd. Dojeżdżając już zauważamy niewielkie, ale a to liczne wzniesienia. Organizatorzy podczas odprawy zwracają  uwagę, że trasa nie należy do łatwych. Przyjmujemy do wiadomości..

Rozdanie map i wytaczamy trasę.

Jest praktycznie bezwietrznie, dodatkowo w zasadzie cała trasa prowadzi po okolicznych lasach, więc kierunek wiatru pomijamy w planowaniu. Plan - zaliczyć 20 PK :), jak będzie w praktyce, zobaczymy. Ewentualne modyfikacje dopiero w trakcie jazdy.

Ruszamy zatem zielonym szlakiem, który biegnie tuż obok Startu w kierunku PK 9 - punkt widokowy. Od razu ostro pod górę. Kamienie oraz duża liczba rowerzystów jadąca obok siebie na samym początku. Trzeba być czujnym, żeby drobny błąd na początku nie pokrzyżował całych planów. Wyjeżdżamy z lasu kierując się owczym pędem (jadąc za innymi) i zapewne wtedy gubimy szlak, o czym przekonujemy się kilkaset metrów dalej wyjeżdżając na drogę w całkiem innym miejscu. Mogłem posłuchać Krzyśka, który chciał objechać tą część asfaltem, na który właśnie wyjechaliśmy. Docieramy ostatecznie na PK.

Następnie od razu na PK 20 - dół. Krzysiek nadaje mocne tempo. W zasadzie wszystkich wyprzedzamy po drodze, na szybkich przejazdach chowam się za nim. Nikt nie był wstanie utrzymać naszego tempa :) Drogi leśne póki co w dobrym stanie. Jedziemy tak rozpędzeni, gdy nagle widzimy bikera przybijającego PK przy kapliczce św. Huberta


Podbijamy kartę perforatorem.. i nagle zastanowienie. Przyjeżdżają bikerzy, których wyprzedziliśmy kilkaset metrów wcześniej. Przecież PK to nie kapliczka, tylko dół i to na dodatek na lewo od drogi, nie z jej prawej strony. Podbiliśmy PK trasy pieszej ;). Jak nowicjusze!
Wsiadamy szybko na rowery i dopadamy właściwy PK 20. Chociaż łatwo nie było znaleźć go w gęstwinie lasu - chyba był nieco dalej od drogi niż wskazywała mapa. Przynajmniej ja miałem takie odczucie.

Następnie PK 3 - skrzyżowanie rowów. Tempo nadal bardzo wysokie, jednak PK nie należał do łatwych. Tracimy dużo czasu szukając go zostawiwszy rowery.

Kolejny cel to PK 7 - ambona. Po drodze mijamy pomnik upamiętniający zwycięski bój oddziału WP mjr Henryka Hubala-Dobrzańskiego.

Walki miały miejsce 30.04.1940r.
Zaliczamy PK.

Kolejny PK na naszej mapie to PK 12 - skrzyżowanie dróg. Dojazd krótki, jednak poszukiwania ponownie zajęły nam trochę czasu. Mijamy mogiłę upamiętniającą miejsce mordu przez 35 mieszkańców pobliskiej wsi przez Hitlerowskie wojsko w dniu 12.04 1940r.

Ostatecznie 2h 50min jesteśmy na trasie i raptem 5 PK. Oj kompletu to my na pewno nie zaliczymy. Zaczynam się obawiać o tempo, czy aby nie za duże, jak dla mnie oraz o to, aby zaliczyć min. 12 PK i być klasyfikowanym na trasie GIGA. Posilam się.

Kolejny PK 14 - dół nieopodal Góry Motyli zaliczamy bardzo szybko, biorąc pod uwagę dotychczasowe.

Jedziemy dalej. Krótka narada i odpuszczamy PK 18 - podnóże skałek. Głównie z powodów lokalizacji oraz najprawwdopodobniej trudnego dojścia.

Zatem jedziemy od razy na PK 6 - szczyt hałdy. Dojazd szybki i prosty, gdyż głównie asfaltem. Mimo wszystko i tak w Furmanowie popełniamy błąd, który na szczęście nie kosztuje nas wiele. Pojawiają się wzniesienia, na których Krzysiek zaczyna mi odjeżdżać. Zatrzymujemy się w pobliskim sklepie.

Dwie pepsi wypijam w 5 min. Potrzebuję cukru, węglowodanów. Do tego uzupełniam zapas wody.
Dalej kolejne górki do pokonania w celu dotarcia do PK 6 coraz bardziej uwidaczniają różnicę mocy między mną a Krzyśkiem. Na PK 6 mówię Krzyśkowi, żeby dalej jechał sam. Ja będę kontynuował swoim tempem, nie będę go spowalniał. Zaliczamy PK, z którego rozciąga się przyjemy widok


Szybko organizuję się z mapą (przyp. .nie miałem mapnika :( ) - tak mniej więcej wyglądała prowizorka:

Postanawiam jechać na min. 12 PK w celu klasyfikacji w Pucharze na trasie GIGA. Jeżeli uda się więcej, będzie dobrze. Jednak czuję się już mocno "wyjechany" po tych 50 km w naprawdę mocnym tempie.

Kontynuacja jest oczywista - PK 11 - brzeg strumienia. Dojeżdżając mijam Krzyśka, który w ostatnim momencie mnie rozpoznaje. Kolejny raz spotkam go dopiero na mecie. Trochę kluczę przy strumieniu, gdzie był bardzo gęsty las. W końcu znajduje lampion. Zaliczony ósmy PK. Jeszcze 4. Planuję dalszą trasę.

Następnie przez piachy w kierunku PK 15 - brzeg strumienia. Dojazd dalej do Fidor prosty. Na punkt trafiam bezbłędnie, chociaż samo odbicie karty wymaga dodatkowych umiejętności.

Organizatorzy mogliby w takim miejscu zainstalować ukrytą kamerę. Na zdjęciu tego nie widać, jednak pokonanie tego strumienia wymagało dosyć długiego soku, aby uniknąć mokrych butów.. Szczególnie w drodze powrotnej, kiedy trzeba było wskoczyć na wysoki brzeg.

Odpuszczam PK 10 - krzyż. Mapa w tym miejscu nie jest dla mnie jasna. Nie chcę tracić czasu. dalej długi niemal 8 km podjazd wojewódzką 749 do PK 1 - bufet. Jestem na nim o 16:00, więc pozostaje kilka kawałków pomarańczy. Spędzam tam dosłownie 1,5 min.

Jadę dalej świetną leśną drogą w kierunku PK 8 - brzeg strumienia. Niestety mimo dwóch prób z dwóch innych stron nie udaje mi się go znaleźć. Rezygnuję po krótkiej wymianie zdań z dwójką powracających, którzy też zrezygnowali z niego po nieudanych poszukiwaniach.

Kieruję się dalej leśnym duktem, pojawia się asfalt. Szybko trafiam na PK 17 - sztolnia. Na puncie spotykam bikera jadącego z dwoma synami. Młodszy chyba ok 1,5 roku, starszy ok 7 na własnym rowerku :). To był jedenasty PK, jeszcze jeden i cel minimum osiągnięty. Jest 16:50.

Postanawiam zaatakować PK 13 - tablica pamiątkowa partyzantów. Okazuje się, że decyzja była słuszna, aby objechać go utwardzoną drogą, zamiast podążać czerwonym szlakiem.

Zaliczony, zatem jestem już na trasie GIGA!

Tablica upamiętniająca wygraną walkę 800 Partyzantów 25 PP Armii Krajowej pod dowództwem mjr "Leśniaka" z Niemcami.

Jest 17:00. Postanawiam wracając podjechać jeszcze do PK 4 - źródło. Po drodze mijam Radiowo-telewizyjne Centrum Nadawcze.


Niepododal zaliczam PK 4 - źródło.


To trzynasty zaliczony dzisiaj PK. Dalej kieruję się już w stronę Mety. Do Przysuchy wjeżdżam z prędkością 45-50 km/h - oczywiście zjeżdżając z górki, nie byłbym w stanie już osiągnąć takiej prędkości na płaskim odcinku.
Krzysiek przyjeżdża kilka minut po mnie zaliczając jeden PK więcej.

Podsumowując, trasa bardzo trudna. Na pewno nie spodziewałem się tylu przewyższeń. Na całym rajdzie wjechałem 875 m w górę, to mój rekord odkąd notuję przewyższenia (lato 2014). Na szlakach w wielu miejscach było dużo piachu, kolein, błota i kamieni. Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo :). Nie może być łatwo..
Co prawda na wcześniejszym rajdzie zaliczyłem 14 punktów kontrolnych, jednak trasa była znacznie łatwiejsza.

Na zakończenie jeszcze fota z rozdania nagród.


Dębowy Włóczykij

Sobota, 2 maja 2015 · Komentarze(2)
Dzisiaj debiut Mikusia w rajdzie na orientację. Czyli całą rodzinką pakujemy się do samochodu (wyprawa, jak nad morze :) ) i jedziemy stawić się w bazie rajdu.
Tam odebrawszy numery startowe jest chwila czasu na relaks i obserwację zawodów freestyle'owych (nazwa wymyślona na poczekaniu - w każdym razie wykorzystywali rower w zupełnie innym celu) oraz siatkówki plażowej


Start.
A więc ruszamy w kierunku rozświetlenia i punktów 7 i 8. Niestety mapa nie zawiera skali, więc od razu wjeżdżamy w okolice PK 3 - skrzyżowanie.
Wracamy do rozświetlenia i sprawnie zaliczamy PK 8 - skrzyżowanie


oraz krótko po nim PK 7 - mostek.

Następnie prosto udajemy się do PK 5 - skrzyżowanie, który zlokalizowany jest blisko przyjemnej, choć zatłoczonej ścieżki rowerowej. Następnie jedziemy w kierunku Zalewu Pogoria III zatrzymując się po drodze zjadając pyszne gofry :). Jedziemy dalej wzdłuż zalewu zielonym szlakiem. Niestety okazuje się, że nie ma przeprawy przez tory, którą moglibyśmy pokonać z Mikim, więc zawracamy  (nie wiedzieliśmy o ścieżce, która biegła kilkadziesiąt metrów dalej). Z powrotem jesteśmy przy PK 5 i dalej mijając bazę szybko jedziemy asfaltem w kierunku PK - 4 - mostek.
Zaliczamy PK i wzdłuż torów ścieżką kierujemy się do PK 9 - tama.


Wracamy przez las do drogi asfaltowej, następnie ponownie wjeżdżając leśną ścieżkę dojeżdżamy do łatwego PK 1 - ambona.

Przeprawa przez tory


i od razu trafiamy na PK 6 - słupek.

Do kompletu pozostaje zaliczenie PK 2. Ruszamy zatem żwawo i dojeżdżając do asfaltu  jedziemy trzymając się głównej trasy. Następnie skręcamy na skrzyżowaniu w lewo i dojeżdżamy do mostku przy którym nie ma ani lampiony, ani biało-czerwonej kartki. Przyglądamy się mapie, kolejne ciasteczka idą w ruch i zastanawiamy się gdzie może być ostatni PK. Ponownie objawia się brak skali na mapie. Po kładce przechodzimy na drugą stronę Czarnej Przemszy i cofamy się kilkaset metrów. Natrafiamy na kolejną kładkę - zaliczamy PK 2 - mostek.


Wzdłuż rzeczki dojeżdżamy prosto do bazy rajdu, oddajemy karty.

Fajna zabawa, majówka dopełniona :) Miki otrzymuje zasłużony Dyplom i Medal dla najmłodszych uczestników :)

Bike Orient - Góra Kamieńsk

Sobota, 11 kwietnia 2015 · Komentarze(5)
Inauguracja sezonu w rajdach na orientację, czyli Bike Orient na Górze Kamieńsk. Udział planowany od pewnego czasu, wstępnie jazda w zespole z Wojtkiem i Konradem, jednak w ostatnich dniach zrezygnowali z udziału. W międzyczasie rozmawiając o innych zawodach wspominam Szymonowi o BO. Ostateczną decyzję o udziale pozostawia na piątek, sobotę rano.

Pobudka 6:00. Śniadanie, pakowanie i jadę spokojnie w kierunku bazy rajdu. W Częstochowie krótki postój, potrzebna kawa. Ruszam dalej i nagle wyprzedza mnie Szymon :) Naciskam na gaz i tak razem dojeżdżamy do bazy rajdu. Po krótkiej rozmowie postanawiamy jechać razem. Wybór trasy (MEGA/GIGA) pozostawiamy sobie na godziny popołudniowe.

Przygotowanie rowerów i stawiamy się o czasie na starcie.


Po zgarnięciu map planujemy trasę.

Odrzucamy najbardziej na zachód oddalone punkty 13, 19, 14 oraz 11 i postanawiamy na początek skupić się na PK rozmieszczonych w NE części mapy.

Ruszamy w kierunku PK 5 - skraj lasu. Jak zawsze na początku jedziemy liczną grupką. Początkowo asfaltem, następnie odpijając już w teren gdzie wydaje się, że powinniśmy niemal najechać na PK. Okazuje się, że odnalezienie wymaga krótkiej chwili, ale po kilku min. odbijamy PK na karcie.
Dalej wg wytyczonego planu PK 20 - skrzyżowanie ścieżki z rowem, czyli przebijamy się przez las do głównej drogi, gdzie następnie mamy dwie opcje - asfaltem nadrabiając ok 1 km, bądź skrót pomarańczowym szlakiem. Zobaczywszy jego stan postanawiamy skrócić. Po dojechaniu ponownie do drogi pozostaje pokonać krótki odcinek i znowu odbijamy w las. Ścieżka po kilkuset metrach przechodzi w asfalt i po krótkim odcinku odbijamy w lewo, bezbłędnie trafiając na punkt.
Szybki powrót na asfalt i następnie nie kombinując za wiele asfaltami jedziemy prosto do PK 17 - szczyt góry. Wg mapy nie powinna być wysoka. Dojazd prosty, przy pomniku skręcamy w las. Teraz już w mniejszym gronie osób towarzyszących, ale w dalszym ciągu stale spotykamy innych uczestników. I dobrze, bo wpierw wpadłem na pomysł, żeby zostawić rower i wejść na Górę Borowską, jak część pozostałych osób sądząc po zostawionych rowerach. Jednak po kilkunastu metrach postanawiam zawrócić i jednak wziąć go ze sobą (zawsze szybciej zjedzie się z powrotem). Prosty punkt, do którego nie można było nie trafić.
Robi się coraz cieplej, zdejmuję kurtkę i tym samym pokonuję pierwsze w tym roku kilometry na krótko :). Od razu lepiej, nieskrępowane ubraniami nogi, ręce.
Dalej szosą w stronę PK 12 - przy drodze. Nie jesteśmy tego zbyt pewni patrząc na odległość od głównej drogi. Zjeżdżając z niej w las pomocne w nawigacji są linie energetyczne zaznaczone na mapie. Szybko trafiamy na punkt zlokalizowany blisko przyjemnej ścieżki.


Odjeżdżamy kilkaset metrów i ciesząc się z promieni słonecznych robimy krótki odpoczynek regeneracyjny.
Nadal bezbłędnie kierujemy się w stronę PK 18 - bunkier. Pokonując kilkaset metrów asfaltem skręcamy w las trafiając w punkt, ponownie pomocne przy nawigacji były linie energetyczne. Punkt i perforator w samym środku bunkra :)


Szybko wróciwszy na asfalt jedziemy dalej w stronę PK 6 - zbocze doliny. Nadal realizujemy nasz plan. Tutaj mamy z Szymonem dwie opcje dotarcia do punktu. Trochę  martwi mnie Widawka, przez którą w pierwszym wariancie możemy się nie przeprawić i będzie konieczność nadrobienia trasy. Ale  trudno ryzykujemy. Niestety tracimy trochę czasu, ale do punktu trafiamy i tak w miarę szybko.

Zasoby płynów na wyczerpaniu, a sklepu nie spotkaliśmy ani jednego. Kierujemy się w stronę PK 1 - wiata (bufet). Dojazd prosty, lokalizacja przepiękna. Uzupełniamy płyny i zapasy.


Dalej jadąc czerwonym szlakiem wzdłuż Widawki szybko docieramy do PK 9 - szczyt wzniesienia. Na samo wzniesienie postanawiam udać się pieszo. Szymon wjeżdża, niestety przy powrocie gałąź wplątuje się w łańcuch i przerzutkę rozkuwając pierwsze i krzywiąc drugie.


Na szczęście Kolega ma ze sobą mobilny warsztat i po kilku minutach udaje się opanować sytuację. Jedziemy dalej. Zaliczone 8 punktów i podejmujemy decyzję o ataku kolejnych - czyli wybieramy  trasę GIGA. Dłuższy przejazd na PK 8 - dno wyrobiska. Przejazd asfaltem, trudny. Zaczyna mocno wiać. W pobliżu punktu zaczynamy poszukiwania. Wydaje nam się, że jesteśmy za daleko od drogi, jednak w ostatnim momencie podkusiło mnie sprawdzić jeszcze jedno miejsce. Podjeżdżam i po chwili zauważam w oddali lampion.
Krótka narada, który PK obieramy za kolejny cel i jedziemy w kierunki PK 16 - granica rezerwatu. Bezbłędnie trafiamy w punkt na granicy rezerwatu. Po wyjechaniu z lasu postanawiamy zrobić odpoczynek, w trakcie rozmawiamy o punktach zlokalizowanych na Górze Kamieńsk. Kilka spotkanych po drodze zawodników opowiadało nam o długim podjeździe, piachach
Ruszamy dalej w kierunku PK 10  - punkt widokowy. Tym razem z wiatrem, więc nie schodząc poniżej 30 km/h szybko zbliżamy się do punktu.


Jesteśmy w najbogatszej gminie w Polsce - Kleszczów. Bezbłędnie trafiamy w punkt:


W końcu przyszedł czas na zmierzenie się z punktami zlokalizowanymi na górze. Pierw PK 3 - domek myśliwski. Dojeżdzamy nowiutkimi asfaltami następnie końcówka to już płyty betonowe i podjazd - jakieś 200 m,  średnie nachylenie 9% i max 10%. Podbijamy kartę i narada. Jest 16:15. Na pewno PK 2, ale zastanawiamy się nad PK 7. Atakujemy.
Okazało się, że poprzedni podjazd to tylko rozgrzewka. Podjazd na górę to prawie 3 km i ponownie średnio 9% przy 10% max. Zrzucam na najwolniejsze przełożenie i staram się  nie odpuścić kadencji poniżej 80. Po drodze mijam kilku bikerów, mimo że nie jestem dobrym góralem udaje się wjechać wyprzedzając kilku jadących i prowadzących swoje rowery. Nadal kierujemy się w stronę PK 7 - szczyt góry mijając wiatraki. Po krótkim odpoczynku (czyt. podjazd 1-3%) dojeżdząmy do miejsca, które powoduje chwilę zwątpienia. Szymonowi skronie pulsują, pojawia się ból głowy. Mnie na razie nic nie dolega, jednak widok był przerażający (z tego wszystkiego nie zrobiłem zdjęcia :P). Po tym podjeździe ukazała nam się kolejna stromizna, ale tam rowerem nie można było wjechać. Wchodzimy pod górę, nachylenie myślę, że przynajmniej 25%. W końcu jesteśmy na szczycie i zaliczamy PK.


I jeszcze jedna fota (widać na niej punkt, w którym przez chwilę zwątpiliśmy.


Szybko zjeżdżamy w kierunku PK 2 - skraj stoku narciarskiego. Ponownie krótki podjazd i ponownie 10%.
Bezproblemowo  lokalizujemy punkt. pozostaje zjazd do mety.



Szymon mknie w dół, ja trochę bardziej asekuracyjnie i tak osiągając wysokie prędkości. Jestem ciekaw temperatury tarcz hamulcowych :).

Udało się, 14 punktów zaliczonych, satysfakcja z jazdy oraz ulga, że dzisiaj nie będę już podjeżdżał pod żadną górę.

Z niecierpliwością czekam na drugi rajd cyklu.

Profil trasy: