Jak zwykle w weekend zaplanowane mam dłuższe wyjeżdżenie. A więc 4-5 godzin samej jazdy w strefie tlenowej - no chyba, że przytrafi się walka o segment.. ale po kolei.
O 8:00 jestem już na rowerze. Prognoza jest przyjazna tego typu treningom - nie za ciepło, delikatny wiaterek w lesie w zasadzie nieodczuwalny.
Pierwsze 30 km przejeżdżam dosyć szybko, mimo stałego czuwania nad tętnem, które wynosi średnio 135 uderzeń/min.
Po krótkiej przerwie mam przed sobą jeszcze ok 3 km do segmentu
Yaromin1, gdzie
niedawno udało się zdobyć drugą lokatę. Wiem, że mam spore rezerwy, czuję się dobrze - atakuję. W pierwszej części tętno na poziomie 160, następnie stopniowo rośnie do 165. Uzmysłowiłem sobie, że nie sprawdziłem przed wyjazdem jak szybko muszę jechać, aby zdobyć KOMa - Strava Live Segments się kłania, do czego wymagane jest konto premium. Trudno. Jadę agresywnie, ale nie aż tak, aby wyjechać się dla podstawowego celu dzisiejszej jazdy. Pod koniec tętno podchodzi już pod 170. Segment ma ponad 7 km, więc jest co jechać.
Na tle całej trasy jest wyraźnie widoczny na wykresie prędkości, tętna oraz kadencji ;).
Po przyjeździe do domu i zsynchronizowaniu komputerka okazało się, że mam go! Mam KOMa, a więc najlepszy czas na segmencie
Yaromin1, z czasem 13:29 - 22 sek. przewagi nad drugim w klasyfikacji. Co prawda wiem, że jestem w tym momencie w stanie urwać jeszcze kilkanaście sekund, ale i tak jest super. Będzie jeszcze okazja do tego.
Pozostaje w dalszej części trasy realizować założony cel. Chociaż czuć w nogach pokonany segment.
Czas na chwilę odpoczynku i wsłuchanie się w śpiew ptaków, szum liści.
Kontynuuję jazdę po leśnych duktach i nagle zwracam uwagę na dziwną konstrukcję oddaloną kilka metrów od trasy..
W środku lasu...?
Jadę dalej po drodze zatrzymując się w Piłce na rosołek.
Zbiornik wodny Kokotek I