Mimo pokrywającego się terminu z Bike Orient, w którym w tym roku chciałem wystartować na trasie GIGA w całej edycji, postanowiłem wziąć udział w nieopodal organizowanym rajdzie na orientację Silesia Race. BO i tak w tym roku był dla mnie nieudany z racji upadku na ostatniej edycji w
Parku Krajobrazowym Międzyrzecza Warty i Widawki.
Wpierw jednak samochód odwiozłem do mechanika, skąd już rowerem przyjechałem do bazy rajdu - bez kasku, który zostawiłem w domu :(. Standardowo udaję się do biura zawodów, numerek i te sprawy i w zestawie otrzymuję ... komplet map. W zasadzie miałem wszystko czego potrzebowałem do jazdy, oprócz kasku oraz Kompana dzisiejszych wojaży. Wojtek jadąc samochodem zgodził się podjechać do mnie do domu i przywieźć moją zgubę :). Uff, całe szczęście, gdyż w trakcie ostatniego rajdu kask okazał się baaardzo przydatnym wyposażeniem.
A więc odprawa.
Zatem ruszamy na trasę. Na początku wybieramy zaliczenie wszystkich PK z
Orienteeringu założonych przez Nadleśnictwo Brynek. Bardzo fajny, ciekawy teren. Wiele razy przejeżdżałem w pobliżu nie zdając sobie sprawy z tego miejsca.
Zaliczamy kolejne PK oddalone od siebie czasami o kilkaset metrów.
Niektórzy uczestnicy rajdu znaleźli nawet czas na zbieranie grzybów ;P
Niektóre PK zaskakują
Niestety w mojej i Wojtka ocenie, wybranie tych PK na trasie rowerowej 100 km nie było dobrym rozwiązaniem. Oczywiście jest to nasza subiektywna ocena. Jest to fajna trasa i ciekawa zabawa na niedzielne popołudnie, ale nie zawody na orientację, gdzie jniemal 200 osób zaczyna od tych PK, zderzając się na co drugim skrzyżowaniu dróg.
Po zaliczeniu wszystkich miejscowych PK zabieramy się za punkty oddalone od bazy rajdu. Wpierw jedziemy w stronę Kielczy, gdzie po drodze jest PK2, który wg opisu znajduje się nieopodal ambony oraz uli, tuż przy stawie. Niestety popełniamy błąd nawigacyjny i tracimy ok 15 min szukając stawu jakieś 500 metrów od jego faktycznego położenia :(.
W końcu znajdujemy staw, reszta to już formalność
Następnie jedziemy do Kielczy, gdzie niedaleko zlokalizowano kolejne dwa punkty kontrolne. PK 3 nie sprawia nam większych problemów. Następnie krótka wizyta w miejscowym sklepie - uzupełnienie płynów.
Następny PK 4 - południowy róg polany. To była porażka. Zaliczenie go kosztowało nas chyba 30 min... Morale były naprawdę niskie. Jakby tego było mało Wojtek opuszczając punkt testował poziom wody w pobliskim kanale.
"Nowe spodnie..." ;) zdaje się, że będą dobrze się sprawować.
Głowy do góry, jedziemy do PK 6, wcześniej odpuszczając skrajny PK 5, który wydaje nam się zbyt odległy - za dużo czasu poświęcilibyśmy na dojazd i powrót. Szóstkę zaliczamy dosłownie w mgnieniu oka.
Do kolejnego PK 7 jedziemy licząc kolejno przecinki. W sam rejon trafiamy niemal bezbłędnie, jednak chwilę zajmuje nam odszukanie samego perforatora. Organizatorzy nie korzystali z lampionów, a jedynie z oznaczeń płaskich. To niejednokrotnie skutecznie utrudniało odnalezienie punktu.
Następnie szybki przejazd przez Krupski Młyn :) (szkoda, że organizatorzy pominęli moją rodzinną miejscowość i nie umieścili w okolicach żadnego PK) do Potępy gdzie zaliczamy PK 8 na szczycie wzniesienia, o którym nie miałem zielonego pojęcia. A przecież te okolice tak dobrze znam - podobno.
Następnie szybki przejazd do PK 9 - zejście cieków. Tutaj ponownie nie trafiamy w punkt i tracimy kolejne minuty na szukanie perforatora w zupełnie innym miejscu (już tyle razy obiecywałem sobie zaopatrzyć się w kompas z linijką ;/).
W końcu się udaje.
Zauważamy, że w lesie jest coraz ciemniej, jednak do zachodu pozostaje jeszcze ok 1 godz. Walczymy!
Kolejny PK 10. W te rejony bardzo rzadko zajeżdżamy. Do zaliczenia PK od tej strony konieczna była przeprawa przez Małą Panew
Rowery zostawiamy, postanawiamy ten kawałek pokonać pieszo
Pierwszy raz byłem w tym miejscu, cóż za zaskoczenie w samym środku lasu:
Koniecznie trzeba podjechać w to miejsce jeszcze raz.
Słońce zachodzi, mimo to postawiamy zaliczyć kolejny PK 11. Niestety nie udaje się go odszukać, mimo że byliśmy na miejscu. Szkoda.
Wracamy do bazy, meldujemy się z zaliczeniem 24/30 PK o 18:55.
Szkoda tych straconych minut, zbyt dużo zajęło nam błądzenie w zupełnie innych miejscach niż były zlokalizowane PK. Trochę nie leżała mi mapa (mało dla mnie czytelna), ale nie ma na co zwalać. Po prostu słaby występ. Chociaż oficjalnych wyników jeszcze nie opublikowano, to nie jestem zadowolony.
Jednym z celów rajdu było poznanie uroczych miejsc w okolicy. Tu akurat pełen sukces. Mimo, że tereny te znamy, jeździmy po nich większość czasu, to poznaliśmy nowe urokliwe miejsca, do których na pewno wrócimy przy okazji kolejnych wycieczek.
Jeżeli chodzi o rajd, szkoda że organizatorzy przy dłuższej trasie rowerowej skupili się na tych lokalnych PK, które istotnie zdominowały w naszym przypadku pierwszą część rajdu..