Sobotnie rajzowanie po szosie - walka o kilometry

Sobota, 5 grudnia 2015 · Komentarze(1)
Kategoria 00. Treningowo
Grudzień, niemalże bezchmurne niebo, słońce i 7 do 8 st. C to wskazania termometru. W tym okresie trzeba koniecznie korzystać z takich okazji. To nić, że wiatr wieje z prędkością ok. 7-8 m/s w porywach pow. 15 m/s. Ale już nie będę narzekać na wiatr. Zostawię to na okres letni, gdzie co drugi dzień kręcę korbą. Jak wspomniałem o tej porze roku trzeba wykorzystać każdą nadarzającą się okazję. Jest ich przecież tak niewiele..

Wpierw rusza w stronę Miasteczka Śląskiego, ruch jest duży. Jadę z pomagającym wiatrem i na segmencie od Częstochowskiej do Tankszteli uzyskuję średnią 35,4 km/h. Tym samym mam PRa i miejsce 38/88. (do KOMa brakło niecałych 9 km/h :) ). Zwalniam dopiero wjeżdżając w teren zabudowany, wcześniej prędkości rzadko schodziły poniżej 37 km/h.
Weekendowi kierowcy dają znać o sobie przejeżdżając czasem 50 cm ode mnie. Dlatego przy pierwszej okazji skręcam w stronę Kalet, choć w zamiarze miałem dociągnięcie do Sośnicy. W przyrodzie nic nie dostajesz za darmo, wiatr który wcześniej pomagał, teraz chce przedstawia rachunek za tą "usługę". Walczę z tętnem na poziomie 160 jadąc pod wiatr z prędkością 24-25 km/h.

W Kaletach spoglądam na stoper pulsometru (pracujący od startu, bez zatrzymań przy postoju - np. na światłach). Rozpoczęła się 46 minuta jazdy, a ja mam przejechane 22,5 km. Szybka kalkulacja w głowie i wyliczam, że mogę uzyskać fajny wynik i przejechać ponad 30 km w godzinę. Pulsometr mam od niedawna, więc nie mierzyłem tego typu osiągnięć. Stoper w liczniku automatycznie wstrzymuje naliczanie w trakcie postoju. Kojarzyłem jedynie z endo, że kiedyś już przejechałem ponad 30 km w godzinę.
A więc postanawiam zawalczyć, chociaż teraz jadąc przez Kalety wiatr nie pomaga, dodatkowo dwóch kierowców wymusza na mnie wyhamowanie niemal do zera skręcając w lewo (nie zjeżdżając do środka jezdni). Tętno od razu z ok 150-155 skacze do 170 - tak już będzie do końca godzinnego odcinka. Na zegarze wybija godzina w Bruśku, nieopodal kościoła. Patrzę na licznik - 30,06 km :) udało się!!!
Chociaż do Bradley'a Wiggins'a jeszcze troszkę brakło ;).

Wjeżdżam na pierwszy parking odpocząć i napić się jeszcze ciepłej herbaty z cytryną.


Z Bruśka do Tworoga odcinek 7 km prostej, gdzie również walczę z wiatrem, ale już na spokojnie, chcę już dojechać do domu. Te ostatnie 15 min z godzinnego odcinka dały mi się we znaki.

Teraz wracam myślami do wczorajszej wycieczki i już nie mogę się doczekać kolejnych wypraw.



Komentarze (1)

Do wiosny coraz bliżej .

Wojciech 20:45 niedziela, 6 grudnia 2015
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa amiit

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]