W trakcie ostatnich paru dni umówiliśmy się na niedzielne rajzowanie. Następnie Wojtek poprosił mnie o propozycję wycieczki, więc rzucam temat Park Krajobrazowy Lasy nad Górną Liswartą. Propozycja została przyjęta, a więc jedziemy.
Pobudka w niedzielę rano o 3:55.... o zgrozo! No nic, ostatnim razem dałem d..y na całego, więc nie ma wymówek. Wstaję i szybko robię tosty. Do tego maślanka ;).
Tak najedzony i spakowany (w większości dnia poprzedniego) ruszam na miejsce zbiórki. Na rower wsiadam dokładnie o wschodzie słońca, które w Tarnowskich Górach w dniu dzisiejszym miało miejsce dokładnie 4:47.
Przyjeżdżam na miejsce zbiórki pierwszy. Jest rześko - całe 6 st. C. Kuźwa, przecież mamy lipiec !!!
Wojtka jeszcze nie ma, więc aby nie marznąć jadę mu na spotkanie. Do tej pory spotkałem jedną osobę - taksówkarza.
Po krótkim powitaniu ruszamy od razu w stronę Kalet, najkrótszą możliwą drogą, tak aby przejechać jak najwięcej po Parku Krajobrazowym Lasy nad Górną Liswartą. Jest zimno, Wojtkowi temperatura doskwiera w dłonie, mnie w nogi. Ale jedziemy. Tempo w okolicach 20-23 km/h.
Po drodze do Kalet Wojtek pokazuje mi słynny Cis Donnersmarcka.
Tutaj można poczytać conieco na temat tego wiekowego drzewa. W zasadzie dotychczas podążając nieraz Pętlą z Cisem Donnersmarcka myślałem, że jest w całkiem innym miejscu :).
Za Strzebiniem robimy krótką przerwę w polu. Następnie nieznanym wcześniej szlakiem prosto docieramy do Boronowa.
Słońce jest coraz wyżej, jednak temperatura cały czas mozolnie pnie się do góry. W tym miejscu było zdaje się ok 10 st. C.
Natrafiamy też na ciekawy przejazd:
Tylko gdzie jest mikrofon? Na szczęście mimo wczesnej pory dróżnik otwiera po chwili szlaban.
W Boronowie krótka narada i przegląd miejscowej mapy:
Krótko mówiąc, jest gdzie jeździć Chyba będzie to miejsce wypadowe do kolejnych eskapad.
Z Boronowa szybki przejazd do Herb, gdzie wpadam jak oparzony za potrzebą (maślanka? ;) ) na stację benzynową, a tam kolejka przez cały sklep - pielgrzymka z Dolnego Śląska na Jasną Górę - pozdrawiamy starsze Panie i Panów :/
OK, po wszystkim ruszamy już na oczekiwany szlak. Jest super, czasami całokształt tylko trochę psuja piaski:
Czasami zjawiskowo:
Tereny bardzo przyjemne, już mam ochotę planować kolejny wypad. Jakoś wyprawy szosą bardzo pozytywnie nastawiły mnie na wycieczki w te strony.
Dodatkowo okazuje się, że Wojtek jechał już tym szlakiem wiosną, przy okazji pewnego rajdu Zabiera mnie w ciekawe miejsce przy drodze, gdzie po 55 km robimy przerwę.
Miejsce jest malownicze, staw zaopatrywany jest wodą z pobliskiego strumyka za pomocą dość oryginalnego rozwiązania
Następnie trafiamy na szlak niebieski. Tak rozmawiając jedziemy trzymając się szlaku, nie patrząc na mapę. I to był błąd, gdyż obcinamy połowę trasy przez Park Krajobrazowy, jaką mieliśmy pokonać. Dodatkowo wydaję się po śladzie na Endo, że kilometrowo wyszło podobnie. No cóż będzie zatem dobry powód aby tu wrócić, jeszcze pewnie w tym roku.
Krótki odpoczynek na rynku w Lublińcu, piję pepsi. Udajemy się następnie do Celiny, aby posilić się wyśmienitymi pierogami. Zachęcam Wojtka do jazdy moim dawnym szlakiem - może od tej strony na niego trafię ;). Udaje się !!
W Barze u Celiny robimy dłuższą przerwę na regenerację.
Ruszamy następnie znaną nam trasą do Kalet. Drugi odcinek po szosie pokonujemy w szybkim tempie kolejno wychodząc na zmiany. Chwila odpoczynku w Parku na Jędrysku i powrót przez Głęboki Dół. Chwilę potem Wojtek jedzie w swoją stronę, ja przez Pniowiec znaną mi drogą do domu.
Fajna wycieczka, dużo kilometrów, szkoda tego odcinka na Liswarcie. Ale trudno, będzie okazja do powrotu..
PS. Amplituda temperatury wyniosła w trakcie wycieczki.. 21 st. C.