Wstępnie umawiam się z Krzysztofem na krótki trening. Ubieram się, ruszam szosą w umówione miejsce - ok. 12 km od domu. Wyjechałem jednak z ok. 10 min spóźnieniem, próbuję nadrobić przynajmniej część na trasie. Niestety nie udaje się i na ok 8 km postanawiam wykonać telefon, że potrzebuję jeszcze kilku minut. Odczytuję smsa od Krzysztofa, że nie da rady. Zmieniam zatem trasę i jadę w kierunku domu Krzysztofa.
Czerwone światło, zatrzymujemy się (tzn. ja i samochody, rowerem jadę solo). Po chwili ruszamy. Ja spod świateł ruszam znacznie lepiej :). Kolejne samochody wyprzedzają mnie, wtem słyszę zbliżający się samochód, jadący nieco szybciej ode mnie. Słyszę, że jedzie bardzo blisko, wyprzedza w odległości max 50 cm. Facet na przednim, prawym siedzeniu zajęty telefonem. Gdy w końcu mnie wyprzedził, orientuję się, że jest to samochód nauki jazdy. Nosz ku...ze! Co to ma być!
Odjeżdża i chyba wraz z nim moja irytacja. Wracam myślami do kadencji, przerzutek i tego o jaki temat poruszyć z Krzysztofem - w końcu do wyjazdu pozostały dokładnie 3 tygodnie.
Zjeżdżam z głównej drogi, widzę zamknięte rogatki na przejeździe kolejowym i ... znaną mi już eLkę. Szyby otwarte, postanawiam podjechać.
- Dzień dobry - zaczynam.
- Dzień dobry.
- Mam takie pytanie. Jaka jest prawidłowa odległość pojazdu wyprzedzającego rowerzystę?
Konsternacja. Instruktor odpowiada coś w stylu bezpieczna itd. Ja ponownie zadałem pytanie jaka jest wg kodeksu o ruchu drogowym i wtedy chyba przypomniał sobie wspomnianą sytuację. Pan instruktor stwierdził, że "przepisy przepisami" jednak minęli mnie bezpiecznie. Stwierdziłem, że uczy kursanta jazdy, więc nie rozumiem tego stwierdzenia. Jak zapytałem, co by się stało gdyby silny podmuch wiatru przesunął mnie o 0,5 m w lewo, stwierdził że odległość 1 m nie wpłynęłaby wtedy na moje bezpieczeństwo. Tymczasem młody kursant słowa jak dotąd nie wypowiedział. Poinformowałem jedynie, że na ostatnim odcinku jedynie ta eLka wyprzedziła mnie w tak małej odległości. Na to instruktor do mnie, że pewnie naruszyli przepisy przekraczając podwójną ciągłą.. To było za wiele. Stwierdziłem, że dalsza rozmowa nie ma sensu, kierując słowa do kursanta powiedziałem jedynie, żeby zachowywał większy odstęp od rowerzystów. Rogatki się uniosły..
Jak tu wymagać od kierowców zachowania odpowiedniej odległości, skoro instruktor w ten sposób podchodzi do sprawy? Ręce opadają.
A wracając: