Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2016

Dystans całkowity:694.00 km (w terenie 129.00 km; 18.59%)
Czas w ruchu:30:37
Średnia prędkość:22.67 km/h
Maksymalna prędkość:47.25 km/h
Suma podjazdów:2751 m
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:57.83 km i 2h 33m
Więcej statystyk

Sobotnie rajzowanie

Sobota, 24 września 2016 · Komentarze(2)
Kategoria 01. Wycieczki
Kolejny raz postanawiamy z Wojtkiem skorzystać z polskich kolei (a co, wspomóżmy ten deficytowy biznes) i planujemy rozpoczęcie trasy w Kluczborku. Oczywiście najpierw zbiórka na dworcu w Tarnowskich Górach, jedziemy do Lublińca, razem za 8 zł :) Jest OK.
W Lublińcu przesiadka, mamy kilkanaście minut.



Następny odcinek, podobnej odległości, pokonujemy za...  36 zł! :( To mniej nam się podoba. Chyba w przyszłości poprzestaniemy na Lublińcu.

Wysiadamy w Kluczborku i od razu kierujemy się do centrum - bardzo urokliwe miejsce.





Ruszamy w trasę, kierujemy się na południe, chwilowo korzystając z krajowej 45-tki,by po kilku kilometrach wjechać na mało uczęszczane drogi.



Przekraczamy krajową 11-tkę i odpoczynek w przepięknym miejscu



Pokonując kolejne kilometry, natrafiamy na kopalnię odkrywkową



Następnie Zborowskie, Kochcice - to okolice dobrze już nam znane m.in. z wyprawy sprzed dwóch tygodni. Zaczyna padać, na szczęście po chwili ustaje. Jednak dalej zbliżając się do Lublińca widzimy, że musiało padać zdecydowanie mocniej.

Zajeżdżamy do Piłki, tam posilamy się przed ostatnim odcinkiem :) Przez moment pada drobny deszcz. Postanawiamy ruszać dalej.
Niestety, prace nad autobaną przeciągają się w nieskończoność.


Dojeżdżamy do Mikołeski. Temperatura szybko spada, pojawia się mgła.



120 mamy w nogach, odpoczywamy w Mikołesce, gdzie dowiadujemy się, że w Kaletach miało miejsce oberwanie chmury i deszcz padał przez dwie godziny - dobrze, że nie trafiliśmy na takie warunki.

Wyjeżdżamy z Mikołeski lasem w stronę Pniowca i Tarnowskich Gór, widoczność jest coraz mniejsza.



Temperatura spada do 11 st. C.



W końcu dojeżdżamy do domów. Dużo ciekawych miejsc mieliśmy okazje dzisiaj zobaczyć, pewnie jeszcze wrócimy w te okolice. Trudna wyprawa, której końcówka zaowocowała przeziębieniem :(.


Treningowo, po pracy

Czwartek, 22 września 2016 · Komentarze(2)
Kategoria 00. Treningowo
Kolejne wyjście na rower na pograniczu dnia i nocy. Tak to już jest..
Nogi pracowały wyśmienicie, jedynie temperatura mogłaby być wyższa..

Mikołeska

Wtorek, 20 września 2016 · Komentarze(3)
Kategoria 00. Treningowo
Szybkie wyjście wieczorkiem. Umawiam się z Wojtkiem. Jedziemy do Mikołeski.
Miła, przyjemna rajza. O tej porze roku mimo coraz niższych temperatur, jeździ się przyjemnie. Nogi wytrenowane, więc pracują odpowiednio. Ach szkoda, że ten sezon nie trwa przynajmniej 1 miesiąc dłużej.

Treningowo, po pracy

Poniedziałek, 19 września 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 00. Treningowo
Wyjście późnym (jak na tą porę roku) wieczorem na krótką pętlę. Wychodzę o 19-tej, co wystarcza raptem na 16 km..

Treningowo, po pracy

Wtorek, 13 września 2016 · Komentarze(1)
Kategoria 00. Treningowo
Niestety po ostatnim rajzowaniu jestem delikatnie przeziębiony. Na szczęście gardło jest w porządku (przynajmniej na razie), jedyny objaw to katar, więc przeprowadzam kurację rowerową :).

Wyjeżdżam na trasę treningową, by końcem trasy zajechać jeszcze do apteki po tabletki z witaminą C i rutyną.

Niedzielne rajzowanie

Niedziela, 11 września 2016 · Komentarze(1)
Kategoria 01. Wycieczki
Wczorajsza wyprawa zakończyła się awaria i powrotem pociągiem do domu. Postanowiliśmy dzisiaj z Wojtkiem wykorzystać to, że nie trzeba kupować biletu na rower na linii Tarnowskie Góry-Lubliniec (rozporządzenie obowiązuj zdaje się na odcinku Katowice-Częstochowa) i równo o 6:00 ładujemy się do osobowego w Tarnowskich Górach.


Podróż pociągiem szybko mija. Studiujemy mapy, planujemy trasę. Fotografuję krajobraz, jak zwykle piękny o poranku.


Dzięki uprzejmości polskich kolei dojeżdżamy w zdaje się ok. 20 min do Lublińca. Ruszamy. Kilka kilometrów dalej, tuż przed Kochcicami taka sytuacja:

Weekend pod znakiem zdjętego tylnego koła.

Wczoraj wieczorem, gdy w pośpiechu instalowałem Żony koło do mojego roweru, wymieniając przy tym oponę, musiałem naruszyć gumową osłonkę na obręczy. Dętka przecięta od wewnątrz :(

Szybka wymiana dętki, jednak pompowanie nie było już tak szybkie.. Okazało się, że nowa dętka ma mega krótki wentyl...

Krótka przerwa i narada przy Kochcickim... w Kochcicach


Jedziemy dalej. Za Kochcicami odbijamy w stronę Ciasnej. I co?


No proszę! Przed nami jeszcze ze 100 km!

W Ciasnej jesteśmy zmuszeni wjechać na krajową 11-tkę. Jest jednak niedziela, wczesny ranek - samochodów jak na lekarstwo. Szybko przejeżdżamy ok. 4 km odcinek, by zjechać na mniej uczęszczane drogi. Słońce zaczyna pracować.



Po kilku kolejnych kilometrach wjeżdżamy w końcu do lasu.


Tereny piękne. Mijamy Stare Kuczoby, następnie Kucoby, Kiki. W Podłężu Szlacheckim krótka przerwa przy tamie. Szkoda, że tak zaniedbanej :(. Rozprawiamy krótko na ten temat, przyglądając się z jej bliska.


Lata świetności dawno przeminęły.. 

Nadal pędzimy lokalnymi drogami. Kostrzyna, Przystajń, w Kamińsku skręcamy na niebieski szlak. Ponownie korzystamy z leśnych dróżek. Jest to jednak jedynie kilkukilometrowy odcinek. Temperatura w okolicach 30 st. C. Coraz częstsze postoje, coraz więcej napojów.

Po drodze spotykamy kilku bikerów..



.. mało rozmowni.

Zbliżamy się do Lublińca, skąd planujemy ruszyć lasem do domu.



Zajeżdżamy do Celiny. Tam regeneracja.

Postanawiamy zaatakować Krywałd. Ja byłem tam raz, Wojtek trzy razy. Jednak żaden z nas nie jechał tam od strony Piłki. Czas najwyższy. Było kilka znaków zapytania, raz dopytaliśmy lokalnych bikerów i oczywiście trafiamy.


Aż trudno uwierzyć, że to środek lasu :)

Następnie przez Mikołeskę wracamy bezpośrednio do domu.

Kolejna świetna wyprawa rowerowa!



Rodzinne rajzowanie

Sobota, 10 września 2016 · Komentarze(0)
Po śniadaniu całą ferajną wybieramy się na wycieczkę rowerową do Babci. Jak to ostatnio często bywa, trasę planujemy przez Piłkę, jednak tym razem chcemy zajechać do Leśnicy na pstrąga.
Pogoda rozpieszcza. Jest niemal połowa września, a temperatury takie, jakie powinny być tego lata.

A więc przed 11-tą siadamy na rowery (Miki do fotelika - wydaje się, że jest to ostatni jego sezon w foteliku) i ruszamy w kierunku Mikołeski. Miki po drodze zasypia, więc tam robimy krótką przerwę.

Po 30 minutach ruszamy dalej. Jestem ciekaw, czy ten piaszczysty odcinek został już przez robotników zamieniony na autobanę.. Jednak jeszcze nie, ale jesteśmy blisko - są już powbijane słupki wykreślające jej przebieg :). Jedziemy powoli po piaszczystym terenie. Muszę się zatrzymać, patyk zaplątał się w koło. Jak się okazuje, nie w szprychę, a w obręcz :(...


Już wolę patrzeć na brudnego buta..

Tym sposobem, będąc w środku lasu między Bruśkiem, a Piłką, postanawiamy udać się do Koszęcina. Stamtąd podróż kontynuować już pociągiem do domu.
Do najbliższego pociągu mamy 1,5 godziny. Niestety uszkodzeniu uległa moja tylna obręcz, więc nie chciałem ryzykować dalszej jazdy z Mikim. Idziemy z tak zwanego buta. Wg mapy, mamy ok 6 km do przejścia.

Na dworzec w Koszęcinie docieramy 2 minuty przed pociągiem. Co za ulga, kolejny za ponad dwie godziny. W pociągu kupujemy bilety i tutaj mała niespodzianka. Na tej linii rowery jadą za darmo! :)


Dzisiejsza wycieczka nieco inna, niż pierwotnie planowaliśmy, przyniosła mimo wszystko wiele zabawy i atrakcji (podróż pociągiem była dla Mikiego rewelacją). Kolejny udana rowerowa sobota ... mimo awarii :)




Chechło, ponownie

Czwartek, 8 września 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 00. Treningowo
Ponowny wypad na Chechło. Wyjechalem może 5 min później, w porównaniu do wczorajszego treningu. Mimo podobnie bezchmurnego nieba, a więc podobnych warunków, zauważalnie widać coraz krótszy dzień.
Dobrze, że przynajmniej pogoda pozwala na wieczorną przejażdżkę ;)..

Chechło wieczorową porą

Środa, 7 września 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 00. Treningowo
Szybki wypad wieczorem na Chechło. Wyraźnie widać coraz krótszy dzień.

Wycieczka do Rodziny - czwarta dwusetka

Niedziela, 4 września 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 01. Wycieczki
Przy okazji zeszłotygodniowej wizyty u Babci, podjęliśmy decyzję o odwiedzeniu Cioci i Wujka w Krzywanicach. Od razu zwietrzyłem okazję do jazdy szosą :).
Planuję odtworzyć trasę z czerwca, z dwóch powodów:
1. dzień jest teraz o ok 3 g 40 min krótszy, a więc nie chcąc jechać szosą po zmierzchu między samochodami, dysponuję znacznie mniejszym zapasem czasu.
2. Testu aplikacji do nawigacji ViewRanger, o której dowiedziałem się od Kolegi Krzysztofa. Jako trasę do nawigacji wgrałem plik gpx ostatniej wyprawy.

Pobudka 5:45, o 6:30 jestem już na rowerze. OK, mogło być wcześniej... ale coraz trudniej przychodzi mi weekendowe wczesne wstawanie.
Termometr w domu wskazywał 15 st. C. Jak szybko się okazało, po wyjeździe z miasta temperatura w lesie, za Miasteczkiem Śląskim  wynosi raptem 10 st. C. Jest chłodno - żałuję, że nie wziąłem cieplejszej bluzy. Początki ponownie były trudne, jednak z każdym kilometrem łatwiej przychodziło przekręcenie korby. Może sama myśl o dystansie, jaki pozostaje do pokonania przytłacza? :)

Pierwszy postój w tym samym miejscu, co ostatnio.


Kręcę dalej, słońce jest coraz wyżej, jednak temperatura nie chce rosnąć.



Nawigacja sprawuje się wyśmienicie. Cała zabawa polega na tym, że jeżeli zboczysz z wcześniej wybranej trasy, smartphone poinformuje o tym dźwiękiem i wibracjami. Jeżeli się nie odzywa, to znaczy, że jedziesz dobrze.. bądź aplikacja/smartphone nie działa. Tak, czy owak masz spokojną głowę i możesz się skupić na samej jeździe.

W samej Częstochowie ViewRanger spisał się wyśmienicie. Dwukrotnie szybko poinformował mnie o zboczeniu z trasy, co szybko skorygowałem. Obyło się bez zerkania na mapę, czy telefon.

Kolejny przystanek w tym samym miejscu, w którym odpoczywałem w czerwcu. Generalnie poza naszymi regionami, gdzie są liczne miejsca postoju, jest strasznie ubogo w tym względzie. Można jechać 50 km i nie spotkać żadnej tzw. "miejscówki"!

Dojeżdżam do Krzywanic. Z daleka widzę Elektrownię Bełchatów - największą elektrownie węglową wytwarzająca energię elektryczną z węgla brunatnego. Przy tej okazji jest to największy emitent dwutlenku węgla w Polsce.



Dojeżdżam do Cioci i Wujka w zdecydowanie lepszym stanie, niż było to ostatnim razem.

20 min za mną przyjeżdżają samochodem Miki, Żona i Babcia :)

Po około 3 godzinach ruszam w drogę powrotną. Żona namówiła mnie jeszcze na kawę, która już wkrótce okaże się kluczowa.

Wiem, że wyjechałem za późno, brakuje mi ok pół godziny. Trudno, czuję się dobrze, zatem odpoczynków będzie mniej i będą krótsze. Początkowo plan utrudnia wiatr, który potężnie wieje w twarz, do tego zaczęło padać. Na szczęście po kilku kilometrach zmieniam kierunek jazdy z W na S oraz SW, więc jest nieco lepiej. Dodatkowo deszcz już nie pada, a temperatura jest prawie idealna. Niebawem wjeżdżam do kilkukilometrowego odcinka drogi prowadzącej przez las, więc wiatru niemal nie odczuwam.

Po 40 km pierwszy postój. 10 min i jadę dalej. Mijam Kamyk. Teraz czeka mnie kilka wzniesień, ale pokonuję je bardzo sprawnie (jak na swoje możliwości górala ;) ). 

Stacja benzynowa. To już niemal 170 km. Potrzebuję cukru - Pepsi. Jak zwykle w takich sytuacjach, zostawiam sobie tego typu napoje na ostatnie kilometry.

Słońce coraz niżej, jednak z moich rachunków wynika (m.in. metodzie, która w oparciu o wyciągniętą dłoń pozwala oszacować czas, jaki pozostał do zachodu słońca - a więc ręka wyprostowana, dłoń ułożona poziomo, każdy palec pomiędzy słońcem, a horyzontem daje nam +/- kwadrans), że zmierzch powinien mnie zastać w okolicach Strzybnicy. Jest dobrze.

Konopiska przejeżdżam skoncentrowany na trasie, nawet nie zauważyłem sklepów z garniturami ;p. Tutaj ponownie ratuje mnie ViewRanger. Boronów, słońce tuż nad linią horyzontu! A mnie pozostało jeszcze prawie 30 km! Niestety pogoda dzisiaj nie pomaga, niebo zaszły chmury. Ciężkie chmury. Nie przejmuję się tym, jestem przygotowany na opady.

Koniecznie potrzebuję chwili przerwy, dosłownie 5 min.

Ruszam dalej. Koszęcin, pozostaje nieco ponad 20 km. Chmury coraz cięższe, zaczyna kropić deszcz. Po chwili opady są coraz większe, jednak nie to jest problemem. Jednocześnie robi się ciemno i do tego pojawia się burza. Tego jest za wiele. Ze względów bezpieczeństwa, postanawiam przerwać jazdę na odcinku Brusiek-Tworóg :(. Chowam się pod wiatą na parkingu leśnym (wspominałem o tej infrastrukturze wcześniej).

To już drugi raz w tym roku jak z opresji ratuje mnie Żona. Po wykonaniu telefonu przyjeżdża po mnie wraz z Mikim.

Mimo wszystko udało się pokonać 200 km. Jest chyba OK, chociaż niedosyt w takich sytuacjach zawsze pozostaje. Jednak trzymam się stale mojej zasady - nic na siłę.
 Aplikację mogę polecić, jeżeli chociaż mniej więcej orientujecie się w terenie. Jest pomocna i co równie ważne nie zauważyłem znacznego zwiększenia zużycia baterii.