Sobotnie rajzowanie
Sobota, 27 sierpnia 2016
· Komentarze(1)
Kategoria 01. Wycieczki
To już tydzień, odkąd ostatnio miałem dwa kółka miedzy nogami. Niestety infekcja gardła uniemożliwiła mi jazdę. Teraz jest już znacznie lepiej, chociaż i tak mam duże wątpliwości przed dzisiejszą rajzą. Głód pokonywania kilometrów na rowerze wygrywa.
Spotykamy się wczesnym rankiem - o dziwo tym razem to ja czekam na Wojtka. Robię foty.
Wojtek przyjeżdża. Ma jednak drobne problemy techniczne z tylnym hamulcem. Oczywiście żaden z nas nie ma choćby jednego pokrzywionego imbusa, żeby ustawić tylny zacisk hamulca. Trudno, jedziemy - z nie takimi przeciwnościami radziliśmy już sobie ;)
Jak zwykle o tej porze dnia jest cudownie.
Dojeżdżamy w okolice Kopalni Bibiela, by posilić się i zrobić bazę do dalszej jazdy.
Ruszamy dalej. Dojeżdżamy do Woźnik, gdzie obserwujemy delikatnie mówiąc zastój w budowie A1.
Dalej kierujemy się w stronę Kalet. Czuję jednak, że nogi jakoś tak nie kręcą korbą tak, jakbym chciał. Czyżby skutki niedawnej infekcji, którą nadal odczuwam?
Skręcamy w stronę Mikołeski, gdzie od pewnego czasu przy lokalnym sklepie (z zapleczem ławkowo-stolikowym) w końcu uruchomiono punkt gastronomiczny.
Rozmawialiśmy o tym z Wojtkiem od co najmniej kilku m-cy.
Posiłek nie pomaga :(. Nie mam siły na setkę, chociaż plany były ambitne. Jedziemy jeszcze krótką rundkę po nieznanej nam trasie i postanawiamy wracać do domu. Trudno, nic na siłę. I tak udało się przejechać niemal 90 km.
Spotykamy się wczesnym rankiem - o dziwo tym razem to ja czekam na Wojtka. Robię foty.
Wojtek przyjeżdża. Ma jednak drobne problemy techniczne z tylnym hamulcem. Oczywiście żaden z nas nie ma choćby jednego pokrzywionego imbusa, żeby ustawić tylny zacisk hamulca. Trudno, jedziemy - z nie takimi przeciwnościami radziliśmy już sobie ;)
Jak zwykle o tej porze dnia jest cudownie.
Dojeżdżamy w okolice Kopalni Bibiela, by posilić się i zrobić bazę do dalszej jazdy.
Ruszamy dalej. Dojeżdżamy do Woźnik, gdzie obserwujemy delikatnie mówiąc zastój w budowie A1.
Dalej kierujemy się w stronę Kalet. Czuję jednak, że nogi jakoś tak nie kręcą korbą tak, jakbym chciał. Czyżby skutki niedawnej infekcji, którą nadal odczuwam?
Skręcamy w stronę Mikołeski, gdzie od pewnego czasu przy lokalnym sklepie (z zapleczem ławkowo-stolikowym) w końcu uruchomiono punkt gastronomiczny.
Rozmawialiśmy o tym z Wojtkiem od co najmniej kilku m-cy.
Posiłek nie pomaga :(. Nie mam siły na setkę, chociaż plany były ambitne. Jedziemy jeszcze krótką rundkę po nieznanej nam trasie i postanawiamy wracać do domu. Trudno, nic na siłę. I tak udało się przejechać niemal 90 km.