Niedzielne rajzowanie
Niedziela, 11 września 2016
· Komentarze(1)
Kategoria 01. Wycieczki
Wczorajsza wyprawa zakończyła się awaria i powrotem pociągiem do domu. Postanowiliśmy dzisiaj z Wojtkiem wykorzystać to, że nie trzeba kupować biletu na rower na linii Tarnowskie Góry-Lubliniec (rozporządzenie obowiązuj zdaje się na odcinku Katowice-Częstochowa) i równo o 6:00 ładujemy się do osobowego w Tarnowskich Górach.
Podróż pociągiem szybko mija. Studiujemy mapy, planujemy trasę. Fotografuję krajobraz, jak zwykle piękny o poranku.
Dzięki uprzejmości polskich kolei dojeżdżamy w zdaje się ok. 20 min do Lublińca. Ruszamy. Kilka kilometrów dalej, tuż przed Kochcicami taka sytuacja:
Wczoraj wieczorem, gdy w pośpiechu instalowałem Żony koło do mojego roweru, wymieniając przy tym oponę, musiałem naruszyć gumową osłonkę na obręczy. Dętka przecięta od wewnątrz :(
Szybka wymiana dętki, jednak pompowanie nie było już tak szybkie.. Okazało się, że nowa dętka ma mega krótki wentyl...
Krótka przerwa i narada przy Kochcickim... w Kochcicach
Jedziemy dalej. Za Kochcicami odbijamy w stronę Ciasnej. I co?
W Ciasnej jesteśmy zmuszeni wjechać na krajową 11-tkę. Jest jednak niedziela, wczesny ranek - samochodów jak na lekarstwo. Szybko przejeżdżamy ok. 4 km odcinek, by zjechać na mniej uczęszczane drogi. Słońce zaczyna pracować.
Po kilku kolejnych kilometrach wjeżdżamy w końcu do lasu.
Tereny piękne. Mijamy Stare Kuczoby, następnie Kucoby, Kiki. W Podłężu Szlacheckim krótka przerwa przy tamie. Szkoda, że tak zaniedbanej :(. Rozprawiamy krótko na ten temat, przyglądając się z jej bliska.
Nadal pędzimy lokalnymi drogami. Kostrzyna, Przystajń, w Kamińsku skręcamy na niebieski szlak. Ponownie korzystamy z leśnych dróżek. Jest to jednak jedynie kilkukilometrowy odcinek. Temperatura w okolicach 30 st. C. Coraz częstsze postoje, coraz więcej napojów.
Po drodze spotykamy kilku bikerów..
.. mało rozmowni.
Zbliżamy się do Lublińca, skąd planujemy ruszyć lasem do domu.
Zajeżdżamy do Celiny. Tam regeneracja.
Postanawiamy zaatakować Krywałd. Ja byłem tam raz, Wojtek trzy razy. Jednak żaden z nas nie jechał tam od strony Piłki. Czas najwyższy. Było kilka znaków zapytania, raz dopytaliśmy lokalnych bikerów i oczywiście trafiamy.
Następnie przez Mikołeskę wracamy bezpośrednio do domu.
Kolejna świetna wyprawa rowerowa!
Podróż pociągiem szybko mija. Studiujemy mapy, planujemy trasę. Fotografuję krajobraz, jak zwykle piękny o poranku.
Dzięki uprzejmości polskich kolei dojeżdżamy w zdaje się ok. 20 min do Lublińca. Ruszamy. Kilka kilometrów dalej, tuż przed Kochcicami taka sytuacja:
Weekend pod znakiem zdjętego tylnego koła.
Wczoraj wieczorem, gdy w pośpiechu instalowałem Żony koło do mojego roweru, wymieniając przy tym oponę, musiałem naruszyć gumową osłonkę na obręczy. Dętka przecięta od wewnątrz :(
Szybka wymiana dętki, jednak pompowanie nie było już tak szybkie.. Okazało się, że nowa dętka ma mega krótki wentyl...
Krótka przerwa i narada przy Kochcickim... w Kochcicach
Jedziemy dalej. Za Kochcicami odbijamy w stronę Ciasnej. I co?
No proszę! Przed nami jeszcze ze 100 km!
W Ciasnej jesteśmy zmuszeni wjechać na krajową 11-tkę. Jest jednak niedziela, wczesny ranek - samochodów jak na lekarstwo. Szybko przejeżdżamy ok. 4 km odcinek, by zjechać na mniej uczęszczane drogi. Słońce zaczyna pracować.
Po kilku kolejnych kilometrach wjeżdżamy w końcu do lasu.
Tereny piękne. Mijamy Stare Kuczoby, następnie Kucoby, Kiki. W Podłężu Szlacheckim krótka przerwa przy tamie. Szkoda, że tak zaniedbanej :(. Rozprawiamy krótko na ten temat, przyglądając się z jej bliska.
Lata świetności dawno przeminęły..
Nadal pędzimy lokalnymi drogami. Kostrzyna, Przystajń, w Kamińsku skręcamy na niebieski szlak. Ponownie korzystamy z leśnych dróżek. Jest to jednak jedynie kilkukilometrowy odcinek. Temperatura w okolicach 30 st. C. Coraz częstsze postoje, coraz więcej napojów.
Po drodze spotykamy kilku bikerów..
.. mało rozmowni.
Zbliżamy się do Lublińca, skąd planujemy ruszyć lasem do domu.
Zajeżdżamy do Celiny. Tam regeneracja.
Postanawiamy zaatakować Krywałd. Ja byłem tam raz, Wojtek trzy razy. Jednak żaden z nas nie jechał tam od strony Piłki. Czas najwyższy. Było kilka znaków zapytania, raz dopytaliśmy lokalnych bikerów i oczywiście trafiamy.
Aż trudno uwierzyć, że to środek lasu :)
Następnie przez Mikołeskę wracamy bezpośrednio do domu.
Kolejna świetna wyprawa rowerowa!