Deszczowo
Z Wojtkiem na niedzielę byliśmy umówieni już w piątek. Postanawiamy spotkać sie wcześnie rano, gdyż od 12 ma padać. Cel - setka.
Spotykamy się o wyznaczonej porze. Przyjeżdżamy dosłownie razem na umówiony punkt. Ruszamy od razu w kierunku Kalet przez Mikołeskę. W związku z pewną sprawą, jaką muszę załatwić w Potępie modyfikujemy wstępne założenia co do trasy.
W miarę szybko docieramy do Koszęcina, gdzie robimy krótką przerwę niedaleko Parku.
Następnie przez Piłkę w stronę Żyłki oraz Potępy, gdzie łapie nas deszcz!
Wg meteo miało padać od 12, a tutaj zegar wskazuje raptem 9:15. Jest chłodno, więc nie decydujemy się na podróżowanie w takich warunkach i czekamy pod wiatą przystanku jakieś 20 min.
Po chwili zaczyna się rozpogadzać (przynajmniej nieznacznie) i udajemy się od razu w stronę Baru u Celiny (wcześniej myśleliśmy jeszcze o przejechaniu przez Krupski Młyn).
Ponownie zaczyna padać, w nogach jednak jest siła, a opad nie jest tak intensywny. Postanawiamy dojechać do Celiny, gdzie będziemy mogli się posilić. Trafiamy w zasadzie w najlepszym momencie (chociaż mam już przemoczone wrażliwe miejsca -> tyłek :) )
Tam spędzamy jakieś 1,5h słuchając spadających kropel na dach i spożywając pyszny rosół oraz pierogi z mięsem.
Nagle zaczęło się rozpogadzać, więc od razu wsiadamy na nasze maszyny - łańcuchy pracują coraz głośniej.
Przejeżdżamy tuż obok Rezerwatu Mikuliny
Niestety nie ma czasu na zajechanie do Rezerwatu, pogoda jest niepewna. A szkoda, bo to bardzo malownicze miejsce..
Szybko docieramy poznając nową autobanę do asfaltu, którym udajemy się prosto do Kalet, gdzie łapie nas kolejny deszcz.
Ponownie, jak tylko ciężkie chmury odchodzą wsiadamy na rowery i jedziemy w stronę domu. Niestety na autobanie z Kalet w kierunku Głębokiego Dołu łapie nas deszcz.
Chwilę czekamy na lepsze warunki i jedziemy dalej. Widzę kątem oka nadchodzące kolejne ciężkie chmury. Tych już nie ominiemy, nie czekamy też a ż przejdą. Jesteśmy blisko domu, więc jedziemy. Docierając do domu, jestem niemal cały mokry. Jednak mimo 14 st.C w tym momencie zimna nie odczuwam. Widzę, że braknie mi ok 2 km do setki. Więc postanawiam zrobić jeszcze małe kółko. Gdyby chociaż nie padało pewnie podjechałbym jeszcze ze 2 km więcej, a tak pozostało nieznaczne przekroczenie granicy 100 km.
Fajna wycieczka, chociaż deszcz mocno wydłużył całą wyprawę. Ale i tak, 5 setka w tym roku, pierwsza MTB :)