Zaczynam mój prywatny Majówkowy obóz treningowy. W pierwszy dzień nie mam za wiele czasu, dlatego decyduję się na przejazd wokół lotniska. Na tym etapie przejazd nie jest typową weekendową wycieczką, jadę nieco mocniej, jednak utrzymuję przez cały dystans podobne tempo.
Na samym lotnisku niewiele się dzieje - nie zaobserwowałem żadnego lądującego, bądź wznoszącego się samolotu.
Kawałek dalej zauważam rower powieszony na ścianie domu, pomieszczenia gospodarczego - istny horror dla rower(zyst)ów.
Wyjście tuż przed zmierzchem na MTB. Zamierzam sprawdzić jak będzie wyglądać wykonanie treningu interwałowego na góralu po dróżkach leśnych. Jest trudniej niż na szosie, gdyż czasami interwał wypadnie na odcinku po którym należałoby jechać ostrożniej - szczególnie jak słońce jest już nisko i nie widać dokładnie wszystkich nierówności. Mimo to trening się udał - było super.
Chyba czas na delikatne zwiększenie intensywności interwałów.
Dzisiaj po południe z kolarstwem, więc planowałem szosę. Brakowało dosłownie założenie okularów, patrzę pada śnieg/grad i wieje. Zmiana planów i części zestawu stroju i po chwili jadę MTB. Słońce cały czas walczy z ciężkimi chmurami.
Jedna z nich, która kierowała się w moją stronę, zmotywowała mnie do przyłożenia większej liczby watów w korbę. Udało się - spadły na mnie pojedyncze krople, grudki gradu.
A po chwili ponownie idealna aura.
Nie trwało to długo, po 30 minutach zostałem złapany przez kolejną chmurę.
Kadencja: 84.
Podsumowując weekend (dwa wyjazdy na krótką pętlę) jestem zadowolony. Przeglądając w czwartek/piątek weekendowe prognozy pogody, byłem przekonany że nie wsiądę na rower w ogóle. A tak udało się przekręcić ponad 70 km :).
Jeżeli w styczniu/lutym widzę rano na termometrze 5 st. C, planuję setkę. Jeżeli jest to druga połowa kwietnia, to pół dnia zabiera mi zebranie się w całość i wyjście na pętlę 36 km. Wieje, dlatego wybieram MTB, aby schować się do lasu. Kilka dni temu solidnie popadał śnieg - o tej porze roku wilgotny, ciężki i klejący się spowodował liczne zniszczenia.
Kolejny trening na trasie treningowej. Dzisiaj jest nieco inny kierunek wiatru. Warunki pozwoliły zaatakować segment Księży Las - Jasiona. Pobiłem mój najlepszy czas o 2 sekundy, co pozwoliło mi awansować na 10 miejsce na 178 bikerów :).
Kolejny wieczorny trening, tym razem bez interwałów. Bardzie rozjazd, jednak z delikatnymi utrudnieniami. Po pierwsze wiatr. Po drugie post dawał się we znaki już od 10 kilometra, kiedy to zacząłem czuć delikatny głód. Nigdy na tą trasę nie biorę jakiegokolwiek jedzenia, więc była to dosłownie walka o przetrwanie.
O 18:30 startuję na moją trasę treningową. Najpóźniej jak się da, żeby zdążyć przed zmierzchem. Założenia to drugie w tym roku interwały. Na razie nie zwiększam ich długości. Jechało mi się lepiej niż ostatnio, chociaż początek był ciężki - pierwsze trzy serie prosto pod wiatr. Całość przejechało się mimo wszystko delikatniej, niż ostatnio.
Już w trakcie pierwszej wizyty na szosie w okolicach Starej Kuźni, Blachowni wiedziałem, że szybko wrócę w te rejony. Jadąc po szosie, moją uwagę przykuły liczne w tym rejonie leśne drogi przeciwpożarowe. Przy pierwszej okazji zaproponowałem Szymonowi wspólną rajzę, na którą szybko się zgodził. Termin ustalony, spotkanie w niedzielę o 8:00 w Kleszczowie, do którego mam... prawie 30 km po szosie.
Wstaję o 5:40, o 6:55 siedzę na rowerze, oczywiście za późno, aby w miarę spokojnie przejechać niemal 30 km do godz. 8:00 do umówionego miejsca zbiórki. Postanawiam jednak zachować chłodny umysł i nie panikować - nie spalać się przez 30 km, wiedząc ile przede mną.
Jest na prawdę rześko, termometr w liczniku wskazuje momentami nawet 4 st. C. Nie jestem jednak sam :).
W trakcie dojazdu myślę sobie, że fajnie byłoby zastosować taktykę a'la kolarze pro na niektórych pagórkowatych czasówkach, gdzie zamieniają w ich trakcie rowery z czasowych na szosowe i odwrotnie. Mnie przydałaby się szosa na pierwsze i ostatnie 30 km dzisiejszej jazdy :) Sprawdzając dzień wcześniej prognozę zakodowałem, że będzie pochmurne niebo, a tymczasem..
W okolicach Byciny pojawiły się już pierwsze chmury, zakrywając słońce na niemal cały dzień.
W końcu docieram do umówionego miejsca z 15 min. spóźnieniem. Jak się okazuje Szymon dotarł raptem chwilę wcześniej. Po chwili ruszamy już razem w drogę. Celem wyprawy jest objazd wschodnich obszarów lasów Nadleśnictwa Kędzierzyn oraz dotarcie do Kopalni Piasku w Kotlarni.
Po kilku minutach natrafiamy na pierwsze urocze miejsca.
Natrafiamy na widoczne nadal efekty pożarzyska, a więc całe obszary nieco ponad dwudziestoletnich drzew. Po tylu latach mamy niskie, cienkie brzuski.
Cały obszar pożarzyska podzielono na strefy, w których posadzono określone gatunki drzew.
Po chwili docieramy do siedziby Nadleśnictwa Kędzierzyn. Chwila przerwy i uzupełnienie węglowodanów. Postanawiamy odpuścić kopalnię (przyjdzie i na nią czas :))i skupić się na obszarze leśnym.
Jedziemy dalej leśnymi autobanami, których są tutaj niezliczone kilometry. Stale nawigujemy w taki sposób, aby zgrubnie przejechać przez możliwie większość obszaru.
Poza obszarem pożarzyska..
...oraz na terenie strawionym w 1992 roku przez ogień.
Pora wracać. Wyjeżdżamy z lasu w okolicach Niezdrowic, skąd szosą pędzimy w kierunku Gliwic. Rozdzielamy się przy urokliwym zamku w Pławniowicach - koniecznie muszę tu wrócić.
Jeszcze jedna krótka przerwa przy zbiorniku Dzierżno Małe, uzupełnienie węglowodanów na ostatnie 20 km.
W domu melduję się przed 15-tą. Szkoda, że do tych lasów mam 30 km, co kosztuje siły oraz czas na dojazd w to miejsce. Jednak jest to dla mnie zbyt blisko, aby podjeżdżać samochodem - czasowo wyjdzie pewnie podobnie.
Rekordy:
Najdłuższy dystans w ciągu dnia 233,52 km 10.06.2018
Najdłuższy dystans w ciągu m-ca 1 629,23 km 07.2018
Najdłuższy dystans w ciągu roku 7 816,04 km 2017
Największe przewyższenie/wycieczka 1 911 m 2.05.2019
Największa śr, pręd. Pow.100 km 27,84 km/h 26.08.2017
Największa śr, pręd. 50-100 km 28,31 km/h 13.06.2015
Największa śr, pręd. 30-50 km 30,92 km/h 07.08.2018
Prędkość max 71,2 km/h 18.08.2018