Dzisiaj w planie dłuższa jazda w tzw. tlenie. A więc niskie tętno, bez większych wysiłków.
Pierwsze kilkanaście km rewelacyjne. Większość co prawda pokonana asfaltem, jednak odcinki leśne nie sprawiały większych problemów - jedynie miejscami na kilku krótkich odcinkach droga była podmokła. Planując dzisiejszy wypad, obawiałem się tego, jednak uznałem, że po ostatnich dniach bez opadów powinno być znośnie.
Pierwsze schody zaczęły się po kilkunastu km. Odcinek z Brynicy do Zielonej przez Głęboki Dół podcina mi nogi. Warunki są fatalne, właśnie tego się obawiałem. Grzęznę w błocie - opony 30c wbijają się w podmokły grunt, jak nóż w masło. Bezchmurne niebo oraz nadzieja, że za chwilę będzie lepsza nawierzchnia dodają mi otuchy.
Z Zielonej do Koszęcina jadę korzystając z asfaltowych odcinków. Odbijając z Koszecina w stronę Tworoga tuż przed Bruśkiem wbijam na autbanę, którą dojeżdżam do Piłki. Tam ponownie (pomimo ostatniej wpadki z obsługą) zajeżdżam do Celiny, gdzie ekspedientka dokładnie pamięta sytuację. Tym razem posiłek na koszt firmy :).
Wracając spotykam na szlaku sporą grupkę bikerów ze stowarzyszenia Renegaci Bytom.
Następnie do Kalet szosą, skąd postanawiam lasem przez Głęboki Dół dojechać do Pniowca. Zakładałem, że nawierzchnia będzie w podobnym stanie do tej Brusiek-Piłka. Niestety była masakra. Wąskie opony Anyroad'a zapadały się, jakby ktoś wyłożył gąbkę na trasie.
Robię krótki odpoczynek przy Cisu Donnersmarcka.
Walczę dalej..
Miałem wstępną ochotę na pierwszą setkę Anyroad'em, jednak ostatni, kilkunastu-kilometrowy odcinek przejechałem ze średnią prędkością ok. 14 km/h, co skutecznie odbiera motywację na kolejne km.
Nic na siłę, postanawiam wracać do domu.
Mimo wszystko super wypad. Ważne jest to, że moc jest (tak przynajmniej się wydaje), teraz trzeba popracować nad wytrzymałością.