Przełęcz Okraj
Poniedziałek, 15 sierpnia 2016
· Komentarze(1)
Kategoria 01. Wycieczki, .z Mikołajem
Drugi dzień pobytu w Karpaczu. Lucyna proponuje wjazd na Przełęcz Okraj - 1046 m n.p.m.
Ruszamy ok 11-tej, wpierw kierując się do Informacji Turystycznej, w celu nabycia mapy. Kupujemy za 8 zł mapę Karpacz i okolice, gdzie idealnie widać trasę dzisiejszej wycieczki. Będziemy głównie podążać szlakiem niebieskim.
Szlak jest dosyć dobrze oznaczony, jedynie w okolicach Western City, gdzie w związku z inwestycją został przeniesiony, musieliśmy dopytać parkingowego o jego dalszy bieg. Dalej nawigacja nie sprawiała już najmniejszego problemu.
Już pierwsze kilometry trasy pokazują, że nie będzie łatwo. Podjazdy miejscami ponad 10%, do tego nierówny teren.
Lucyna momentami prowadzi rower, teren jest trudny.
Cały czas wspinamy się, pokonując kolejne metry w poziomie oraz pionie :). Jedziemy lasem, więc jedynie w kilku miejscach widzimy efekty naszej wspinaczki, gdzie między koronami drzew widać dolinę, inne szczyty.
Pojawiają się również kryzysy, zwątpienia we własne siły. W pewnym momencie zaczęliśmy powątpiewać w to, czy uda nam się wjechać. Po chwili rozmowy decydujemy się wjeżdżać - zjechać zawsze można :).
Tereny są piękne, powietrze świeże, ok. 18 st. C słońce co chwilę pojawia się zza chmur oraz drzew. Warunki idealne.
Dojeżdżamy do Jedlinek, dalej kilka kilometrów asfaltem. Przy okazji zjeżdżamy kilkadziesiąt metrów w dół, jest okazja do odpoczynku, razem ze świadomością, że te metry trzeba będzie z powrotem zdobyć ;)
Przed Kowarami skręcamy w prawo, gdzie dalej wspinamy się Złotą Drogą. Ma ona doprowadzić nas do drogi asfaltowej, a więc ostatniego odcinka na Przełęcz Okraj. Droga jest szutrowa, z nachyleniem 5-10%, z przewagą odcinków 5-7% oraz krótkimi ściankami. Odpuszcza jedynie chwilami.
Mijamy Rzekę Jedlicę, mamy jeszcze do pokonania ponad 200 metrów w pionie. Sił coraz mniej, jednak motywacja na tym samym poziomie. Walczymy.
Dojeżdżamy do asfaltu, a więc ostatni odcinek 1,5 km, no może 2, jednak ze stałym podjazdem 6-9%.
Jest to część podjazdu, na którym często goszczą kolarze, więc na asfalcie pojawiają się napisy 500 m, 300 m, 200 m... pomagają w ostatnich metrach. Przełęcz Okraj zdobyta!
Profil naszego podjazdu wygląda następująco:
Krótki odpoczynek i obiad w Amelkowej Chacie - polecamy ;).
Następnie decydujemy się zjeżdżać asfaltem do samych Kowar. Szybciej i mimo wszystko bezpieczniej, aniżeli krętą drogą szutrową. Czyli przez prawie 10 km jedziemy 30-40 km/h niemal non stop na hamulcach. Jest 15-16 st. C., ręce zmarzły. Na szczęście w samych Kowarach temperatura wzrasta do 18 st. C.
Dalej spokojnie udajemy się do bazy.
Super wypad w pełnej ekipie :), pokonane ponad 43 km i 933 m przewyższenia w naprawdę ciężkim terenie. Dobrze, że te chwile zwątpienia w ok 1/5 trasy nie popsuły tego dnia. Wniosek, odsuwajcie od siebie takie myśli, skupiamy się na celu i go realizujemy - oczywiście zachowując przy tym wszelkie środki ostrożności.
Ruszamy ok 11-tej, wpierw kierując się do Informacji Turystycznej, w celu nabycia mapy. Kupujemy za 8 zł mapę Karpacz i okolice, gdzie idealnie widać trasę dzisiejszej wycieczki. Będziemy głównie podążać szlakiem niebieskim.
Szlak jest dosyć dobrze oznaczony, jedynie w okolicach Western City, gdzie w związku z inwestycją został przeniesiony, musieliśmy dopytać parkingowego o jego dalszy bieg. Dalej nawigacja nie sprawiała już najmniejszego problemu.
Już pierwsze kilometry trasy pokazują, że nie będzie łatwo. Podjazdy miejscami ponad 10%, do tego nierówny teren.
Lucyna momentami prowadzi rower, teren jest trudny.
Cały czas wspinamy się, pokonując kolejne metry w poziomie oraz pionie :). Jedziemy lasem, więc jedynie w kilku miejscach widzimy efekty naszej wspinaczki, gdzie między koronami drzew widać dolinę, inne szczyty.
Pojawiają się również kryzysy, zwątpienia we własne siły. W pewnym momencie zaczęliśmy powątpiewać w to, czy uda nam się wjechać. Po chwili rozmowy decydujemy się wjeżdżać - zjechać zawsze można :).
Tereny są piękne, powietrze świeże, ok. 18 st. C słońce co chwilę pojawia się zza chmur oraz drzew. Warunki idealne.
Dojeżdżamy do Jedlinek, dalej kilka kilometrów asfaltem. Przy okazji zjeżdżamy kilkadziesiąt metrów w dół, jest okazja do odpoczynku, razem ze świadomością, że te metry trzeba będzie z powrotem zdobyć ;)
Przed Kowarami skręcamy w prawo, gdzie dalej wspinamy się Złotą Drogą. Ma ona doprowadzić nas do drogi asfaltowej, a więc ostatniego odcinka na Przełęcz Okraj. Droga jest szutrowa, z nachyleniem 5-10%, z przewagą odcinków 5-7% oraz krótkimi ściankami. Odpuszcza jedynie chwilami.
Mijamy Rzekę Jedlicę, mamy jeszcze do pokonania ponad 200 metrów w pionie. Sił coraz mniej, jednak motywacja na tym samym poziomie. Walczymy.
Dojeżdżamy do asfaltu, a więc ostatni odcinek 1,5 km, no może 2, jednak ze stałym podjazdem 6-9%.
Jest to część podjazdu, na którym często goszczą kolarze, więc na asfalcie pojawiają się napisy 500 m, 300 m, 200 m... pomagają w ostatnich metrach. Przełęcz Okraj zdobyta!
Profil naszego podjazdu wygląda następująco:
Krótki odpoczynek i obiad w Amelkowej Chacie - polecamy ;).
Następnie decydujemy się zjeżdżać asfaltem do samych Kowar. Szybciej i mimo wszystko bezpieczniej, aniżeli krętą drogą szutrową. Czyli przez prawie 10 km jedziemy 30-40 km/h niemal non stop na hamulcach. Jest 15-16 st. C., ręce zmarzły. Na szczęście w samych Kowarach temperatura wzrasta do 18 st. C.
Dalej spokojnie udajemy się do bazy.
Super wypad w pełnej ekipie :), pokonane ponad 43 km i 933 m przewyższenia w naprawdę ciężkim terenie. Dobrze, że te chwile zwątpienia w ok 1/5 trasy nie popsuły tego dnia. Wniosek, odsuwajcie od siebie takie myśli, skupiamy się na celu i go realizujemy - oczywiście zachowując przy tym wszelkie środki ostrożności.