Pogoda wyśmienita. Wychodzimy całą ferajną na rowery. Miki tym razem spięty ze mną. Z większych atrakcji, jakie napotkaliśmy po drodze: traktor, pszczoła, wrony, kamienia oraz dwa place zabaw :).
Nieplanowany wypad celem wstępnego testu nowych opon wyprawowych. Nieplanowany, gdyż wg prognozy wieczorem miały mieć miejsce burze. Jednak pogoda dopisała. Testuję nowe opony Schwalbe Marathon Cross, które kupiłem pod kątem czerwcowej wyprawy. Po pierwszych kilometrach mogę przedstawić pierwsze odczucia z jazdy. Oczywiście na asfalcie spisują się rewelacyjnie, ale to było wiadome :). W terenie jest różnie. Utwardzony piasek, tzw. autobana (szuter) też jest OK. Trudności zaczynają się w grząskim terenie, nawet delikatnym piachu. Oczywiście porównując je do Schwalbe Rocket Ron, Smart Sam :). Generalnie pierwsze wrażenia bardzo pozytywne.
W końcu doczekałem się pięknego, słonecznego dnia z temperaturą pow 20 st. C, wiatr niewielki, jedynie momentami utrudniający jazdę. Jazda "na krótko" - czego chcieć więcej?
W powietrzu czuć rozkwitającą roślinność, owady zachłyśnięte słońcem i temperaturą, wlatujące w otwory kasku, szczelinę między kaskiem i okularami, i wszędzie tam, gdzie tylko mogą się wepchać. Ale jest cudownie.
I te pola rzepakowe..
Koła sprawują się świetnie, nogi odpowiednio pracowały. W zasadzie cały przejazd bez większej zadyszki, a mimo to wypracowana fajna prędkość.
W okolicach Księżego Lasu spotkałem doświadczonego kolarza, który po tym jak go wyprzedziłem nie dał za wygraną i doszosował do mnie. Podjechaliśmy razem kilka kilometrów rozmawiając. Fajne spotkanie, pierwszy raz widzisz człowieka i wydaje się, że mógłbyś rozmawiać godzinami.
Zdaje się, że zimni ogrodnicy postanowili zawitać do nas nieco wcześniej. Wczoraj miałem okazję być w Żywcu, padał śnieg. Dzisiaj rano przed pracą musiałem skrobać szyby. Jest 10 maja!
Nic jednak nie przeszkodzi mi w teście nowych kół, które po tygodniowym oczekiwaniu, w końcu dotarły do mnie. Poprzednie nie były złe, jednak tylna piasta wymaga kolejnego serwisu. No i opony były w opłakanym stanie - ja przejechałem na nich ponad 8 tys. km, a nie mam zielonego pojęcia ile poprzedni właściciel.
Od pewnego czasu mniej, bardziej interesowałem się zagadnieniem kół i mój wybór padł na Mavic, model Aksium Elite. Udało mi się je kupić w bardzo przyzwoitej cenie (może stąd tak długie oczekiwanie). Są to budżetowe koła, idealnie nadające się do treningów. Od podstawowego modelu Aksium różni je nieco ponad 100 gram masy na korzyść wersji Elite, jednak różnica w cenie nie jest duża. Osobiście raczej nie zdecydowałem się na wyższy model Ksyrium, które w porównaniu do Aksium Elite są lżejsze i mają nieco inną technologię spawu. Z informacji do jakich dotarłem, nie zanotowałem innych różnić, natomiast różnica w cenie, dla mnie przynajmniej, była zbyt duża.
Otrzymujemy: - sztywne koła o katalogowej wadzie 1 735 g (nie zdejmowałem opon i dętek, ale wraz z nimi komplet przód i tył bez zacisków waży 2 430 g - zaciski wrzucam swoje), - piasty na łożyskach QRM - zbierających bardzo dobre opinie, - szprychy aero :), - opony zwijane Yksion Elite Guard 700x25.
Generalnie szosa otrzymała nowy design.
Jakie pierwsze spostrzeżenia po tych raptem 30 km? Nie chcę się powtarzać, ale generalnie wszystkie te argumenty jakie podnoszone są w trakcie omawianych zalet opon o szerokości 25 nad 23 są prawdziwe. Długo musiałem się przekonywać do tej zmiany i pewnie jeżeli kupowałbym same opony do poprzednich kół (po serwisie będzie to zimowy komplet), ponownie wybrałbym 23C. Teraz, nawet po tak krótkim dystansie jestem niemal przekonany do 25-tek.
Pierwsza rajza po moim ostatnim prywatnym obozie treningowym. Postanawiam przejechać pętlę ok 100 kilometrową. Warunki są znośne, oczywiście pomijając wiatr.
Decyduję się na przejazd przez Poniszowice, Widów, Centawę.. Bardzo fajna trasa, mały ruch, asfalt w dobrym stanie, a jechałem tędy może ze dwa razy.
Zatrzymuję się na chwilę przy przepięknym drewnianym kościółku w Poniszowicach. Szkoda, że był zamknięty. Jedynie przez oszklone drzwi mogłem obejrzeć majestatycznie zdobiony ołtarz.
Przy okazji trafia się całkiem przypadkowe zdjęcie.. kostki.., albo butów.
Dojeżdżam do Centawy.
Nadal walczę z wiatrem..
Dopiero w Żędowicach północno-zachodni wiatr nie przeszkadza, dzięki czemu szybko dojeżdżam do domu.
To już ostatni dzień mojego obozu treningowego. Dzisiaj w planie kilka lokalnych wzniesień oraz następnie powrót do domu w szybkim tempie.
W Tarnowskich Górach trwał właśnie II Tarnogórski Półmaraton "Tak dla Transplantacji". Zawsze z podziwem patrzę na biegaczy.
Zajeżdżam do centrum, wymijając blokady dla samochodów. W rynku znajduje się meta półmaratonu.
Następnie wyjeżdżam z miasta, kierując się na lokalne wzniesienia Garbu Tarnogórskiego. Nogi pracują wyśmienicie, jednak cały czas mam odczucie, że baza wypracowana zimą daje mi jeszcze spory potencjał do zwiększenia siły.
Podsumowując prywatny Majówkowy obóz treningowy, zrealizowałem: - dwa mocne średniodystansowe treningi; - jedna dłuższa wyprawa na Górę Św. Anny; - jeden poranny trening krótkodystansowy; - jedna rodzinna wycieczka - rozjazd.
To przedostatni dzień mojego prywatnego Majówkowego obozu treningowego. Dzisiaj z racji innych obowiązków wychodzę przed śniadaniem na trasę treningową. A więc zaraz po przebudzeniu o 6:50 wypijam smoothie, do tego jeszcze jeden banan sam w sobie i już pędzę rowerem przed siebie. To jest mój drugi tego typu trening i mniej więcej wiedziałem, czego mam się spodziewać - trudnej końcówki. Tak też było, tym bardziej, że walczyłem z wiatrem. Ale generalnie super przejazd, no może trochę chłodnawo.
Kolejny dzień osobistego Majówkowego obozu treningowego. Dzisiaj rozjazd po wczorajszej trasie. Jedziemy całą rodzinką do Mikołeski, uciekając do lasu przed silnym w dniu dzisiejszym wietrze.
Na początek, jak to zwykle bywa problemy z organizacją i mama musi podjechać z powrotem do domu po okulary taty (zostały na skrzynce na listy) ;). Miki nie próżnuje.
Po krótkim asfaltowym odcinku uciekamy do lasu, gdzie jedzie się bardzo przyjemnie. Wiatr odczuwalny jest głównie w postaci szumiących drzew.
Miki walczy dzielnie - nie odpuszcza, pedałuje cały czas, jak tylko tata kręci korbą.
W samej Mikołesce krótki odpoczynek, plac zabaw i drugie śniadanko.
Super wycieczka i rewelacyjnie spędzone popołudnie. Miki po obiedzie i kilku minutach na kanapie znowu pełni sił :).
Drugi dzień mojego prywatnego obozu treningowego i wyjazd na Górę Świętej Anny. Z domu wychodzę dopiero o 11:35 - trochę późno jak na taki wyjazd, ale damy radę.
Drzewa na terenie Pałacu w Kamieńcu zaczynają się zielenić - nie tylko bluszczem :)
Pogoda jest wyśmienita, bezwietrznie (jeszcze, ponieważ prognoza wskazuje mocniejszy, wschodni wiatr po południu), termometr momentami w słońcu wskazuje nawet 20 st. C.
Po drodze spotykam wielu bikerów, duży udział w nich stanowią szosy :).
Decyduję się na podjazd na Górę Świętej Anny od strony Zdzieszowic. Jeszcze tamtędy nie wjeżdżałem, zaliczam również nową gminę.
W samych Zdzieszowicach fota bez zatrzymywania się przy Pomniku Powstańców Śląskich
Zaczynamy podjazd. Na początku delikatnie - 3% nachylenia.
Kawałek dalej zaczynają się już mocniejsze akcenty - 4-7%.
Forma jest dobra, na całym odcinku podjeżdża mi się rewelacyjnie.
Już prawie szczyt, jeszcze tylko ostatnia ścianka - 9%
Na górze krótka przerwa - rosołek w pobliskiej restauracji.
Czas na powrót, zgodnie z prognozą zaczęło wiać. W zasadzie niemal od początku powrotu jadę pod wiatr. Dodatkowo w Strzelcach Opolskich łapie mnie głód. Tutaj odzywa się późna godzina wyjazdu. Zastanawiałem się czy do rosołu nie wziąć jeszcze drugiego dania, jednak żadna pozycja z karty mnie nie przekonała. Zatrzymuję się przy Biedronce, niestety jest tak zorganizowana, że nie jestem w stanie wprowadzić roweru. Trudno, jem ostatnie dwa batony i po chwili ruszam. Na niewiele to wystarcza, w Jemielnicy zajeżdżam do Groszka. Dwa banany i baton. Jest lepiej, ale konsekwencje niedoboru węglowodanów odczuwam już do końca trasy.
Końcówka to już masakra. Walczę z wiatrem, jadąc 20-24 km/h. Mięśnie nie słuchają, masakra.
Mimo tylu pokonanych kilometrów na rowerze i znajomości reakcji własnego organizmu popełniam taki podstawowy błąd.. W trakcie dłuższych wypraw podstawa to regularne nawadnianie i dostarczanie odpowiedniej ilości węglowodanów. Bez paliwa daleko nie dojedziemy.
Rekordy:
Najdłuższy dystans w ciągu dnia 233,52 km 10.06.2018
Najdłuższy dystans w ciągu m-ca 1 629,23 km 07.2018
Najdłuższy dystans w ciągu roku 7 816,04 km 2017
Największe przewyższenie/wycieczka 1 911 m 2.05.2019
Największa śr, pręd. Pow.100 km 27,84 km/h 26.08.2017
Największa śr, pręd. 50-100 km 28,31 km/h 13.06.2015
Największa śr, pręd. 30-50 km 30,92 km/h 07.08.2018
Prędkość max 71,2 km/h 18.08.2018