Dzisiejszy plan to wyjazd rodzinny do Kalet, gdzie planujemy obiad. po drodze, na miejscu i oczywiście wracając, mamy w planach sam ubaw. Początek do łatwych nie należy, na niedługim odcinku naszej trasy robotnicy wysypali podłoże pod leśną autobanę - jeszcze chwila i będzie się tędy płynnie jechać, na razie najlepiej przeprowadzić rowery.
Oczywiście jak tylko jest okazja, Miki samodzielnie pokonuje kolejne kilometry leśnych tras.
W Kaletach obiad, po którym planowaliśmy zajechać na plac zabaw - niestety rozpętała się burza.
W ostatnim czasie dużo ćwiczyliśmy z Mikim samodzielną jazdę na dwóch kółkach i z racji tego, że postępy były znaczne, postanowiliśmy dzisiejszy wyjazd wykorzystać do tego, aby Miki po raz pierwszy jechał z nami w pełni samodzielnie. Bardzo mu się to spodobało. Tak, że za pierwszym razem od razu przejechał odcinek 12 km. Oczywiście z przerwami, jednak nie chciał wracać na hol :). Także dużą część trasy do Babci pokonał samodzielnie.
W drodze powrotnej nadal chciał jechać sam, jednak zmęczenie robiło swoje - doszło nawet do małej wywrotki, kiedy podjechał mi pod koło. Mała wywrotka skończyła się co prawda większym potłuczeniem mojego kolana - ważne, że Miki wyszedł bez szwanku :).
Zatem debiut rajzowania za MIkim - rodzice dumni :).
To już trzeci rok z rzędu w maju odwiedzamy nasze morze. Jest to doskonała okazja do odpoczynku na jeszcze niezatłoczonych plażach oraz szlakach - tych rowerowych oraz pieszych.
Wybieramy się na przejażdżkę dobrze nam znanym odcinkiem szlaku R10.
Wyskakujemy całą familią na rowery. W planie całkiem ciekawa rasa, chcemy zajechać aż do Piłki, aby tam zjeść pyszny obiad. Po drodze mamy zaplanowane dla Mikiego pewne atrakcje.
Wyruszamy tuż przed południem - bez stresu, po porannej kawie. Pogoda jest genialna, no może przydały by się jakieś 2-3 st. więcej.
W Mikołesce odpoczynek na placu zabaw. Po ok. trzech kwadransach ruszamy w dalszą drogę.
Miki dzielnie walczy, chociaż jedziemy pod wiatr i miejscami jest mu chłodno - mimo ubranej bluzy, czapki.. jednak mały szkrab nie pracuje tak intensywnie. Ja z żoną jedziemy "na krótko".
W Piłce w restauracji spotykamy Waldemara, z którym miałem okazję przejechać pierwsze dwa dni Ściany Wschodniej. Rozmaiwamy o tegorocznych planach.
Pora wracać. Wybieramy tą samą drogę - chyba najszybszą w takiej konfiguracji. W Mikołesce ponownie odpoczywamy przed ostatnim odcinkiem.
Na dzisiaj zaplanowany rodzinny wypad na Pętlę z Cisem Donnersmarcka. Ruszamy pełnym składem ;)
Pierwszy odpoczynek i Miki od razu uzupełnia węglowodany :)
Cis Donnersmarcka
W parku w Kaletach-Jędrysku Miki regeneruje się po jeździe rowerem.
Do tego momentu było słonecznie, teraz niebo zaszło chmurami i co chwilę słychać odgłosy wyładowań atmosferycznych. Zbieramy się na obiad w tutejszej restauracji.
Zdrowie, ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto je stracił..
Niestety tak to już jest, że bardzo często nie zdajemy sobie sprawy, jakie mamy szczęście móc sprawnie funkcjonować, realizować się w wybranej dziedzinie - obojętnie czy jest to praca, czy dyscyplina sportowa.
W ostatnim tygodniu podczas pływania na basenie doznałem urazu szyjnego odcinka kręgosłupa. Niby sprawa błaha, a jednak wyeliminowała mnie na cały tydzień z treningu. I to tydzień, w którym panowała idealna pogoda do kręcenia.
No ale w końcu po kilku dniach odpoczynku, łykania lekarstw rozkurczowych oraz przeciwbólowych i przeciwzapalnych, wracam na rower. Banan od pierwszy metrów :)
Pierwsze kilometry jadę bardzo ostrożnie, wręcz z obawami o stan karku. Na szczęście jest dobrze. Pozwalam sobie nawet na przejechanie kilku kilometrów w terenie oraz atak na segmencie Żyglin-Chechło, gdzie udaje się zaliczyć 3 czas ze śr. prędk. 35,1 km/h! To moje siódme "pudło"! Postaram się jeszcze w tym roku zaatakować KOM'a.
Zajeżdżam nad zalew, gdzie spotykam się z Lucyną i Mikim :). Nie wiedziałem, na jaką jazdę pozwoli mi kręgosłup, więc jechałem sam.
W końcu udało się przymocować hol do Anyroada. Co prawda jeden z elementów nadal delikatnie haczy o przerzutkę, no trudno. Chyba nic już z tym nie zrobię.
Jedziemy dzielnie, przemierzając leśne dukty, jednocześnie pamiętając o uzupełnianiu węglowodanów ;)
Wracając do domu w środku lasu dopada mnie okropny ból karku. W poprzednim dniu rano poszedłem na basen, gdzie po pokonaniu 1,5 km poszedłem na saunę. Następnie chwila na dworze i stało się - po godzinie tzw. przewiany mięsień. Co prawda rano było OK, jednak okazało się, że stan zapalny nadal jest. Mikiego przepinamy do roweru żony, ja spokojnie trochę podprowadzając rower, trochę jadąc wracam do domu.
Całe to zamieszanie skończyło się wizytą u lekarza, który stwierdził, że powodem nie było szybkie wychłodzenie mięśnia, a jakieś przesunięcie, ewentualnie zmiany zwyrodnieniowe.. Ja mam wątpliwości. Po krótkiej rozmowie zaproponował mi kupno roweru typu holenderskiego... jaaaaaaaaaaasnee!
A tak przy okazji, w poniedziałek Sean Conway rozpoczyna próbę pobicia rekordu przejazdu przez Europę. Zmagania można śledzić na:
Rekordy:
Najdłuższy dystans w ciągu dnia 233,52 km 10.06.2018
Najdłuższy dystans w ciągu m-ca 1 629,23 km 07.2018
Najdłuższy dystans w ciągu roku 7 816,04 km 2017
Największe przewyższenie/wycieczka 1 911 m 2.05.2019
Największa śr, pręd. Pow.100 km 27,84 km/h 26.08.2017
Największa śr, pręd. 50-100 km 28,31 km/h 13.06.2015
Największa śr, pręd. 30-50 km 30,92 km/h 07.08.2018
Prędkość max 71,2 km/h 18.08.2018