Niedzielne rajzowanie solo
Niedziela, 26 czerwca 2016
· Komentarze(1)
Kategoria 00. Treningowo
Po wczorajszej wspinaczce na Pradziada, dzisiaj nieco równiny :) Od wczoraj zastawiałem się, na który rower wsiąść. Wygrał MTB. Z uwagi na wiatr oraz niepewne warunki pogodowe - ok 14 ma padać przez 1,5-2 h.
Jadę zatem leśnymi duktami w stronę Krupskiego Młyna. Oczywiście nie najkrótsżą drogą ;p.
W Bruśku msza i tuż obok lejące się z kraników.... piwo.
Niesamowite.
Jadę dalej, staram się jechać wyłącznie lasem, zostawiając sobie szosę na wyprawy szosą.
Jest gorąco, może nie tak jak wczoraj, bo raptem 28 st. C, ale strasznie duszno. Pojawiają się coraz cięższe chmury. Jadę do Celiny na pierogi, gdzie zastaje mnie deszcz.
Miało zacząć padać ok 14-tej, a jest raptem po 12-tej. Plany trafiają w łeb.
Czekam racząc się pierogami ruskimi do póki opad osłabnie. Rozmawiam z Wojtkiem, w Świerklańcu burza :/ No cóż zobaczymy co dalej będzie.
W końcu decyduję się wyjechać, teraz jedynie pojedyncze krople spadają na mnie z nieba, zdecydowana większość z otaczających mnie drzew, poruszanych wiatrem. Po kilku kilometrach przestaje padać (z nieba), przekraczam krajową 11-stkę i docieram do miejsca, gdzie wczoraj było naprawdę gorąco. Wiedziałem, że w okolicach Krupskiego Młyna miała miejsce burza, ale takiego widoku nie spodziewałem się.
U Babci spędzam jakiś czas, następnie kieruję się asfaltem w stronę Kotów, aby dalej skręcić w stronę Mikołeski. Mimo ciężkich chmur nie pada. Temperatura oscyluje wokół 18 st. C (rano było 28), więc decyduję się przejechać nieco na około. Przed 18-tą melduję sie w domu. Czekam na przyjazd Mikuli i żony z "wakacji".
Jadę zatem leśnymi duktami w stronę Krupskiego Młyna. Oczywiście nie najkrótsżą drogą ;p.
W Bruśku msza i tuż obok lejące się z kraników.... piwo.
Niesamowite.
Jadę dalej, staram się jechać wyłącznie lasem, zostawiając sobie szosę na wyprawy szosą.
Jest gorąco, może nie tak jak wczoraj, bo raptem 28 st. C, ale strasznie duszno. Pojawiają się coraz cięższe chmury. Jadę do Celiny na pierogi, gdzie zastaje mnie deszcz.
Miało zacząć padać ok 14-tej, a jest raptem po 12-tej. Plany trafiają w łeb.
Czekam racząc się pierogami ruskimi do póki opad osłabnie. Rozmawiam z Wojtkiem, w Świerklańcu burza :/ No cóż zobaczymy co dalej będzie.
W końcu decyduję się wyjechać, teraz jedynie pojedyncze krople spadają na mnie z nieba, zdecydowana większość z otaczających mnie drzew, poruszanych wiatrem. Po kilku kilometrach przestaje padać (z nieba), przekraczam krajową 11-stkę i docieram do miejsca, gdzie wczoraj było naprawdę gorąco. Wiedziałem, że w okolicach Krupskiego Młyna miała miejsce burza, ale takiego widoku nie spodziewałem się.
U Babci spędzam jakiś czas, następnie kieruję się asfaltem w stronę Kotów, aby dalej skręcić w stronę Mikołeski. Mimo ciężkich chmur nie pada. Temperatura oscyluje wokół 18 st. C (rano było 28), więc decyduję się przejechać nieco na około. Przed 18-tą melduję sie w domu. Czekam na przyjazd Mikuli i żony z "wakacji".