Sobotnie rajzowanie
Sobota, 19 września 2015
· Komentarze(1)
Kategoria 01. Wycieczki
Idąc za ciosem tematyki ostatniej wyprawy i ustalamy z Wojtkiem trasę dzisiejszej wycieczki jako główny punkt programu przyjmując były 13 Dywizjon Rakietowy Obrony Powietrznej.
Zbiórka o 6:45 na ul. Grzybowej, skąd od razu kierujemy się do Mikołeski. Godzina wczesna, więc już dzień wcześniej ustaliliśmy, że porządną ucztę zrobimy na trasie. W domu zjadłem jedynie owsiankę. W nocy padał deszcz, wilgotność jest b. duża. Okulary są bezużyteczne, a z kasku co chwilę skrapla się woda.
Po kilkunastu minutach ruszamy dalej autobaną w stronę Kotów. Wszechobecne mgły, wilgotność oraz temperatura ponownie uświadamiają nam zbliżającą się jesień. Ale jest pięknie.
Mijamy po drodze kilku grzybiarzy, sporadycznie bikerów.
Od Kotów krótka trasa szosą i w Potępie skręcamy w stronę Żyłki, skąd chcemy kierować się do Stawu Piegża. Popełniamy jednak błąd nawigacyjny i dojeżdżamy aż do krajowej 11-stki. Tam podziwiamy stok narciarski i skocznię w jednym.
Są zabezpieczone pnie drzew, oświetlenie.. myślę, że FIS nie miałby się do czego doczepić :)
Kierujemy się do drogi biegnącej z Krupskiego Młyna do Lublińca omijając staw.
Przejeżdżając obok stacji uzdatniania wody wjeżdżamy na szosę, by po ok 1 km skręcić w drogę, która doprowadzi nas bezpośrednio do jednostki. Niestety ta w przeciwieństwie do 14. dywizjonu ogniowego artylerii rakietowej, jaką objechaliśmy w zeszły weekend, jest zamknięta.
Dalej chcemy podjechać do Lublińca, aby następnie kierować się do Baru u Celiny. Dojeżdżamy do Solarni, gdzie w okolicznym sklepiku pytamy o dalszą drogę. Chyba niezbyt dokładnie słuchaliśmy, gdyż mamy problemy nawigacyjne i trochę kluczymy po lesie.
Nie udaje się dotrzeć do Lublińca, rezygnujemy zatem z tego punktu trasy i udajemy się prosto do Piłki aby się posilić.
Dobrze, że choć w drobnym stopniu odpoczęliśmy. Wjeżdżając z Piłki w leśną trasę okazuje się, że jest prowadzona wycinka. Przez kilka dobrych kilometrów walczymy z piachem jadąc 10-13 km/h. Dojeżdżamy do Bruśka skąd szybko szosą przelatujemy robiąc cykliczne zmiany do Kalet. Tam zaglądamy na chwilę na imprezę organizowaną z okazji oficjalnego otwarcia Ichtioparku.
Powrót przez Głęboki Dół, na autobanie spotykamy miłego Pana pracującego przy wycince. W takich warunkach żadna maszyna nie zastąpi siły mięśni koni, które ochoczo pracowały pod dyktando właściciela.
Kolejna udana wyprawa w tym roku. A do zatergetowanych 5 tys. już niewiele.. ;)
Zbiórka o 6:45 na ul. Grzybowej, skąd od razu kierujemy się do Mikołeski. Godzina wczesna, więc już dzień wcześniej ustaliliśmy, że porządną ucztę zrobimy na trasie. W domu zjadłem jedynie owsiankę. W nocy padał deszcz, wilgotność jest b. duża. Okulary są bezużyteczne, a z kasku co chwilę skrapla się woda.
Po kilkunastu minutach ruszamy dalej autobaną w stronę Kotów. Wszechobecne mgły, wilgotność oraz temperatura ponownie uświadamiają nam zbliżającą się jesień. Ale jest pięknie.
Mijamy po drodze kilku grzybiarzy, sporadycznie bikerów.
Od Kotów krótka trasa szosą i w Potępie skręcamy w stronę Żyłki, skąd chcemy kierować się do Stawu Piegża. Popełniamy jednak błąd nawigacyjny i dojeżdżamy aż do krajowej 11-stki. Tam podziwiamy stok narciarski i skocznię w jednym.
Są zabezpieczone pnie drzew, oświetlenie.. myślę, że FIS nie miałby się do czego doczepić :)
Kierujemy się do drogi biegnącej z Krupskiego Młyna do Lublińca omijając staw.
Przejeżdżając obok stacji uzdatniania wody wjeżdżamy na szosę, by po ok 1 km skręcić w drogę, która doprowadzi nas bezpośrednio do jednostki. Niestety ta w przeciwieństwie do 14. dywizjonu ogniowego artylerii rakietowej, jaką objechaliśmy w zeszły weekend, jest zamknięta.
Dalej chcemy podjechać do Lublińca, aby następnie kierować się do Baru u Celiny. Dojeżdżamy do Solarni, gdzie w okolicznym sklepiku pytamy o dalszą drogę. Chyba niezbyt dokładnie słuchaliśmy, gdyż mamy problemy nawigacyjne i trochę kluczymy po lesie.
Nie udaje się dotrzeć do Lublińca, rezygnujemy zatem z tego punktu trasy i udajemy się prosto do Piłki aby się posilić.
Dobrze, że choć w drobnym stopniu odpoczęliśmy. Wjeżdżając z Piłki w leśną trasę okazuje się, że jest prowadzona wycinka. Przez kilka dobrych kilometrów walczymy z piachem jadąc 10-13 km/h. Dojeżdżamy do Bruśka skąd szybko szosą przelatujemy robiąc cykliczne zmiany do Kalet. Tam zaglądamy na chwilę na imprezę organizowaną z okazji oficjalnego otwarcia Ichtioparku.
Powrót przez Głęboki Dół, na autobanie spotykamy miłego Pana pracującego przy wycince. W takich warunkach żadna maszyna nie zastąpi siły mięśni koni, które ochoczo pracowały pod dyktando właściciela.
Kolejna udana wyprawa w tym roku. A do zatergetowanych 5 tys. już niewiele.. ;)