Góra Św. Anny

Sobota, 23 kwietnia 2016 · Komentarze(2)
W ostatnich dwóch latach na Górę Św. Anny jechałem w sierpniu. Tym razem postanowiłem pojechać już w kwietniu, kiedy w nogach mam raptem tysiąc km w tym roku. Na wyprawę natchnął mnie Paweł, który opowiadał o organizowanym za dwa tygodnie wyścigu. Tym samym w czwartek rozpocząłem nieśmiałe przygotowania (również te mentalne). Wstępnie planowałem wyjazd wcześnie rano, jednak chłodna noc i poranek wpłynęły na modyfikację planów.
Na rower wsiadam dopiero o 8:45. Jedzie się bardzo przyjemnie, jest chłodno, ale przy stosunkowo niskiej wilgotności komfortowo. O dziwo wiatr nie przeszkadza - momentami nawet delikatnie pomagał. Mimo całkiem dobrych warunków pogodowych, pierwszego kolarza spotykam dopiero po 26 km (kolejnego po następnych 15 km).
Pierwszy odpoczynek zaplanowałem w Zalesiu Śląskim, dojeżdżając na horyzoncie pojawia się cel wycieczki.


Cel dzisiejszej podróży - Góra Św. Anny

W samym Zalesiu Śl. 20 min. odpoczynku. Posilam się przed zbliżającym się podjazdem, uzupełniam płyny. Ruszam dalej.
Po kilku kilometrach zaczynam podjazd. Na początku rozgrzewka, 3-4% wśród budzącej się po zimie naturze:

Pierwszy odcinek podjazdu na Górę Św. Anny od strony Leśnicy

Po ok. 1,5 km jest nawet krótkie wypłaszczenia (1-2%), które pozwala nabrać tchu przed kulminacyjnym odcinkiem, który zaczyna się od skrzyżowania z drogą do Zdrzieszowic. Od tego momentu nachylenie wzrasta do 6-9% i nie daje odpocząć do samego końca. Tętno doszło do 188. Udało się, chociaż całą górę zaatakowałem zbyt optymistycznie i miałem strach w oczach, że nie wystarczy sił do samego końca.


Profil podjazdu na Górę Św. Anny od strony Leśnicy



Sanktuarium na Górze Św. Anny
Po krótkiej wizycie w Sanktuarium, udaję się do pobliskiej restauracji. Przed drogą powrotną trzeba się zregenerować. Siedząc w ogródku (słońce pracowało idealnie, bezchmurne niebo), zauważam że niektórzy "mają łatwiej":

Cudo dzisiejszej techniki i marketingu: rower-hybryda (?)

Mam nadzieję, że ten biker rozplanował zużycie akumulatora i nie braknie mu "prądu" kilka kilometrów przed domem ;).

Po ok. 30 min postanawiam jeszcze zobaczyć pobliski pomnik i amfiteatr. Bardzo urokliwe miejsce.


Pomnik Czynu Powstańczego



Urokliwe, jednak wyjazd z niego wymagał sporego nakładu sił. Kilkuset metrowy podjazd po kostce brukowej o nachyleniu 12% dał mi się we znaki.

W drodze powrotnej robię dwa krótkie odpoczynki, głównie na posiłek i uzupełnienie płynów. Zdaje się zbyt krótkie, podjazd po kostce również daje znać o sobie. Do domu dojeżdżam na oparach.

Super wycieczka, wpada ponad 124 km i prawie 640 m przewyższeń :).

Komentarze (2)

[limit] oby nam jeszcze dłuuuuuuuugo nie były takie potrzebne ;)
Najdziwniejsze jest to, że osoby w pełni sił kusi zakup takiego niby rowera

zapala 19:41 poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Hybryda to nie rower. To sprzęt dla niepełnosprawnych ;-p

limit 16:26 niedziela, 24 kwietnia 2016
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa epoul

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]