Rodzinne rajzowanie

Sobota, 10 września 2016 · Komentarze(0)
Po śniadaniu całą ferajną wybieramy się na wycieczkę rowerową do Babci. Jak to ostatnio często bywa, trasę planujemy przez Piłkę, jednak tym razem chcemy zajechać do Leśnicy na pstrąga.
Pogoda rozpieszcza. Jest niemal połowa września, a temperatury takie, jakie powinny być tego lata.

A więc przed 11-tą siadamy na rowery (Miki do fotelika - wydaje się, że jest to ostatni jego sezon w foteliku) i ruszamy w kierunku Mikołeski. Miki po drodze zasypia, więc tam robimy krótką przerwę.

Po 30 minutach ruszamy dalej. Jestem ciekaw, czy ten piaszczysty odcinek został już przez robotników zamieniony na autobanę.. Jednak jeszcze nie, ale jesteśmy blisko - są już powbijane słupki wykreślające jej przebieg :). Jedziemy powoli po piaszczystym terenie. Muszę się zatrzymać, patyk zaplątał się w koło. Jak się okazuje, nie w szprychę, a w obręcz :(...


Już wolę patrzeć na brudnego buta..

Tym sposobem, będąc w środku lasu między Bruśkiem, a Piłką, postanawiamy udać się do Koszęcina. Stamtąd podróż kontynuować już pociągiem do domu.
Do najbliższego pociągu mamy 1,5 godziny. Niestety uszkodzeniu uległa moja tylna obręcz, więc nie chciałem ryzykować dalszej jazdy z Mikim. Idziemy z tak zwanego buta. Wg mapy, mamy ok 6 km do przejścia.

Na dworzec w Koszęcinie docieramy 2 minuty przed pociągiem. Co za ulga, kolejny za ponad dwie godziny. W pociągu kupujemy bilety i tutaj mała niespodzianka. Na tej linii rowery jadą za darmo! :)


Dzisiejsza wycieczka nieco inna, niż pierwotnie planowaliśmy, przyniosła mimo wszystko wiele zabawy i atrakcji (podróż pociągiem była dla Mikiego rewelacją). Kolejny udana rowerowa sobota ... mimo awarii :)




Chechło, ponownie

Czwartek, 8 września 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 00. Treningowo
Ponowny wypad na Chechło. Wyjechalem może 5 min później, w porównaniu do wczorajszego treningu. Mimo podobnie bezchmurnego nieba, a więc podobnych warunków, zauważalnie widać coraz krótszy dzień.
Dobrze, że przynajmniej pogoda pozwala na wieczorną przejażdżkę ;)..

Chechło wieczorową porą

Środa, 7 września 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 00. Treningowo
Szybki wypad wieczorem na Chechło. Wyraźnie widać coraz krótszy dzień.

Wycieczka do Rodziny - czwarta dwusetka

Niedziela, 4 września 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 01. Wycieczki
Przy okazji zeszłotygodniowej wizyty u Babci, podjęliśmy decyzję o odwiedzeniu Cioci i Wujka w Krzywanicach. Od razu zwietrzyłem okazję do jazdy szosą :).
Planuję odtworzyć trasę z czerwca, z dwóch powodów:
1. dzień jest teraz o ok 3 g 40 min krótszy, a więc nie chcąc jechać szosą po zmierzchu między samochodami, dysponuję znacznie mniejszym zapasem czasu.
2. Testu aplikacji do nawigacji ViewRanger, o której dowiedziałem się od Kolegi Krzysztofa. Jako trasę do nawigacji wgrałem plik gpx ostatniej wyprawy.

Pobudka 5:45, o 6:30 jestem już na rowerze. OK, mogło być wcześniej... ale coraz trudniej przychodzi mi weekendowe wczesne wstawanie.
Termometr w domu wskazywał 15 st. C. Jak szybko się okazało, po wyjeździe z miasta temperatura w lesie, za Miasteczkiem Śląskim  wynosi raptem 10 st. C. Jest chłodno - żałuję, że nie wziąłem cieplejszej bluzy. Początki ponownie były trudne, jednak z każdym kilometrem łatwiej przychodziło przekręcenie korby. Może sama myśl o dystansie, jaki pozostaje do pokonania przytłacza? :)

Pierwszy postój w tym samym miejscu, co ostatnio.


Kręcę dalej, słońce jest coraz wyżej, jednak temperatura nie chce rosnąć.



Nawigacja sprawuje się wyśmienicie. Cała zabawa polega na tym, że jeżeli zboczysz z wcześniej wybranej trasy, smartphone poinformuje o tym dźwiękiem i wibracjami. Jeżeli się nie odzywa, to znaczy, że jedziesz dobrze.. bądź aplikacja/smartphone nie działa. Tak, czy owak masz spokojną głowę i możesz się skupić na samej jeździe.

W samej Częstochowie ViewRanger spisał się wyśmienicie. Dwukrotnie szybko poinformował mnie o zboczeniu z trasy, co szybko skorygowałem. Obyło się bez zerkania na mapę, czy telefon.

Kolejny przystanek w tym samym miejscu, w którym odpoczywałem w czerwcu. Generalnie poza naszymi regionami, gdzie są liczne miejsca postoju, jest strasznie ubogo w tym względzie. Można jechać 50 km i nie spotkać żadnej tzw. "miejscówki"!

Dojeżdżam do Krzywanic. Z daleka widzę Elektrownię Bełchatów - największą elektrownie węglową wytwarzająca energię elektryczną z węgla brunatnego. Przy tej okazji jest to największy emitent dwutlenku węgla w Polsce.



Dojeżdżam do Cioci i Wujka w zdecydowanie lepszym stanie, niż było to ostatnim razem.

20 min za mną przyjeżdżają samochodem Miki, Żona i Babcia :)

Po około 3 godzinach ruszam w drogę powrotną. Żona namówiła mnie jeszcze na kawę, która już wkrótce okaże się kluczowa.

Wiem, że wyjechałem za późno, brakuje mi ok pół godziny. Trudno, czuję się dobrze, zatem odpoczynków będzie mniej i będą krótsze. Początkowo plan utrudnia wiatr, który potężnie wieje w twarz, do tego zaczęło padać. Na szczęście po kilku kilometrach zmieniam kierunek jazdy z W na S oraz SW, więc jest nieco lepiej. Dodatkowo deszcz już nie pada, a temperatura jest prawie idealna. Niebawem wjeżdżam do kilkukilometrowego odcinka drogi prowadzącej przez las, więc wiatru niemal nie odczuwam.

Po 40 km pierwszy postój. 10 min i jadę dalej. Mijam Kamyk. Teraz czeka mnie kilka wzniesień, ale pokonuję je bardzo sprawnie (jak na swoje możliwości górala ;) ). 

Stacja benzynowa. To już niemal 170 km. Potrzebuję cukru - Pepsi. Jak zwykle w takich sytuacjach, zostawiam sobie tego typu napoje na ostatnie kilometry.

Słońce coraz niżej, jednak z moich rachunków wynika (m.in. metodzie, która w oparciu o wyciągniętą dłoń pozwala oszacować czas, jaki pozostał do zachodu słońca - a więc ręka wyprostowana, dłoń ułożona poziomo, każdy palec pomiędzy słońcem, a horyzontem daje nam +/- kwadrans), że zmierzch powinien mnie zastać w okolicach Strzybnicy. Jest dobrze.

Konopiska przejeżdżam skoncentrowany na trasie, nawet nie zauważyłem sklepów z garniturami ;p. Tutaj ponownie ratuje mnie ViewRanger. Boronów, słońce tuż nad linią horyzontu! A mnie pozostało jeszcze prawie 30 km! Niestety pogoda dzisiaj nie pomaga, niebo zaszły chmury. Ciężkie chmury. Nie przejmuję się tym, jestem przygotowany na opady.

Koniecznie potrzebuję chwili przerwy, dosłownie 5 min.

Ruszam dalej. Koszęcin, pozostaje nieco ponad 20 km. Chmury coraz cięższe, zaczyna kropić deszcz. Po chwili opady są coraz większe, jednak nie to jest problemem. Jednocześnie robi się ciemno i do tego pojawia się burza. Tego jest za wiele. Ze względów bezpieczeństwa, postanawiam przerwać jazdę na odcinku Brusiek-Tworóg :(. Chowam się pod wiatą na parkingu leśnym (wspominałem o tej infrastrukturze wcześniej).

To już drugi raz w tym roku jak z opresji ratuje mnie Żona. Po wykonaniu telefonu przyjeżdża po mnie wraz z Mikim.

Mimo wszystko udało się pokonać 200 km. Jest chyba OK, chociaż niedosyt w takich sytuacjach zawsze pozostaje. Jednak trzymam się stale mojej zasady - nic na siłę.
 Aplikację mogę polecić, jeżeli chociaż mniej więcej orientujecie się w terenie. Jest pomocna i co równie ważne nie zauważyłem znacznego zwiększenia zużycia baterii.

Całą ekipą na Chechło

Sobota, 3 września 2016 · Komentarze(0)
Sobotnie popołudnie. Pogoda dopisuje, wybieramy się całą rodzinką nad zalew.
Delikatne kręcenie - na jutro planuję większy wypad.

Treningowo - na Mikołeskę

Czwartek, 1 września 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 00. Treningowo
Dzisiaj wybieram się na Mikołeskę. A więc szybki przejazd autobaną Pniowiec-Mikołeska.

Treningowo - Chechło

Wtorek, 30 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 00. Treningowo
Szybki wypad nad zalew, tak aby pokręcić.
Dzień coraz krótszy - powrót z pomocą lampek.

Niedzielne, familijne rajzowanie

Niedziela, 28 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Kolejny niedzielny wypad całą rodzinką do Babci. To zaczyna yć nasza tradycyjna trasa, a więc Mikołeska, Piłka (Bar u Celiny), Krupski Młyn. Powrót przez Koty i Mikołeskę.

Tym razem jeden z odcinków leśnych negatywnie zaskoczył. Chodzi o kilkuset metrową traskę między Bruśkiem i Piłką. Najprawdopodobniej niedługo będzie tutaj autobana, co sugerują wykarczowane drzewa po obu stronach, w celu poszerzenia drogi, jednak aktualnie jest masakra.



Jazda z Mikim w foteliku w takich warunkach jest niemożliwa. Nawet prowadzenie jest bardzo uciążliwe. Postanawiamy ten odcinek ominąć i prowadzimy rowery między drzewami.




Sobotnie rajzowanie

Sobota, 27 sierpnia 2016 · Komentarze(1)
Kategoria 01. Wycieczki
To już tydzień, odkąd ostatnio miałem dwa kółka miedzy nogami. Niestety infekcja gardła uniemożliwiła mi jazdę. Teraz jest już znacznie lepiej, chociaż i tak mam duże wątpliwości przed dzisiejszą rajzą. Głód pokonywania kilometrów na rowerze wygrywa.

Spotykamy się wczesnym rankiem - o dziwo tym razem to ja czekam na Wojtka. Robię foty.



Wojtek przyjeżdża. Ma jednak drobne problemy techniczne z tylnym hamulcem. Oczywiście żaden z nas nie ma choćby jednego pokrzywionego imbusa, żeby ustawić tylny zacisk hamulca. Trudno, jedziemy - z nie takimi przeciwnościami radziliśmy już sobie ;)

Jak zwykle o tej porze dnia jest cudownie.



Dojeżdżamy w okolice Kopalni Bibiela, by posilić się i zrobić bazę do dalszej jazdy.

Ruszamy dalej. Dojeżdżamy do Woźnik, gdzie obserwujemy delikatnie mówiąc zastój w budowie A1.



Dalej kierujemy się w stronę Kalet. Czuję jednak, że nogi jakoś tak nie kręcą korbą tak, jakbym chciał. Czyżby skutki niedawnej infekcji, którą nadal odczuwam?

Skręcamy w stronę Mikołeski, gdzie od pewnego czasu przy lokalnym sklepie (z zapleczem ławkowo-stolikowym) w końcu uruchomiono punkt gastronomiczny.


Rozmawialiśmy o tym z Wojtkiem od co najmniej kilku m-cy.

Posiłek nie pomaga :(. Nie mam siły na setkę, chociaż plany były ambitne. Jedziemy jeszcze krótką rundkę po nieznanej nam trasie i postanawiamy wracać do domu. Trudno, nic na siłę. I tak udało się przejechać niemal 90 km.



Sudety rodzinnie

Sobota, 20 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Dzisiaj czas na kolejny rodzinny, rowerowy wypad z Karpacza. Ostania trasa na Przełęcz Okraj dała się we znaki, dlatego dzisiaj planujemy trasę mniej wymagającą :).

W Miłkowie czeka na nas pierwsza "atrakcja" - dom do góry nogami. Na Mikim nie wywarł większego wrażenia, na nas tym bardziej..
Nie zwlekamy, jedziemy dalej. Chcemy jak najszybciej uciec z głównej drogi, aby skierować się czarnym szlakiem w stronę Jeleniej Góry. Oczywiście oznaczeń nie widzimy, jednak nawigujemy wg mapy - okazuje się, że dobrze.  Za ok. 3 km pierwsze oznaczenie szlaku. Rucha znacznie mniejszy, jest okazja przyjrzeć się lokalnej zabudowie. Niestety niektóre piękne budynki niszczeją..



Po chwili odwiedzamy pałac na wodzie.



Po 20 km dojeżdżamy do Jeleniej Góry. Kręcimy chwilę po pięknych uliczkach.


Chwilę później zaprowadzam Lucynę o Mikiego do znanej mi już Pierogarni z gitarą i piórem. Dzisiaj rozkoszuję się pierogami z truskawkami :)



Po pysznym obiedzie, na rynku znajdujemy obficie zaopatrzoną pijalnię kawy.



Nic nie stawia na nogi tak, jak dobra kawa:



Wyjeżdżając z miasta, odwiedzamy lotnisko. Miki miał okazję zobaczyć kilka startów i lądowań dwupłatowców oraz szybowców ;). Z tego wrażenia nie wyjąłem telefony, aby szczelić fotę.

Dalej kierujemy się już w stronę Karpacza.


Pałac w Mysłakowicach.

Dojeżdżając bocznymi drogami do Karpacza, ukazuje nam się piękna panorama Karkonoszy.



Kończymy rajzę około 19-tej.

To niestety ostatnia wycieczka rowerowa w trakcie tego urlopu. Tereny do kręcenia są rewelacyjne. Szkoda tylko, że miejscami oznaczenia szlaków pozostawiają wiele do życzenia, no i oczywiście bikerów jak na lekarstwo.