Wpisy archiwalne w kategorii

01. Wycieczki

Dystans całkowity:15359.68 km (w terenie 4137.40 km; 26.94%)
Czas w ruchu:728:34
Średnia prędkość:21.08 km/h
Maksymalna prędkość:71.22 km/h
Suma podjazdów:70524 m
Maks. tętno maksymalne:188 (99 %)
Maks. tętno średnie:145 (76 %)
Suma kalorii:22073 kcal
Liczba aktywności:194
Średnio na aktywność:79.17 km i 3h 45m
Więcej statystyk

Familijnie - Kalety Park w Jędrysku

Niedziela, 12 kwietnia 2015 · Komentarze(2)
Pierwszy w tym roku wyjazd z Mikulem. W zeszłym roku pierwsza rajza przypadła dokładnie na 31.03, więc w bieżącym roku mamy wyraźne opóźnienie. OK, spowodowane warunkami atmosferycznymi, ale zawsze.

Ruszamy zatem całą familią w stronę Pniowca. Trochę wieje, wczoraj było zdecydowanie cieplej, dzisiaj północny wiatr daje się we znaki. Z Pniowca przez Głęboki Dół i autobaną prosto w stronę Jędryska, gdzie w parku jest fajny plac zabaw. Miki był tam w zeszłym roku, więc pewnie będzie to dla niego nowość.
Po ponad godzinnym bieganiu pakujemy Mikule z powrotem w fotelik i ruszamy w drogę powrotną. Tym razem przez Mikołeskę. Nogi wyraźnie odczuwają wczorajszą potyczkę z Górą Kamieńsk. Ale w zwartym szeregu jedziemy dalej.
Od Mikołeski autobaną prosto do Pniowca. Wyprzedza nas jeden samochód, który po jakiś 10 min wymija nas wracając do Mikołeski. Chwilę później przez głowę przechodzi mi myśl, że jakiś mały ruch samochodowy jest dzisiaj na tym odcinku. Po kilku km wiemy już dlaczego.



W końcu. Od jeżdżenia samochodem jest asfalt.

Przez Strzybnicę jedziemy Grzybową do domu po drodze wjeżdżając na segment na Towarowej. Nie mam dzisiaj siły już na targanie podjazdów, spokojnie pokonuję wzniesienie.

Debiut tegoroczny wyprawy z Mikulem był jednocześnie wycieczką, w której zdobywam pierwszy tysiąc w 2015 roku.

Bike Orient - Góra Kamieńsk

Sobota, 11 kwietnia 2015 · Komentarze(5)
Inauguracja sezonu w rajdach na orientację, czyli Bike Orient na Górze Kamieńsk. Udział planowany od pewnego czasu, wstępnie jazda w zespole z Wojtkiem i Konradem, jednak w ostatnich dniach zrezygnowali z udziału. W międzyczasie rozmawiając o innych zawodach wspominam Szymonowi o BO. Ostateczną decyzję o udziale pozostawia na piątek, sobotę rano.

Pobudka 6:00. Śniadanie, pakowanie i jadę spokojnie w kierunku bazy rajdu. W Częstochowie krótki postój, potrzebna kawa. Ruszam dalej i nagle wyprzedza mnie Szymon :) Naciskam na gaz i tak razem dojeżdżamy do bazy rajdu. Po krótkiej rozmowie postanawiamy jechać razem. Wybór trasy (MEGA/GIGA) pozostawiamy sobie na godziny popołudniowe.

Przygotowanie rowerów i stawiamy się o czasie na starcie.


Po zgarnięciu map planujemy trasę.

Odrzucamy najbardziej na zachód oddalone punkty 13, 19, 14 oraz 11 i postanawiamy na początek skupić się na PK rozmieszczonych w NE części mapy.

Ruszamy w kierunku PK 5 - skraj lasu. Jak zawsze na początku jedziemy liczną grupką. Początkowo asfaltem, następnie odpijając już w teren gdzie wydaje się, że powinniśmy niemal najechać na PK. Okazuje się, że odnalezienie wymaga krótkiej chwili, ale po kilku min. odbijamy PK na karcie.
Dalej wg wytyczonego planu PK 20 - skrzyżowanie ścieżki z rowem, czyli przebijamy się przez las do głównej drogi, gdzie następnie mamy dwie opcje - asfaltem nadrabiając ok 1 km, bądź skrót pomarańczowym szlakiem. Zobaczywszy jego stan postanawiamy skrócić. Po dojechaniu ponownie do drogi pozostaje pokonać krótki odcinek i znowu odbijamy w las. Ścieżka po kilkuset metrach przechodzi w asfalt i po krótkim odcinku odbijamy w lewo, bezbłędnie trafiając na punkt.
Szybki powrót na asfalt i następnie nie kombinując za wiele asfaltami jedziemy prosto do PK 17 - szczyt góry. Wg mapy nie powinna być wysoka. Dojazd prosty, przy pomniku skręcamy w las. Teraz już w mniejszym gronie osób towarzyszących, ale w dalszym ciągu stale spotykamy innych uczestników. I dobrze, bo wpierw wpadłem na pomysł, żeby zostawić rower i wejść na Górę Borowską, jak część pozostałych osób sądząc po zostawionych rowerach. Jednak po kilkunastu metrach postanawiam zawrócić i jednak wziąć go ze sobą (zawsze szybciej zjedzie się z powrotem). Prosty punkt, do którego nie można było nie trafić.
Robi się coraz cieplej, zdejmuję kurtkę i tym samym pokonuję pierwsze w tym roku kilometry na krótko :). Od razu lepiej, nieskrępowane ubraniami nogi, ręce.
Dalej szosą w stronę PK 12 - przy drodze. Nie jesteśmy tego zbyt pewni patrząc na odległość od głównej drogi. Zjeżdżając z niej w las pomocne w nawigacji są linie energetyczne zaznaczone na mapie. Szybko trafiamy na punkt zlokalizowany blisko przyjemnej ścieżki.


Odjeżdżamy kilkaset metrów i ciesząc się z promieni słonecznych robimy krótki odpoczynek regeneracyjny.
Nadal bezbłędnie kierujemy się w stronę PK 18 - bunkier. Pokonując kilkaset metrów asfaltem skręcamy w las trafiając w punkt, ponownie pomocne przy nawigacji były linie energetyczne. Punkt i perforator w samym środku bunkra :)


Szybko wróciwszy na asfalt jedziemy dalej w stronę PK 6 - zbocze doliny. Nadal realizujemy nasz plan. Tutaj mamy z Szymonem dwie opcje dotarcia do punktu. Trochę  martwi mnie Widawka, przez którą w pierwszym wariancie możemy się nie przeprawić i będzie konieczność nadrobienia trasy. Ale  trudno ryzykujemy. Niestety tracimy trochę czasu, ale do punktu trafiamy i tak w miarę szybko.

Zasoby płynów na wyczerpaniu, a sklepu nie spotkaliśmy ani jednego. Kierujemy się w stronę PK 1 - wiata (bufet). Dojazd prosty, lokalizacja przepiękna. Uzupełniamy płyny i zapasy.


Dalej jadąc czerwonym szlakiem wzdłuż Widawki szybko docieramy do PK 9 - szczyt wzniesienia. Na samo wzniesienie postanawiam udać się pieszo. Szymon wjeżdża, niestety przy powrocie gałąź wplątuje się w łańcuch i przerzutkę rozkuwając pierwsze i krzywiąc drugie.


Na szczęście Kolega ma ze sobą mobilny warsztat i po kilku minutach udaje się opanować sytuację. Jedziemy dalej. Zaliczone 8 punktów i podejmujemy decyzję o ataku kolejnych - czyli wybieramy  trasę GIGA. Dłuższy przejazd na PK 8 - dno wyrobiska. Przejazd asfaltem, trudny. Zaczyna mocno wiać. W pobliżu punktu zaczynamy poszukiwania. Wydaje nam się, że jesteśmy za daleko od drogi, jednak w ostatnim momencie podkusiło mnie sprawdzić jeszcze jedno miejsce. Podjeżdżam i po chwili zauważam w oddali lampion.
Krótka narada, który PK obieramy za kolejny cel i jedziemy w kierunki PK 16 - granica rezerwatu. Bezbłędnie trafiamy w punkt na granicy rezerwatu. Po wyjechaniu z lasu postanawiamy zrobić odpoczynek, w trakcie rozmawiamy o punktach zlokalizowanych na Górze Kamieńsk. Kilka spotkanych po drodze zawodników opowiadało nam o długim podjeździe, piachach
Ruszamy dalej w kierunku PK 10  - punkt widokowy. Tym razem z wiatrem, więc nie schodząc poniżej 30 km/h szybko zbliżamy się do punktu.


Jesteśmy w najbogatszej gminie w Polsce - Kleszczów. Bezbłędnie trafiamy w punkt:


W końcu przyszedł czas na zmierzenie się z punktami zlokalizowanymi na górze. Pierw PK 3 - domek myśliwski. Dojeżdzamy nowiutkimi asfaltami następnie końcówka to już płyty betonowe i podjazd - jakieś 200 m,  średnie nachylenie 9% i max 10%. Podbijamy kartę i narada. Jest 16:15. Na pewno PK 2, ale zastanawiamy się nad PK 7. Atakujemy.
Okazało się, że poprzedni podjazd to tylko rozgrzewka. Podjazd na górę to prawie 3 km i ponownie średnio 9% przy 10% max. Zrzucam na najwolniejsze przełożenie i staram się  nie odpuścić kadencji poniżej 80. Po drodze mijam kilku bikerów, mimo że nie jestem dobrym góralem udaje się wjechać wyprzedzając kilku jadących i prowadzących swoje rowery. Nadal kierujemy się w stronę PK 7 - szczyt góry mijając wiatraki. Po krótkim odpoczynku (czyt. podjazd 1-3%) dojeżdząmy do miejsca, które powoduje chwilę zwątpienia. Szymonowi skronie pulsują, pojawia się ból głowy. Mnie na razie nic nie dolega, jednak widok był przerażający (z tego wszystkiego nie zrobiłem zdjęcia :P). Po tym podjeździe ukazała nam się kolejna stromizna, ale tam rowerem nie można było wjechać. Wchodzimy pod górę, nachylenie myślę, że przynajmniej 25%. W końcu jesteśmy na szczycie i zaliczamy PK.


I jeszcze jedna fota (widać na niej punkt, w którym przez chwilę zwątpiliśmy.


Szybko zjeżdżamy w kierunku PK 2 - skraj stoku narciarskiego. Ponownie krótki podjazd i ponownie 10%.
Bezproblemowo  lokalizujemy punkt. pozostaje zjazd do mety.



Szymon mknie w dół, ja trochę bardziej asekuracyjnie i tak osiągając wysokie prędkości. Jestem ciekaw temperatury tarcz hamulcowych :).

Udało się, 14 punktów zaliczonych, satysfakcja z jazdy oraz ulga, że dzisiaj nie będę już podjeżdżał pod żadną górę.

Z niecierpliwością czekam na drugi rajd cyklu.

Profil trasy:



Poszukiwacze..

Niedziela, 29 marca 2015 · Komentarze(5)
Kategoria 01. Wycieczki
Od tygodnia walczę z infekcją gardła, której nabawiłem się przy okazji ochłodzenia w zeszły weekend. Wstępne założenia przewidywały brak aktywności rowerowej przez najbliższe dni, jednak całkiem ładna pogoda w sobotę pomimo nieciekawych prognoz skusiła mnie do rozważenia krótkiej rajzy. Do tego Wojtek zaproponował próbę odnalezienia ukrytego "coś", co na grupie Leśnej Rajzy na FB opublikował Sławomir, pozostawiając jakiś przedmiot dla poszukiwacza, który go odnajdzie.


Mając ze sobą wszystkie dane (tzn. powyższe współrzędne) postanawiamy spróbować :

Umawiamy się na Jeziorze Chechło-Nakło. Jestem parę min. przed czasem, więc korzystając z okazji robię fotę nowym oponom:


Już po tych 8 km widzę różnicę w poruszaniu się w terenie. Przyczepność, komfort jazdy, kontrola oraz masa to plusy nowych Schwalbe Rocket Ron 26x2,1. Poza tym są znacznie większe od poprzednich Continental Double Fighter II 26x1,9. Wsiadając na rower miałem wrażenie, że jadę 10 cm wyżej :). Wrażenia mega pozytywne. Poprzednie nie były złe, idealne do rekreacyjnej jazdy. Jednak w cięższych warunkach, co pokazała ostatnia wyprawa na MTB do Celiny nie były w stanie zapewnić odpowiedniej  przyczepności.

Dokładnie o czasie przyjeżdża Wojtek:


Teraz już we dwójkę kierujemy się leśnymi ścieżkami w stronę skarbu. Po drodze zastanawiamy się co może być ukryte.
 W miarę szybko, nawet wydłużając trasę, żeby pokonać kilka km docieramy na miejsce - jest bajeczne:




Zostawiając rowery szukamy w pobliskim terenie. Poddajemy się po 45 min poszukiwań. Niestety nie jesteśmy w stanie znaleźć schowanego "coś" mimo zlokalizowanego obszaru. Zadania nie ułatwiał minimalny zasięg paraliżujący mega komputery kieszonkowe - smartphony.
Udajemy się prosto do zatopionej kopalni rud żelaza w Bibieli:



Od kopalni kierujemy się już prosto do domu, która to droga pozwala mi przetestować w różnych warunkach nowo założone oponki.


Pierwsza "setka" AD 2015

Sobota, 21 marca 2015 · Komentarze(2)
Kategoria 01. Wycieczki
Dzisiaj mam do dyspozycji nieco więcej czasu, więc atak na pierwszą setkę w tym roku i tym samym pierwszą setkę ever na szosie.
Okienko czasowe to pierwsza część dnia, więc przed 8 po wczesnym śniadaniu wychodzę z domu. Na początku rześko, obieram najpierw kierunek na Księży Las, dalej Toszek. W zasadzie cały czas pod wiatr, temperatura 7 st. Mimo kalendarzowej wiosny nadal czuć jeszcze zimę. Średnia nie powala, ale nie jest źle.

W Toszku obieram kierunek południowy na Niewiesze. I to była masakra. Cały czas pod wiatr na otwartej przestrzeni, do tego pagórki. Na szczęście to tylko parę kilometrów. W przydrożnym sklepie zatrzymuję się, kupuję banana i batona  (dopiero co po śniadaniu, a już czuję potrzebę przyswojenia posiłku - niecałe 40 km za mną i do tego pod wiatr, to pewnie jest przyczyna). Chwila przerwy jadę dalej. W WIdowie wpadam na kostkę brukową. Od razu przypomina mi się słynny etap Paris-Roubaix. Jak oni są w stanie tam jechać z takimi prędkościami?!? Miałem wrażenie, że jadąc po niej dłuższy odcinek stracę wszystkie zęby (opony 700x23c i nabite niemal 9 bar). Wolałem przejechać ten odcinek utwardzonym poboczem z prędkością ok 15 km/h.

Następnie kieruję się na Kotulin. Wszystko byłoby fajnie, gdyż teraz jadę w kierunku północnym i watr jest moim sprzymierzeńcem, gdyby nie fatalny stan nawierzchni :(. No cóż i tak niecałe 30 km/h jedynie miejscami przyspieszam do 40-tki.

Wjeżdżam do woj. opolskiego

Woj. opolskie (moje obawy wzbudził drugi znak, ale obyło się bez niespodzianek)

Temperatura szybko rośnie, zrzucam z siebie kolejne akcesoria zimowego sezonu, w tym zamieniając rękawiczki na letnie. Szybko dobijam do Centawy, z której wstępnie planowałem udać się w stronę Dąbrówki. Droga, w którą skręciłem niestety kończyła się po kilkuset metrach. Tzn. kończył się asfalt, czyli możliwość mojej dalszej jazdy. Dziwne, bo mapa wyraźnie wskazywała na drogę z przeznaczeniem roweru szosowego. Będąc na MTB nawet bym się nie zatrzymał. Kluczę kilkanaście minut po mieścinie przy okazji fotografując piękny kościół pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny:


No cóż, nie znalazłem drogi asfaltowej, pozostaje zatem kierunek Żędowice. Asfalt równiutki, więc można przycisnąć (tym bardziej, że wiatr pomagał). Szybko dojeżdżam do Żędowic.
Następnie licząc, że zgodnie z prognozą wiatr zmieni kierunek na zachodni jadę najkrótszą możliwą drogą do domu. Niestety głównie pod wiatr..
Przejeżdżam Wielowieś, Wojskę i mając na liczniku pokonane 88 km robię 10 min  przerwę na ostatnie kilkanaście km - setka pewna :).
Za Połomią jeden z moich ulubionych segmentów Połomia do lasu+las+do końca. Mając już w nogach ponad 90 km i zaczynające palić nogi zamierzam przejechać go łagodnie. Nagle gdzieś po środku segmentu bez wyraźnej przyczyny oglądam się za siebie i zauważam doganiającego mnie kolarza. Siadam mu na koło i tak do Miedar pokonujemy parę km przyzwoitą prędkością (niestety nie byłem już w stanie wyjść na zmianę). Dalej ja jadę już sam w kierunku Laryszowa.

Podsumowując, pierwsza setka w tym roku i rekord śr. pr. na dyst. pow. 100 km, który wynosi od dzisiaj 24,36 km/h. Na trzech segmentach zaliczyłem PR :).

Garb Tarnogórski

Niedziela, 15 marca 2015 · Komentarze(3)
Kategoria 01. Wycieczki
Wiosna nadchodzi na całego, przynajmniej tak mówią prognozy oraz dzisiejsza temperatura za oknem.
Wychodzę po 11-tej. Wiatr ma być południowo-wschodni i z racji tego, że nie mam pomysłu na podróż N-S kieruję się wpierw na wschód - cel Garb Tarnogórski, czyli trochę wzniesień. Najpierw delikatnie przez Bobrowniki, nieopodal zabytkowej kopalni w kierunku Radzionkowa. Tam krótki postój przy Centrum Deportacji Górnoślązaków do ZSSR w 45.

Dalej szybka wizyta w Piekarach Śląskich i kieruję się w stronę Rogoźnika. Tam wstępnie po przybiciu pieczątki nad zalewem zamierzałem odbić na północ w kierunku lotniska.



Niestety "wewnętrzna nawigacja" zaszwankowała i znalazłem się w Wojkowicach :/. OK postanawiam nadrobić kilka km i dalej trzymać się planu, czyli podjechać na lotnisko. Krótka analiza mapy (zdjęcie mapy Wyżyna Śląska w telefonie :) ) i ustalam trasę. Przy kościele Św. Antoniego Padewskiego


skręcam w stronę Strzyżowic, gdzie ostatecznie popełniam błąd i za wcześnie skręcając w lewo trafiam z powrotem do Rogoźnika - k...wa! No trudno. OK, jadę w stronę lotniska, nic mnie nie zatrzyma :) . Mijam ponownie zalew Rogoźnik (tym razem  jadąc  pomiędzy dwoma zbiornikami, gdzie niemal wpadam na chłopaka wyskakującego mi pod koła roweru).
Potem w kierunku Zendka, jednak z racji dłuższej trasy postanawiam nie jechać już do samego lotniska i skręcam w Ożarowicach stronę Brynicy.

Powrót najkrótszą i najszybszą drogą przez Nakło Śląskie i Nakielską w TG.

Trochę podjazdów było, w sumie ponad 500 metrów w pionie, więc zamieszczam profil trasy:

Może trudno będzie się nim "uczesać", ale zawsze ;)

Dzisiaj na trasie spotkałem wielu kolarzy, widać że wraz z poprawiającą się aurą coraz więcej amatorów kolarstwa postanawia przewietrzyć swoje szosy :).

Krupski Młyn - replay

Niedziela, 8 marca 2015 · Komentarze(2)
Kategoria 01. Wycieczki
Dzisiaj ponownie za cel obieram Krupski Młyn. Czasem dysponuję podobnym, więc powtórka z rozrywki. Jak się okazuje nie tylko jeżeli chodzi o trasę, ale kierunek i siłę wiatru.

Ruszam podobnie jak ostatnio walcząc z wiatrem aż do Księżego Lasu, gdzie skręcam w prawo i zaczynam jeden z moich ulubionych lokalnych segmentów Księży Las - Jasiona o długości 3,1 km. Ok, warunki nie przeszkadzają, a czasami wręcz odrobinę pomagają (lepsze były tydzień temu). Postanawiam powalczyć z czasem, a więc ogień! Od razu zaczynam mocno naciskać i starać się nawet na krótkim podjeździe nie schodzić poniżej 30 km/h, mijam zakręty i prosta aż do Jasiony. Cały segment pokonany w czasie 5:30 przy śr. pr. 33,8 km/h i miejsce 15 na 49 klasyfikowanych. Do TOP 10 brakuje aktualnie 12 sek, jestem pewien, że w sezonie będę w "dziesiątce".

Potem trochę spokojnie przez Wojskę i prosto do Wielowsi. Do Kielczy ponownie postanawiam trochę przyspieszyć na wojewódzkiej.Następnie wjeżdżam do Krupskiego Młyna, gdzie trochę kręcę po lokalnych uliczkachi robię zdjęcie Mostu Przyjaźni (Wiszącego), które nie wiedzieć czemu nie wyszło w zeszłym tygodniu.


Most Przyjaźni (Wiszący) w Krupskim Młynie

Powrót to podobnie jak tydzień temu walka z wiatrem. Jednak kierunek był nieco inny, więc nie jestem aż tak blokowany. Wracam najprostszą z możliwych dróg mimo większego nieco ruchu. Dzisiaj ponownie ustanowiłem rekord śr. pr. na dyst. 50-100 km, który wynosi od dzisiaj 25,89 km/h. Nie mogę się doczekać pełni sezonu ;) - będzie się działo.

PS. przekroczone 12k km na BS ;)

Krupski Młyn

Niedziela, 1 marca 2015 · Komentarze(2)
Kategoria 01. Wycieczki
Dzisiaj jadę do Krupskiego Młyna. Wiem z prognozy, że będzie wiało i wiem doskonale, jaki będzie kierunek wiatru. Powrót zapowiada się ciężki (mam jednak w zapasie warianty trasy).

Wpierw postanawiam dłuższą drogą przez Wielowieś i Kielczę wjechać do Krupskiego Młyna od strony osiedla W-70. Jak zwykle odcinek w kierunku Zbrosławic traktuję jako rozgrzewkę. Jak się okazuje wiatr zamiast południowego jest południowo-zachodni (a może nawet zachodni) i droga przez Wilkowice aż do Księżego Lasu to walka z wiatrem. Następnie skręcam w prawo w kierunku Wojski, teraz wiatr trochę pomaga :). To jest to! 35 km/h, 40 km/h na prostej - bez problemu. Na segmencie Księży Las- Jasiona notuję śr. 31,8 km/h i miejsce 21/47. Dalej od Wojski do Wielowsi droga jest już nierówna (przynajmniej jak na opony 700x23) więc jadę ostrożnie. Od Wielowsi kieruję się na wojewódzką w stronę Kielczy, gdzie popełniam krótki odpoczynek. Uzupełnienie płynów, cukrów i ruszam dalej.
Wjeżdżam do Krupskiego Młyna, przejeżdżam przez "Oczko" i robię fotę Mostowi Wiszącemu (w 2014 nazwanemu Mostem Przyjaźni). Niestety w domu zauważam, że mój super telefon go nie zapisał lub po prostu nacisnąłem "Wstecz" zanim on 'zaczaił', że ma zrobić fotę. Krótka wizyta na ul. Powstańców Śląskich i kieruję się w stronę ronda, gdzie focę Dwór Prawdzica (dawne Kasyno)
Dwór Prawdzica (dawne Kasyno)
Od razu wracają wspomnienia z sekcji szachowej, rozgrywek w tenisa stołowego i bilarda w GOK ;)
Dalej w kierunku Ziętka, zajeżdżam na cmentarz.

Kaplica cmentarna w Krupskim Młynie
Kaplica cmentarna w Krupskim Młynie

Zbieram się do drogi powrotnej. W miarę upływu dnia wiatr miał być coraz mocniejszy. I był. Pozostało mi zmierzyć się z nim. Zaczynam spokojnie, gdyż wiem, że czekają mnie otwarte fragmenty. Do Tworoga nie było najgorzej. Krótka przerwa na banana i herbatkę. Postanawiam, że do Brynka podejmę decyzję, czy jechać '11', czy też w Brynku skręcić na Połomię. Ruch jest jednak stosunkowo niewielki, wybieram więc '11'. Zrywy wiatru wyhamowywały mnie z 30 do 20 km/h. Po kilkunastu km walki z wiatrem docieram do domu. Jak się okazuje ponownie w ten weekend notując rekord na śr. pr. na dyst. 50-100 km, który wynosi od dzisiaj 25,04 km/h


Toszek

Sobota, 28 lutego 2015 · Komentarze(2)
Kategoria 01. Wycieczki
Od dłuższego czasu planując kolejne wycieczki rowerem po okolicy myślałem o Toszku, jednak jakoś tak dziwnie się układało, że do tej pory tam nie dojechałem. Teraz inspirowany wpisem djk71 postanawiam za cel podróży na szosie obrać właśnie to miasteczko.
Początkowo jak zwykle z górki w stronę Zbrosławic, więc można rozgrzać nogi nie naciskając za mocno, a i tak prędkość w okolicach 30 km/h. Potem w kierunku Księżego Lasu i Kopienicy. Mimo prognozy na meteo o słabym wietrze na tej otwartej przestrzeni dawał się we znaki. Następnie Zacharzowice, Wilkowiczki - w sumie kilka wzniesień i melduję się na rynku w Toszku. Większość trasy pod wiatr. Średnia na żenującym poziomie.



10 min przerwy. Duża wilgotność i od razu czuć temperaturę na ciele. Małe co nieco w postaci chałwy, herbata z cytryną i ruszam w stronę zamku, gdzie znajduję kaczki ;).
Potem kieruję się w stronę Wielowsi i od razu nabieram tempa. Nogi zaczynają pracować oraz w końcu nie walczę z wiatrem, który jeszcze nie pomaga (wieje z zachodu, a kieruję się na północ). Z Wielowsi w stronę Wojski, szkoda, że droga ta jest w fatalnym stanie. Ale i tak notuję szybki przejazd. Potem Połomia i segment leśny - notuję drugi osobisty wynik i awans na 27 pozycję na 40 klasyfikowanych (patrząc na wyniki latem zakładam atak na "20"). Wcześniej po drodze pokonałem już kilka segmentów, jednak nie miałem jeszcze wiedzy, że tam się znajdują.
W miarę gładko mijam Miedary i skręcam w stronę Laryszowa, aby zmierzyć się z założonym segmentem. Osiągam PR i pozycja 9/16.
Potem już prosto do domu wymijając debila wyprzedzającego na mojej wysokości inny samochód.
Szczęśliwie dojeżdżam do domu notuję rekord śr. pr. na dyst. 50-100 km, który wynosi od dzisiaj 24,45 km/h.

Niedzielne rajzowanie do Celiny

Niedziela, 22 lutego 2015 · Komentarze(4)
Kategoria 01. Wycieczki
Jacek w piątek na FB zaproponował rajzowanie do Celiny, więc po krótkiej wymianie wiadomości zapadła decyzja jedziemy.
Ja Wojtek, DJK oraz Adam spotykamy się na Grzybowej. Ja trochę spóźniony (ostatnio to niestety tradycja) przyjeżdżam na miejsce zbiórki i razem ruszamy w stronę Mikołeski. Wpierw mieliśmy jechać "autobaną" z Pniowca, jednak po pokonaniu kilkuset metrów po błocie a następnie lodzie decydujemy się zawrócić i jechać szosą. Aby dotrzeć do Tworoga i tak musieliśmy pokonać jakieś 2 km drogi przez las do Boruszowic. W zasadzie większość po lodzie. Dalej jedziemy już bocznymi drogami równoległymi do krajowej "11". Następnie z Tworoga na Brusiek prostą, która ma niemal 10 km.
W Bruśku spotykamy się z drugą ekipą, dojeżdżamy tam w odstępie dosłownie kilku sekund (wow!). Krótkie przywitanie i Jacek kieruje nas na leśne szlaki. Pokrótce: lód, śnieg lub błoto, które było najlepszą możliwą opcją. Docieramy do dawnej osady Krywałt.


Niestety moje opony znowu dały o sobie znać, dosłownie nie byłem w stanie utrzymać prostego toru jazdy. Dodatkowo jakieś 500 m przed Pustą Kuźnicą gleba. Na szczęście bez konsekwencji dla mnie i roweru.
Potem krótko asfaltem i podjeżdżamy pod OW Siliesiana.

Fot. Jacek

Od razu przypominają się lata młodzieńcze :), spędzało się tutaj większość upalnych dni wakacji. Teraz to niemal zapomniane miejsce. Część z ekipy również ma wspomnienia z tym miejscem i wspomina okres jego świetności za PRLu.
Teraz prosto już do naszego głównego celu wyprawy - Celiny.
Tam przerwa na posiłek, regenerację i powrót do domu. Większość ekipy ma w planach dalsze harce po lasach, jednak nasza czwórka z racji już późnej godziny decyduje się na powrót do domu. Wyjeżdżamy z Piłki w stronę Koszęcina i ponownie lód. Mam wrażenie, że opony z każdym km trzymają coraz mniej, może to po prostu zmęczenie? I gleba - na szczęście ponownie bez konsekwencji oprócz mokrych rękawiczek.
Docieramy do asfaltu (uff) i prosto z Koszęcina na Brusiek. W Bruśku za moją namową decydujemy wracać już tylko asfaltem (była jeszcze propozycja jazdy do Kalet i dalej już lasem przez Głęboki Dół do TG). Szybki odcinek do Tworoga, prędkość praktycznie nie spada poniżej 30 km/h, a to za sprawą pociągu tworzonego głównie przez DJK oraz Adama. Potem tą samą trasą, w kierunku Pniowca, gdzie łapię gumę :(. Opona tylna ewidentnie do wymiany, powodem całego ambarasu był 1 mm kawałek szkiełka.. Na szczęście Adam, który był świetnie zaopatrzony na trasę użycza mi łatki (mój zestaw ratunkowy włożyłem do schowka chyba z 2 lata temu - do tej pory nieużywany i jak się okazało moje łatki wymagają dodatkowego kleju :(  ) Adam , dzięki!
Po zaopatrzeniu tylnej dętki w niezbędny poziom ciśnienia jedziemy w kierunku Strzybnicy, gdzie żegnamy z Wojtkiem DJK i Adama.
Potem już powrót do domu.
Po wyprawie przednie przerzutki wyglądały tak:


Fajna wycieczka, super towarzystwo. Jedynie szkoda tych odcinków leśnych..

Załączam fotorelację Adama.

Niedzielne rajzowanie

Niedziela, 15 lutego 2015 · Komentarze(2)
Kategoria 01. Wycieczki
Drugi dzień weekendu i nadal zaje....a pogoda. Już w piątek ustawiłem się z Wojtkiem na rajzowanie. Myśleliśmy oczywiście o kręceniu po lesie, jednak stopiony wczoraj w ciągu dnia i zamarznięty nocą śnieg uniemożliwiał przemieszczanie się nimi - przynajmniej za pomocą roweru.



Pozostały więc szosy dzisiaj dla odmiany na MTB. Prognoza pogody na "meteo" wskazywała temperaturę w trakcie wycieczki ok 1-2 st.C i tak też się ubrałem. Termometr w liczniku wskazywał 7 a miejscami nawet 10 st. C :-o. Tego po "meteo" się nie spodziewałem. Z jednej strony fajnie, ale z drugiej ... hmmm, przy większej prędkości i kadencji miałem wrażenie, że się rozpłynę (muszę zainwestować w bieliznę termoaktywną).
Dzisiaj zdecydowanie nie miałem "nogi", ciężko było na podjazdach (których przecież nie było wiele i niebyły to nawet "trójki") i w końcówce jadąc już sam do domu bez "motywatora" było to jeszcze bardziej widoczne. Zdecydowanie słabszy dzień, a może po prostu to jeszcze nie pełnia sezonu ;).