Wyjście z zamiarem odbycia treningów interwałowych, jednak po przy drugim interwale mocy zrezygnowałem. Pierwszy jeszcze jako tako, jednak przy drugim poczułem, że nogi nie pracują odpowiednio. Odpuszczam, trudno - nic na siłę. Reszta trasy treningowej w spokojnym tempie.
Po intensywnym weekendzie w Ustroniu czuję się w miarę zregenerowany - biorąc przynajmniej ostatnie tygodnie, jest to odpowiedni moment aby sprawdzić swoją formę. A więc czasówka tempowa. Do wyznaczonego odcinka testowego poruszam się w niemal ślimaczym tempie, czasami jedynie przeciągając nogę. Po wykonaniu testu (w wyznaczonym zakresie tętna), ponownie przechodzę do typowo tlenowej jazdy. Wyniki czasówki są pozytywne. Ponownie notuję PR, poprawiając wynik o kolejne 20 sek.
Po weekendzie spędzonym w Ustroniu, zbieram się w drogę powrotną do domu. Oczywiście rowerem :). Żona z Mikim jakieś 2h po mnie wyruszają samochodem. Już początkowe kilometry nie należą do najłatwiejszych - czuję w nogach kilometry ostatnich dni.
Po drodze zatrzymuję się na posiłek.
Przede mną jest trochę kilometrów - muszę kontrolować czas. Niby połowa sierpnia, ale dzień jest już wyraźnie krótszy. Nie chcę, żeby zmrok złapał mnie na trasie.
Po śniadaniu ruszam na Pętlę Beskidzką - w tym roku było już Sveti Jure, czas najwyższy zaliczyć parę naszych podjazdów.
Sam przejazd Ustronia i Wisły - bez problemów. Krótko po wyjeździe z Wisły zaczyna się podjazd na Przełęcz Salmopolską, który nie odpuszcza. Jest ciekawie, czuję wczorajszą setkę. Nogi pieką, ale nie odpuszczam - udaje się nawet wyprzedzić kilku bikerów. Kompaktowa korba daje radę, na wcześniejszej brakowałoby kadencji na trudniejszych odcinkach podjazdu.
Chwila przerwy i zjazd do Szczyrku. Następnie Węgierska Górka i kieruję się w stronę Koniakowa. Teraz mam ok 30 km w miarę płaskiej jazdy - Koniaków to drugi z zaplanowanych podjazdów. Nieco krótszy, niby nieco mniejsze procenty od poprzedniego, ale kilometry w poziomie i kolejne metry w pionie wchodzą w nogi.
Do Ustronia dojeżdżam trochę zbombiony. Temperatura i ponad 1600 m pionie dały się we znaki. A jutro trzeba jeszcze wrócić do domu..
Wybieramy się na weekend do Ustronia. Prognozy są obiecujące, zabieram rower - a w zasadzie jadę do Ustronia szosą bezpośrednio z pracy. Żona wraz z Mikim dojeżdżają samochodem. Jedzie się dobrze, na kolejny dzień mam zaplanowany przejazd po górkach, dlatego nie chcę zbyt mocno kręcić.
Jednak i tak jest co jechać - ponad 100 km i do tego niemal 1k przewyższeń.
Do samego Ustronia dojeżdżam krótko po zachodzie słońca.
Korzystamy z wolnego dnia i wsiadamy całą rodzinka na rowery. Za cel obieramy lotnisko - ambitnie, gdyż chmury nie napawają optymizmem. Prognozy są różne, niektóre wspominają o przelotnych opadach. My jednak nie poddajemy się. Niektórym nie wystarcza kręcenie korbami..
Opady oszczędzają nas, wjeżdżamy jednak w miejsca, gdzie spadło trochę deszczu.
Wracając zaliczamy burrito w rynku w Tarnowskich Górach. Następnie prosto do domu.
Korzystam z wolnego wieczoru, tym bardziej że jutrzejszy dzień jest wolny od pracy. Temperatury nadal wysokie, jazda w pełni na krótko, bez zbędnego bagażu.
Planuję nieco dłuższą rajzę, jak na wyjazd po pracy, dlatego wszelki wypadek zabieram ze sobą komplet lampek.
Rekordy:
Najdłuższy dystans w ciągu dnia 233,52 km 10.06.2018
Najdłuższy dystans w ciągu m-ca 1 629,23 km 07.2018
Najdłuższy dystans w ciągu roku 7 816,04 km 2017
Największe przewyższenie/wycieczka 1 911 m 2.05.2019
Największa śr, pręd. Pow.100 km 27,84 km/h 26.08.2017
Największa śr, pręd. 50-100 km 28,31 km/h 13.06.2015
Największa śr, pręd. 30-50 km 30,92 km/h 07.08.2018
Prędkość max 71,2 km/h 18.08.2018