Dzień 4 - gdzie ta Warszawa
Piątek, 6 lipca 2018
· Komentarze(0)
Kategoria 03. Wisła 1200, 01. Wycieczki
Dzień 4 9.07.2018
W tym dniu pobudkę mieliśmy nieco później, bo o 7:00. Aż wstyd się przyznać ;), takie z nas leniuchy.
Musze się pochwalić, że w porównaniu do zeszłorocznej wyprawy, moja organizacja jest zdecydowanie lepsza. Zdarza się nawet, że jestem "wyrychtowany" przed Krzysztofem. Moje morale wystrzeliwują do góry, gdy słyszę od niego pochwałę w tym względzie. Oprócz bagażu doświadczenia ważna jest nawet w tym względzie forma fizyczna i tym samym koncentracja. Pamiętam doskonale, jak w zeszłym roku szukałem przez 10 min po całym pokoju buffa, który schował się pod kaskiem.W tym dniu pobudkę mieliśmy nieco później, bo o 7:00. Aż wstyd się przyznać ;), takie z nas leniuchy.
Początek dzisiejszej trasy jest bardzo malowniczy, teren niezbyt trudny. Jadąc zastanawiamy się gdzie robimy przerwę na obiadokolację. Mimo nieco późniejszej godziny wyjazdu celujemy w Nowy Dwór Mazowiecki, może nieco bliżej, chociaż może być ciężko z punktami gastronomicznymi.
Mniej więcej 30 km przed Warszawą zaczynają się single tracki. Warunki wymuszają częste przeprowadzanie roweru.
Fot. Barbara (Natan Team)
Nawet jeżeli odcinkami można było jechać, to prędkości rzadko przekraczały 20 km./h.Jest jednak bardzo malowniczo, cały czas trasa biegnie tuż przy Wiśle.
Fot. Barbara (Natan Team) - Stanisław walczący na Single tracku.
I tak jedziemy sobie w czwórkę, niezbytnio się spiesząc. Znajomi informują nas o pytonie krążącym w okolicy - obyśmy się nie natknęli :).
To jaki trudny był ten odcinek przed Warszawą pokazują dwie awarie w rowerze Marcina. Skończona liczba trytytek jest w stanie zastąpić każdą śrubę, czy zerwane mocowanie.
Fot. Ekokrzychu - o tutaj przełóż
Na tym 30 km odcinku mija nas kilku innych uczestników, pozdrawiamy się. Nagle z krzaków wyłania się... Bartek! No to teraz się będzie działo. Pełni pozytywnej energii atakujemy dalej.
Po single tracku jeszcze przed wjazdem do centrum W-wy mała niespodzianka.
Fot. Barbara (Natan Team) - czy może być jeszcze więcej piachu?
Fot. Bartek
W Warszawie meldujemy się o 16-tej - czas na posiłek. To jedna z wielu sytuacji na tym maratonie, kiedy trasa weryfikuje nasze plany. Wstępnie planowaliśmy posiłek kilkadziesiąt km dalej. Jest upalnie, szukamy jakiegoś dogodnego miejsca. Łapiemy przydrożny bar, w którym są całkiem przyjemne zapachy. Decydujemy się na posiłek.W trakcie posiłku Marcin wspomina, że chciałby spróbować zmieścić się w 6 dniach. Patrząc na ostatnie kilometry jestem sceptyczny. Wiemy też, że czekają nas jeszcze trudne odcinki.
Tuż po wyjeździe ze stolicy cywilizacja się kończy. Ponownie podróżujemy w zaciszu lasów i łąk.
Posiłek i krótka regeneracja pozytywnie wpłynęły na naszą formę i morale.
Widoki są piękne..
a teren bywa różny..
Marcin na trasie Wisła 1200.
Pod koniec dzisiejszego dnia spotykamy bardzo miłych Państwo, którzy oferują lemoniadę oraz szybki warsztat wszyskim uczestnikom maratonu. Obserwują na bieżąco pozycje zawodników i jak tylko jakaś grupka, czy jadący(a) solo się zbliża od razu wychodzą ze świeżą lemoniadą. Spędzamy chwilę z tymi przemiłymi ludźmi i tak dojeżdża do nas ekipa Giant'ów (Natan Team) - razem udajemy się do tego samego hostelu na nocleg. Krótko po ustawieniu rowerów w kotłowni, ustalamy godzinę startu na 5.
W naszej grupie ostatecznie poddajemy tą godzinę dyskusji i demokratycznie utrzymujemy.