Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2016

Dystans całkowity:978.59 km (w terenie 275.00 km; 28.10%)
Czas w ruchu:45:36
Średnia prędkość:21.46 km/h
Maksymalna prędkość:71.11 km/h
Suma podjazdów:4552 m
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:57.56 km i 2h 40m
Więcej statystyk

Po pracy, z Mikim

Wtorek, 28 czerwca 2016 · Komentarze(0)
Szybki wypad z Mikim nad Zalew Chechło, gdzie mógł pobawić się na plaży.
Ewidentnie wracają upały.. będzie okazja do większego kręcenia ;)

Niedzielne rajzowanie solo

Niedziela, 26 czerwca 2016 · Komentarze(1)
Kategoria 00. Treningowo
Po wczorajszej wspinaczce na Pradziada, dzisiaj nieco równiny :) Od wczoraj zastawiałem się, na który rower wsiąść. Wygrał MTB. Z uwagi na wiatr oraz niepewne warunki pogodowe - ok 14 ma padać przez 1,5-2 h.

Jadę zatem leśnymi duktami w stronę Krupskiego Młyna. Oczywiście nie najkrótsżą drogą ;p.

W Bruśku msza i tuż obok lejące się z kraników.... piwo.



Niesamowite.

Jadę dalej, staram się jechać wyłącznie lasem, zostawiając sobie szosę na wyprawy szosą.


Jest gorąco, może nie tak jak wczoraj, bo raptem 28 st. C, ale strasznie duszno. Pojawiają się coraz cięższe chmury. Jadę do Celiny na pierogi, gdzie zastaje mnie deszcz.



Miało zacząć padać ok 14-tej, a jest raptem po 12-tej. Plany trafiają w łeb.

Czekam racząc się pierogami ruskimi do póki opad osłabnie. Rozmawiam z Wojtkiem, w Świerklańcu burza :/ No cóż zobaczymy co dalej będzie.

W końcu decyduję się wyjechać, teraz jedynie pojedyncze krople spadają na mnie z nieba, zdecydowana większość z otaczających mnie drzew, poruszanych wiatrem. Po kilku kilometrach przestaje padać (z nieba), przekraczam krajową 11-stkę i docieram do miejsca, gdzie wczoraj było naprawdę gorąco. Wiedziałem, że w okolicach Krupskiego Młyna miała miejsce burza, ale takiego widoku nie spodziewałem się.








U Babci spędzam jakiś czas, następnie kieruję się asfaltem w stronę Kotów, aby dalej skręcić w stronę Mikołeski. Mimo ciężkich chmur nie pada. Temperatura oscyluje wokół 18 st. C (rano było 28), więc decyduję się przejechać nieco na około. Przed 18-tą melduję sie w domu. Czekam na przyjazd Mikuli i żony z "wakacji".






Pradziad

Sobota, 25 czerwca 2016 · Komentarze(5)
Kategoria 01. Wycieczki
Na dzisiaj zaplanowaliśmy z Wojtkiem niecodzienną jazdę - podjazd na Pradziada, czyli najwyższy szczyt w Sudetach Wschodnich.

Zaczynamy w Karlovej Studance , bardzo malowniczej uzdrodwiskowej miejscowości, gdzie mamy okazję rozgrzać nieco mięśnie przed wyprawą.








Zauważamy też uroczy wodospad.


OK, czas na podjazd. Planując wyjazd, miałem wpierw na myśli podjazd szosą. Jednak ostatnia wyprawa na Górę Św. Anny zrewidowała moje plany. Jadę na MTB, gdzie mam do dyspozycji zdecydowanie lżejsze przełożenia. A więc zrzucam od razu na najniższą tarczę przednią zaczynając niżej z tyłu. Wzniesienie nie odpuszcza nawet na moment, cały czas 6-7%. Krople potu spadają na ramę roweru, Wojtek zaczyna odjeżdżać, jednak cały czas jest w zasięgu wzroku. Po  prawie trzech kilometrach wspinaczki, Wojtek odpuszcza. Widzę, że zatrzymuje samochód, rozmawia.. Okazuje się, że to nie ten podjazd ;)

Po zdobyciu ponad 300 m przewyższenia, zjeżdżamy i po krótkiej chwili ponownie jesteśmy w Karlovej Studance. Teraz już na pewno mamy odpowiednio rozgrzane mięśnie ;p

No to zaczynamy właściwy podjazd - profil:


Jest jeszcze ciekawiej. Na liczniku przez pierwsze 6 km ani przez chwilę nie zanotowałem wzniesienia mniejszego niż 6%. Wyprzedzają mnie kolejni kolarze Dario Team jadący na szosówkach. Wojtka już wcześniej straciłem z oczu.

Czytałem o tym podjeździe i wiem, że niedługo powinno być wypłaszczenie, jednak muszę zatrzymać się na przynajmniej 30 sek., żeby rozprostować plecy. Ruszam dalej i jest wypłaszczenie, gdzie można chwilę odpocząć i jednocześnie zobaczyć ile jeszcze pracy przed nami:


Zaczyna się kolejny podjazd. Momentami jest ponad 10%. Na tym odcinku w końcu udaje mi się kogoś wyprzedzić ;) Wyprzedzam kolejno 4 bikerów jadących na MTB. Jest również krótka ścianka, którą pokonuję na stójce, jeszcze kilaset metrów i jestem.


Cały podjazd w 3D


Na górze chwilę odpoczywamy. Czas na zjazd.

Poza krótkim wypłaszczeniem, cały zjazd pokonany bez kręcenia korbą. Wracamy do Karlovej Studanki, gdzie odpoczywamy przy pijalni wody.



Raczymy się zimną wodą. Tutaj nie ma żądnych kubków plastikowych za 1 zł i tym podobne. Wchodzisz, nalewasz, pijesz. Tyle.

Kolejna super wyprawa w tym roku. Co prawda wjazd może nie był najszybszy (chociaż w kategorii MTB 4:1 - wyprzedził mnie jedynie Wojtek), o segmencie na Stravie mogę powiedzieć jedynie - przejechany, to przeżycia pierwszorzędne.
Sam podjazd jest genialny, niemal do ostatnich 100 m nie widać ile jeszcze trzeba pokonać :). Jeżeli wcześniej nie zapoznałbym się z nim, na pewno nie jeden raz poważnie zaskoczyłby podczas wjazdu. To mój pierwszy podjazd drugiej kategorii.







Po pracy, rajzowanie z Mikim

Czwartek, 23 czerwca 2016 · Komentarze(0)
Kolejna wycieczka całą ekipą. Jedziemy na Mikołeskę, gdzie Miki miał okazję dokarmić rybki.
Trasa identyczna, jak ostatnim razem.

Po pracy z Mikim

Środa, 22 czerwca 2016 · Komentarze(0)
Prawie najdłuższy dzień w tym roku, pogoda odpowiednia, więc wybieramy się z Mikołajem na wyprawę rowerową. Jedziemy do leśnymi duktami do Mikołeski, wracając wybieramy asfalt jeżeli to możliwe.

Po meczu PL-UKR

Wtorek, 21 czerwca 2016 · Komentarze(0)
Szybkie wyjście po meczu piłkarzy z Ukrainą, przy okazji testuję nowe buty SPD, które zastępują stare wysłużone Shimano SPD m076. Nowe M089 mają miękką podeszwę - nie do końca mi to pasuje. Szosowe do SPD-SL mam twarde, jakby za podeszwę robił stalowy płaskownik o grubości 1 cm.
Nie obyło się też bez dodatkowej regulacji i dokręcania.

Tak, czy inaczej mają swój urok również takie krótkie wypady.

Dwieście solo - drugie w życiu

Niedziela, 19 czerwca 2016 · Komentarze(3)
Kategoria 01. Wycieczki
Po raz drugi w życiu staję przed wyzwaniem przejechania w jeden dzień dystansu powyżej 200 km. Wycieczkę planuję od 1,5 tygodnia. Plan: wyjazd do Cioci i Wujka do Krzywanic, nieopodal Kleszczowa, gdzie w zeszłym roku brałem udział w 
Bike Orient - Góra Kamieńsk.

Planuję wyjazd o 5:00, jednak już na wstępie przy budziku mam ogromne problemy już z wstaniem z łóżka... Wyjazd opóźnia się o dobre 45 min.

A więc jadę. Za ok. 3 godziny wyjechać ma żona z Mikim oraz Babcią, mamy spotkać się u Cioci. Początkowe kilometry są wręcz okrutne. motywacja w skali 0-10 oceniam na 2, siły w nogach 1. Po prostu tragedia. Dodatkowo wczoraj wieczorem wszedł w prawą łydkę ból, który nie ustępuje. Po niemal 30 km przejechanych ze śr. prędkością 23 km/h odpoczywam na ławce. Momentami głowa opada, niemal zasypiam.

Tak mija dobre 30 minut. Mam już myśli o tym, żeby z Krzywanic, w połowie zaplanowanego dystansu zapakować się do auta i wrócić drzemiąc na tylnej kanapie. Ruszam dalej. Nagle dojeżdża do mnie dwóch kolarzy, którzy jadą z Rudy Śl. do Częstochowy. Jedziemy razem przez ok 25 km wymieniając się doświadczeniami oraz zmianami prowadzenia. To było dla mnie zbawienne. Motywacja oraz siły momentalnie poszybowały do góry. Ani się nie obejrzę, a jestem w Częstochowie:


Kolejne dziesiątki km są tylko lepsze. W zasadzie po wyjechaniu z Częstochowy widzę efekty pracy elektrowni w Bełchatowie



Do Krzywanic dojeżdżam ok 15 min przed pozostałą ekipą podążającą samochodem.

U Cioci pyszny rosół (dwie porcje), oraz kotleciki stawiają mnie na nogi. Ciasto i kawa też robią dobrą robotę.

Ruszam w drogę powrotną.

O dziwo nogi pracują rewelacyjnie. Co prawda mięsień prawej łydki nadal pobolewa, jedna sam ból nie nasila się, jedna cały czas występuje. Od początku jazdy zwracam na to uwagę, starając się nie dociskać zbyt mocno.

W drodze powrotnej zajeżdżam do Folwarku, aby kupić kawę. Miałem w planie zjeść dobre ciasto i napić się kawy, jednak kolejna była ogromna. Kupuję jedynie kawę w ziarnach i jadę dalej.

Po kolejnych kilometrach robię przerwę zjeżdżając w boczną drogę leśną, gdzie natrafiam na grób nieznanego żołnierza:



zabity przez hitlerowców 2.09.1939r....

Jadę dalej, kolejne kilometry mijają nadzwyczaj łagodnie. Oczywiście pamiętając ostatnią dwusetkę, kiedy to doczołgałem się do domu.
Na liczniku wybija 200 km, nogi dalej pracują przyzwoicie. Nie jest to może taka praca, jak na dystansie 30 km, ale i tak jest lepiej, niż na pierwszych 30 km tej wycieczki.

Dojeżdżam do domu i ostatecznie na liczniku widnieje 219.16 km, co jest nowym rekordem w ilości pokonany przeze mnie km w ciągu dnia.

Jestem zadowolony, gdyż mimo początkowych trudności udało się. Widzę, że nogi pracują dużo lepiej niż w zeszłym roku, chociaż na pewno dużą rolę odegrał ponad 3 godzinny odpoczynek. Co dalej, jeszcze zobaczymy ;)


Kontynuujemy zabawę w geocaching

Sobota, 18 czerwca 2016 · Komentarze(2)
Teraz czas na mnie, aby schować drobny upominek.
Jest sobota, pogoda dopisuje, wybieramy się zatem całą rodzinką w wytypowane miejsce. Po drodze natknęliśmy się na transport całkiem przyzwoitych 8-mio i 10-cio cylindrówek:


W końcu po kilku kilometrach pokonanych leśnymi duktami docieramy do miejsca o współrzędnych :


gdzie chowamy:


Szczęśliwy odkrywca zostanie właścicielem dwóch map: Puszcza Białowieska oraz Poznaj Krainę Św. Anny. Dwie różne lokalizacje, zatem będzie można zaplanować dwie niezależne rajzy. Jestem pewien, że w planowaniu trasy pomocny będzie Bojan Toporek ;)

Całość ukryta w tym miejscu:

Po wykonanej misji kierujemy się do Jędryska, gdzie Miki będzie mógł poszaleć na placu zabaw. Następnie wracamy do domu przez Mikołeskę.


Wieczorne rajzowanie

Piątek, 17 czerwca 2016 · Komentarze(0)
Po pracy szybki obiad, tradycyjne tygodniowe zakupy (od pewnego czasu z Mikim) i dzięki niemal najdłuższych dni w roku, jeszcze znalazł się czas na rajzowanie.

Wieczorne rajzowanie

Czwartek, 16 czerwca 2016 · Komentarze(0)
Późne zachody słońca kuszą aby porajzować w godzinach wieczornych.
Dzisiejsze rajzowanie na MTB z wysoką kadencją i śr. prędk.
Kadencja: 80