Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2016

Dystans całkowity:1189.97 km (w terenie 384.00 km; 32.27%)
Czas w ruchu:53:30
Średnia prędkość:22.24 km/h
Maksymalna prędkość:51.28 km/h
Suma podjazdów:4250 m
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:49.58 km i 2h 13m
Więcej statystyk

Rowerem przez Podlasie

Sobota, 30 lipca 2016 · Komentarze(2)
Kategoria 01. Wycieczki
Pojawiła się okazja wyjazdu na weekend całą rodzinką w okolice Białegostoku.

Co robię? Rozkręcam rower (jazda samochodem, do którego nie mamy dachowego bagażnika rowerowego), pakuję do bagażnika, razem z biegówką Mikiego oraz pozostałymi torbami. To nieco wydłużony weekend, ruszamy w podróż już w czwartek wieczorem, by w Knyszynie zameldować się ok godz. 0:30. Ale to nie koniec, nasz nocleg mieści się nieopodal wsi Poklinica, obok Knyszyna. Mimo nawigacji mamy problem z dotarciem. Dzwonimy do właściciela Folwarku Jeleń, który kieruje nas na miejsce. A więc dojeżdżamy drogą szutrową do wsi Poklinica (przypomnę, jest prawie pierwsza w nocy), w której jest może kilkanaście domów - chociaż to optymistyczne założenie. Jest ciemno. Dalej mamy wjechać w las i jechać prosto, aż do końca lasu. Żona przed rozłączeniem nie dopytała jak daleko mamy jechać lasem. A więc jedziemy. Nazajutrz, wyjeżdżając na wycieczkę sfotografowaliśmy dojazd:


Dokładnie dwa kilometry leśną drogą :). Powyższe zdjęcie wykonane na drugi dzień. Dojeżdżaliśmy o 1:00 w nocy :).

Piątkowy poranek spędzam z MIkołajem. Rano pada, potem na szczęście przejaśnia się. Po południu wybieramy się na obiad do Knyszyna do restauracji. Następnie odwiedzamy Zamek w Tykocinie, ale o nim za chwilę.
W Knyszynie wstępuję do Centrum Informacji Turystycznej, gdzie bardzo miła Pani informuje mnie o lokalnych atrakcjach turystycznych oraz wręcza mapy, przewodniki. Rewelacja, jak będziecie w tej okolicy koniecznie zajrzyjcie tam w pierwszej kolejności.

Tak więc piątek rodzinnie. Sobota przeznaczona na eksplorowanie Podlasia. Trasę planuję przy wieczornym grilowaniu - pomocne były materiały otrzymane w CIT UG Knyszyn.


Ruszam znacznie później, niż założyłem - przed 10-tą. Zawsze jednak trzeba wypracować kompromis :)

Jadę w stronę Knyszyna, jak się okazuje kolejnym wariantem trasy pomiędzy Folwarkiem, a pobliskim miasteczkiem ;) W Knyszynie przystaję przed pomnikiem Zygmunta Augusta, który dopełnił swojego żywota właśnie w tej okolicy.


Ciało Króla przewieziono do pobliskiego zamku w Tykocinie, który sam wybudował. Tam jego ciało spoczęło na okres kilkunastu miesięcy przed ostatnią drogą do Krakowa - pomocna w tym przedsięwzięciu była spiżarnia wypełniona lodem, oraz .. szyszki chmielu, którymi wypełniono ciało Króla. Jak widać chmiel dobrze konserwuje.

Zamek aktualnie jest odbudowany w ok 1/3. Jak widać, prace nadal trwają.


Odwiedzam również rynek w Tykocinie, pomnik Stefana Czarnieckiego - drugi po Kolumnie Zygmunta najstarszy świecki pomnik w Polsce (cóż za kategoria..),


jak również z zewnątrz kościół parafialny pw. Świętej Trójcy:


Bardzo urokliwe miejsce. OK, to tyle historii, przynajmniej na ten moment.

Wracam do miejscowości Tatary, skąd planuję dalej jechać czerwonym szlakiem rowerowym.
Jest coraz ciekawiej, wioski coraz mniejsze, odległości coraz większe.


Droga zaznaczona na mapie przeradza się w ubity szuter.


Jadę przez ok 15 km spotykając po drodze dwie osoby. I nie są to rowerzyści.
Skrzyżowanie. Skręcam w stronę Biebrzańskiego Parku Narodowego. Trafiam tym samym na szlak Green Velo :) Śledzę jego historię niemal od początku projektu i zawsze chciałem nim przejechać. Nie mam go na dostępnej mapie, jednak zdaje się będę miał okazję pokonać dzisiaj pewien jego odcinek.



W tym miejscu spodziewałem się spotkać na dalszej trasie dziesiątki bikerów.. ;) Spotkałem może kilkunastu :/

Jadę dalej, dopytuję miejscowego gospodarza, jaka odległość dzieli mnie od kolejnego sklepu - "To będzie ze 30 kilometrów". Hmmm... OK.

Wjeżdżam do parku.



Oprócz tablicy informacyjnej, są również ciekawe drogowskazy:


oraz ostrzeżenia:



Uwaga! Łosie na Carskiej szosie! ;)

Wjeżdżam do parku. Dobrze, że droga jest prosta i w miarę równa - przez większość czasu patrzę w prawo, w lewo, nie na drogę. Jest pięknie. Nawet nie fotografowałem - to trzeba po prostu zobaczyć.

Po kilku kilometrach dojeżdżam do Bagna Ławki, niesamowite miejsce. Natura w tym miejscu przenika człowieka na wskroś.


Bagna Biebrzańskie

Kładka ma wg mnie z 200-300 m długości. Przechodzę całą. Jadę dalej, to już 50 km, a ja mam ochotę kręcić korbą bez przerwy do wieczora!



Pokonuję 30 km odcinek szlaku biegnącego przez park. Zaczyna kropić, nadciągnęły ciężkie chmury. Podkręcam tempo, aby dotrzeć do Goniądza, zanim rozpada się na dobre. Tam odpoczywam. Przy Green Velo co kilkanaście kilometrów mamy Miejsce Obsługi Rowerzystów. W pobliskim sklepie uzupełniam zapasy.

Na szczęście najciemniejsza chmura na niebie omija Goniądz. Jadę dalej, wyjeżdżając z miasta gubię zarówno czerwony szlak, jak i Green Velo. Chwila rozeznania sytuacji na mapie, jadąc nadal prosto, powinienem powrócić na szlaki. Tak też się dzieje. Po kilku kilometrach szlaki rozjeżdżają się. Nie wiem co prawda jak dalej biegnie Green Velo (nie ma go na mapie :( ), jednak przynajmniej w tym miejscu jego bieg bardziej mi odpowiada. Wydaje się, że niedługo powinien dołączyć również szlak czerwony. Wybieram Green Velo i odjeżdżam tym samym od głównej drogi wojewódzkiej (które w tym regionie charakteryzują się nasileniem ruchu mniej więcej na poziomie 10-20 samochodów na godzinę) i zwiedzam miejscowości Wroceń, Dolistowo Nowe oraz Stare.


Ten odcinek Green Velo to również Podlaski Szlak Bociani.



Spotykam kilka urokliwych miejsc odpoczynku, jednak mam wrażenie, że dzisiaj siły mam niespożyte. Fota i jedziemy dalej.



Po kilkunastu kilometrach jazdy przez okoliczne miejscowości, ponownie wjeżdżam do Biebrzańskiego Parku Narodowego.

Biebrza

Tym razem widoki są zgoła odmienne. Łąki, sąsiadująca przy szlaku rzeka, ptaki. Po kilku kilometrach pokonanych szutrem postanawiam odpocząć na wspomnianym już MOR przy Green Velo.

O wolne miejsca nie trzeba się przepychać ;)

W tych okolicach średnio co kilkanaście kilometrów spotykam pojedynczych bikerów. Spodziewałem się większego ruchu.

Wyjeżdżam z parku i docieram do kolejnego punktu w Dębowie - śluza.


Pierwsza śluza na Kanale Augustowskim


Jedzie się rewelacyjnie, nawet nie zauważyłem, kiedy na liczniku wybiła setka.

Legenda: 23 st.C, akt. kadencja 80, prędk. 29 km/h, dyst. 109,17 km.

Dojeżdżając do Sztabinia, a więc miejscowości, z której czeka mnie już tylko i wyłącznie powrót do Folwarku (aczkolwiek planuję jeszcze odwiedzić dwa miejsca), spotykam kolejne kapliczki, których w tym rejonie jest cała masa. Mają swój urok.



W samym Sztabinie przerwa przy sklepie. Cola, baton i fota pobliskiego kościoła


Dalej krótki odcinek krajową 8-mką. Tutaj panuje duży ruch. Cała masa samochodów ciężarowych z Rosji, Litwy, Estonii, Łotwy. Szybko uciekam, podążając w kierunku kolejnego obranego dzień wcześniej celu - pozostałości schronów Linii Mołotowa.





Zbieram się w stronę kolejnego, ostatniego celu mojej podroży, a więc Suchowoli. Miejscowość na wschodzie Polski, gdzie zlokalizowany jest.. geograficzny środek Europy (?!?!?). Tak, właśnie tuż przy granicy z Białorusią znajduje się geograficzny środek Europy.

Od parunastu kilometrów nie korzystam już z wyznaczonych szlaków. Co prawda na mapie jest zaznaczony niebieski szlak rowerowy, jednak jego oznakowanie, w przeciwieństwie do tych, którymi miałem okazję dzisiaj podróżować, jest fatalne. Postanawiam nawigować sam. Nie mam mapnika, znalazłem jednak pośrednie rozwiązanie ;).


Prawie jak mapnik
Niestety na niebie ponownie pojawiły się chmury. Tym razem są to chmury burzowe. Jadę dalej.
Krótko przed Suchowolą dołączam znowu do krajowej 8-mki. Jest ogromny szyld: Suchowola - centrum Europy. I tyle widziałem. Co prawda nie zatrzymywałem się, nie dopytywałem, nie kluczyłem. Jednak spodziewałem się widocznych drogowskazów. Nie zauważyłem takich. Może przez zmęczenie?

Jadę w stronę Knyszyna, modyfikuję na bieżąco trasę. Jest godzina 19:00, a ja mam jeszcze parę kilometrów do noclegu. Kalkuluję, że powinienem zdążyć przed zmierzchem (nie wziąłem lampek).

Chwilę później zaczyna grzmieć, padać.


W rozmowie z Lucyną dowiaduję się, że mam jeszcze ponad 30 km. Biorąc pod uwagę godzinę i pozostałe kilometry, nie uda mi się dojechać do końca. Kończę wycieczkę w tym miejscu.
Jak dotąd najczęściej korzystałem z map w skali 1 : 50 000. Ta, w oparciu o którą wytyczałem trasę miała 1 : 250 000. Oczywiście brałem to pod uwagę, jednak jak widać widać niewystarczająco. Szacowałem trasę na 110-120 km, okazało się, że ta planowana miała ok 190 km.

Podsumowując. Mimo, że nie udało się "zatoczyć koła", jestem bardzo zadowolony. Jest to jedna z ciekawszych (o ile nie najciekawsza) wycieczek, jakie było mi dane przejechać rowerem.

Treningowo, po pracy

Środa, 27 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 00. Treningowo
Burza straszy nad Tarnowskimi Górami. Wychodzę zatem z zamysłem pokręcenia po pobliskich drogach. Szybko zauważam ciemne ciężkie chmury. Niby zbliżające się, chociaż trochę niemrawo. Widać błyski spowodowane wyładowaniami atmosferycznymi.

Jadę... Nagle pojawia się pomysł zaatakowania segmentu TG - Towarowa, gdzie końcówką zeszłego roku straciłem mojego jedynego, jak dotąd KOMa. Sezon w pełni, czuję się dobrze, więc czemu nie. Atakuję.

Krótki zjazd w stronę Strzybnicy, następnie skręcam na Grzybową. Nie rozkręcam zbyt dużego tempa, ale jednocześnie nie jadę za wolno. Tak, aby dobrze rozgrzać mięśnie.

Zaczynam atak. Jeżeli dobrze pamiętam, segment zaczyna się od mostku przy rzece Stoła. Jak się okazuje tak właśnie jest.


Segment TG - Towarowa

Od razu zaczynam ostrym tempem - nie ma zmiłuj się. Cały czas prędkość utrzymuję powyżej 30 km/h. Jedzie się dobrze. Tory przekraczam bez większych problemów. Następnie złomowiec, gdzie muszę wyminąć się z Pasatem jadący w zasadzie po swojej lewej stronie. Widząc wolne pobocze i miejsce, gdzie mogę w razie czego uciec, decyduję się nie zwalniać. Jak dotąd było w miarę spokojnie - przeważnie 2%. Teraz, gdy mięśnie pieką, zaczyna się kluczowa faza podjazdu - 500 m o nachyleniu 4-7 %. Wstaję z siodełka, wrzucam niższą przerzutkę, zmniejszając kadencję. Do końca segmentu wyciskam w zasadzie wszystko, na co mnie dzisiaj było stać.
Rezultat - odzyskany KOM, znaczna poprawa wyniku z 4:06, na 3:31 przy śr. prędk. 29,5 km/h :).

Treningowo, po pracy

Wtorek, 26 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 00. Treningowo
Dzisiaj miało padać. I tak się stało, jednak w oparciu o informację uzyskaną od Wojtka, pada w Świerklańcu. W Tarnowskich Górach sucho. Co więcej, chmury burzowe najwyraźniej nie mają  zamiaru nas odwiedzić. Ruszam szosą na trasę treningową.

Jedzie się bardzo przyjemnie. Nie zaginam, jednak prędkość i tak jest znośna.

Rozjazd po weekendzie

Poniedziałek, 25 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 00. Treningowo
W weekend było trochę kręcenia. W poniedziałek pogoda jednak nie dopisuje. Wracam z pracy, pada deszcz.
Na szczęście przestaje chwilę później. Jest w miarę ciepło, więc przed 20-tą udaje się wyjść na chwilę.

Nie jadę szybko, tak o byle pokręcić i pomóc mięśniom usunąć kwas mlekowy.

Niedzielne familijne rajzowanie

Niedziela, 24 lipca 2016 · Komentarze(0)
Dzisiaj wyjeżdżamy całą rodzinką na leśne dukty. W planach całodniowa wycieczka.

Ruszamy o 11:00, kierując się w stronę 3 stawów, nieopodal Połomii. Jakieś 2 m-ce temu Maciek pokazał mi tą drogę, jednak na odcinku chyba 5 km było kilka skrzyżowań. Na jednym z nich (wydaje się, że na jednym z ostatnich) popełniłem błąd i wyjeżdżamy na trasę LU biegnącą od krajowej 11-tki do Połomii. Na szczęście wiem, gdzie należy skręcić, aby dotrzeć do wyznaczonego celu.

Nad jeziorkiem robimy wspólną focię z rąsi.

Jedziemy dalej w kierunku Krupskiego Młyna, korzystamy oczywiście głównie z leśnych dróg.



W Krupskim Młynie odpoczywamy na placu zabaw - nie tylko MIki ma frajdę.



Po odwiedzinach najbliższych, kierujemy się w stronę Piłki, gdzie u Celiny posilamy się przed powrotem do domu.

Wracamy przez Mikołeskę, w zasadzie stałą już trasą.

Miki fajnie zniósł trudy podróży, to jego drugi najdłuższy wypad rowerowy.

Wypad familią na miasto

Sobota, 23 lipca 2016 · Komentarze(0)
Po sobotnim rajzowaniu i obiedzie, wyruszamy całą rodzinką na miasto. Oczywiście rowerami.
Na Rynku w Tarnowskich Górach imprezy z okazji ŚDM.



Całkiem sympatycznie.

Nagle podjeżdża do nas Maciek. Wymieniamy kilka zdań, potem spotykamy Basię z dziećmi. Na koniec podjeżdżamy na kiełbaskę do szwagra.

No cóż, dzień (łącznie z porannym rajzowaniem) wypełniony po brzegi atrakcjami :)

Sobotnie rajzowanie

Sobota, 23 lipca 2016 · Komentarze(1)
Kategoria 01. Wycieczki
Jestem umówiony z Wojtkiem na godz. 5:00. Budzik nastawiony na 4:05...

Dzwoni telefon. Odbieram, Wojtek
- Zaspałeś?

Patrzę na zegarek.. f**k! 5:15. Umawiamy się na Mikołesce.

Szybko wstaję, cały czas zastanawiając się czemu budzik nie zadzwonił. Do tej pory nie wiem, pewnie wyłączyłem go w półśnie, myśląc o drzemce 10 min. Śniadanko: jogurt naturalny, granola miód, do tego kakao.

Ruszam żwawo, szybko rozgrzewając nogi. Jest chłodno - 10 st. C. Spotykamy się na leśnym parkingu, przed Mikołeską. Jest wczesny ranek, panuje cisza. Wojtek stwierdza, że słyszał jak nadjeżdżam od przynajmniej 40 sek.

Krótka wymiana zdań, na szczęście nie zebrało mi się za zaspanie i ruszamy już razem dalej. Kierunek Koty. Następnie Krupski Młyn, skąd nową autobaną kierujemy się do Żędowic.



Do Żędowic nawet nie wjeżdżamy, od razu skręcamy w stronę Solarni. Aczkolwiek robimy chwilowy postój przy mapie i znakach wskazujących szlaki. "Turawa 50,2  km" hmmm. Pojawia się wstępnie plan rajzy za dwa tygodnie, jak otrzymamy stosowne pozwolenia oraz pogoda dopisze.
W samej Solarni w sklepiku uzupełniamy zapasy, by na kolejnym parkingu odpocząć i uzupełnić płyny.


W międzyczasie temperatura sięga prawie 30 st. C, a więc amplituda w trakcie dzisiejszego wypadu to niemal 20 st.!

Odwiedzamy Lubliniec, skąd kierujemy się okrężną drogą (tutaj wychodzi brak przygotowania) do Kochcic. Tam oglądamy Pałac Ludwika Karola von Ballestrema z początku XX wieku. Chociaż wydaje nam się, że stan zarówno samego pałacu, jak i parku pozostawia wiele do życzenia.. :(



Następnie kierujemy się już powoli w stronę domu, oczywiście zajeżdżając do Celiny. A więc pierogi :)

Po odpoczynku ruszamy dalej. Odcinek, na którym wg mnie powstaje autobana (wykarczowane drzewa w pasie o szerokości ok 3 m) nie się nie zmienia. Wydaje się, że nic nie zrobiono od 2 tygodni. Miejmy nadzieję, że powstanie tu autobana, która przyspieszyłaby trasę do Celiny - myślę, że o przynajmniej 5-10 min.

Po kilkuset metrach Wojtek łapie gumę. Grubsza sprawa.



Lepiej nie mógł wybrać. Zatrzymaliśmy się jakieś 500 m od cywilizacji. Postanawiam .. nie przeszkadzać w naprawie i jadę w kierunku Bruśka, gdzie nabywam dwa chłodne "izotoniki".

Dalej przez Mikołeskę jedziemy w kierunku domu.

Kolejny udany wypad, chociaż tym razem nie obyło się bez awarii. Fajnie, że pojawiły się w głowach kolejne wyzwania.

Treningowo, po pracy

Środa, 20 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 00. Treningowo
Dzisiaj spokojne kręcenie, po wczorajszej "szarpaninie". Kadencja ledwie 76 (wczoraj 86).

Ponownie treningowo, po pracy

Wtorek, 19 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 00. Treningowo
Kolejne wyjście późnym wieczorem. Pogoda dzisiaj znacznie lepsza - nie pada, a wiatr jest delikatnie odczuwalny.

Kręcę zatem nowy dłuższy wariant szosowej trasy treningowej, który to coraz bardziej zaczyna mi odpowiadać. Pierwsze 10 km traktuję jako rozgrzewkę. Czuję się bardzo dobrze, nogi pracują odpowiednio. Od Księżego Lasu przyciskam mocniej na pedały. Od Jesiony jadę już na maksa, biorąc pod uwagę prawie 40 km dystans. Tak jest już do końca.

Na Segmencie Grzybowa notuję PRa, awansując na 20/60 pozycję. Segment pokonałem ze śr. prędk. 30,1 km/h.

Treningowo, po pracy

Poniedziałek, 18 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 00. Treningowo
Wychodzę na szosę tuż przed 20-tą. Obieram kierunek trasy treningowej, jej krótszy szosowy wariant. Ciężkie chmury wydają się schodzić z nieba na ziemię. Jak się okazuje, od 14-tego kilometra zaczyna padać mżawka. Tak już jest do końca trasy, z różną intensywnością. Da się żyć.
Na szczęście wiatr nie przeszkadza, więc zaczynam sobie pozwalać na coraz bardziej zuchwałe kręcenie. Trasa w miarę prosta, więc mokry asfalt nie jest przeszkodą.

Jazda była na tyle szybka, że na segmencie Połomia do lasu+las+do końca


udaje się wykręcić PRa. Pobijam o 4 sek. czas z poprzedniego roku awansując w klasyfikacji o jedną pozycję na 46 miejsce na 106 bikerów.