Ściana wschodnia #6 - Sokółka - Kleszczele

Czwartek, 8 czerwca 2017 · Komentarze(0)
13.06.2017r.

Rozpoczynamy 6 dzień naszej wyprawy. Jedziemy już we dwójkę z Krzysztofem. W Krynkach wjeżdżamy na rondo, od którego odchodzi 11 ulic. Żałuję, że nie włączyłem nawigacji.. "na rondzie skręć w ..10 zjazd" :)



Objeżdżamy całe i zjeżdżamy z ronda w kierunku Kruszynian, gdzie czas na pierwszy postój. W pierwszej kolejności podziwiamy Zajazd Tatarski "Na Końcu Świata". Bardzo miła gospodyni oprowadza nas, pokazuje wnętrza oraz zaprasza na herbatę.








W środku mają studnie!


Fot. @ekokrzychu

Turyści mogą tutaj przenocować w takich oto przytulnych pokojach.



Odwiedzamy również najstarszy w Polsce meczet tatarski.


Fot. @ekokrzychu



No i chwila konsternacji - gdzie dalej?


Fot. @ekokrzychu
Cały czas jedziemy blisko wschodniej granicy. Tu na prawdę jest koniec świata.. czasami wjeżdżamy do "większej" miejscowości.



Coraz cięższe chmury, stale wyglądamy i decydujemy, czy przyspieszamy, czy odczekujemy.



Nad Zalewem Siemianówka jest sztuczny nasyp, po którym prowadzą dwie linie kolejowe: europejska - wąska oraz szeroka - rosyjska. Stoimy (chyba) na tej "naszej" :)


Fot. @ekokrzychu
W końcu dopada nas niezła ulewa - czas na brokuła :).



Odczekaliśmy chwilę i jedziemy dalej. Po chwili trochę nas zrosiło, jednak później sprytnie udaje się omijać większe opady :). Mijamy też grupę bikerów poubieranych w przeciwdeszczowe stroje, oprócz pozdrowień oświadczam: - już nie będzie padać! :)



Atmosfera na szlaku jest bajeczna. Każdy jest uprzejmy, pomocny - nigy nie wiadomo kiedy właśnie Ty będziesz jej potrzebować.

Wjeżdżamy do Guszczewiny, miejsca urodzin Danuty Siedzikówny znanej Inki. To właśnie była Polska walcząca!

....



Green Velo!



W samą porę trafiamy na idealne miejsce, gdzie można zjeść i .. schować się przed deszczem, którego Krzysztof już wypatruje.







Na szczęście po kilku minutach przestaje padać i możemy podróżować dalej.



Teraz już prosto do Hajnówki, gdzie jemy pyszny obiad. Nieziemska zupa, której nazwy już nie pamiętam i do tego mix pierogów.



Końcówka jest trudna, brakuje mocy i do tego wiatr, który wręcz zatrzymuje. Przynajmniej rozwiał chmury deszczowe.



Rzadko korzystam z takich dopalaczy, ale na 10 km przed Kleszczelami była to jedyna opcja dojechania w jednym kawałku do umówionego noclegu. Zatem stacja benzynowa i pepsi (czyt. cukier). W tym momencie wychwyciłem błąd w moim dotychczasowym odżywianiu - mało cukrów. Wieczorem wsuwam całą czekoladę.

Nie wiem czemu obcięło ostatnie 10 km.


Ściana wschodnia #5 - Stary Folwark - Sokółka

Czwartek, 8 czerwca 2017 · Komentarze(0)
12.06.2017r.

Zaczynamy kolejny dzień. Pobudka, jak zwykle o godzinie 6:00. Czuję się dobrze, aczkolwiek zmęczenie daje o sobie poznać. Niestety przeze mnie cały wyjazd wstrzymany został o kilkanaście minut - szukałem powerbanka, który "skrył się" pod chustą kominem. W międzyczasie wywróciłem cały pokój oraz zawartość sakw do góry nogami. A spakowanie z powrotem całości dobytku wyprawowego w taki sposób, aby połapać się co gdzie jest oraz w ogóle zamknąć sakwy trochę trwa.

Jak pakowałem sakwy.
Tutaj od początku przyjąłem zasadę, że w prawej sakwie mieszczą się rzeczy potrzebne w miejscu noclegu. Najczęściej operuję z lewej strony roweru, dlatego łatwiejszy dostęp będzie do lewej sakwy. W prawej lądują klapki, buty (tak, wziąłem ze sobą dodatkowe buty, aby nie chodzić w rowerowych - kolejnym razem chyba z tego zrezygnuję), ubrania, bielizna, ręcznik szybkoschnący (chyba dlatego, że nie wchłania wilgoci) itp. W lewej sakwie mam środki czystości, multitool, kurtkę przeciwdeszczową, plecak (często korzystałem z niego w trakcie zakupów, które robiliśmy tuż przed noclegiem), jedzenie, krem z filtrem itp.
W ciągu całej wyprawy nie zmieniłem powyższego, wiec zakładam, że się sprawdziło :).

W końcu udaje się wyruszyć. Pierwszym naszym celem jest położony nieopodal w Wigrach Pokamedulski Klasztor, gdzie zatrzymujemy się na kilka minut.





Następnie wjeżdżamy do Wigierskiego Parku Narodowego.






Zaplanowana trasa przez kolejne kilkadziesiąt kilometrów wiedzie krainą wzdłuż Czarnej Hańczy.



Po drodze spotykamy dwóch bikerów jadących tą samą trasą - Green Velo, lecz w przeciwnym kierunku. Dowiadujemy się, że kolejne 30 km trasy to będzie walka z rowerem. Było dużo piachu, żwiru i nierówności. W tych warunkach ponownie odzywa się u mnie ból w karku. Maść oraz tabletka przeciwbólowa i jedziemy dalej. Oby dało się wytrzymać.





Do tej pory w ramach dzisiejszego etapu w zasadzie cały czas trzymamy się szlaku Green Velo, który posiada bardzo oznakowania, liczne MORy (Miejsca Obsługi Rowerzystów), biegnie w pobliżu wielu atrakcji - czasami należy z niego zboczyć, aby zobaczyć ciekawe miejsca). Oczywiście część z nich omija, jednak należało wybrać trasę. Na pewno wiedzie przez bardzo ładne tereny, unikając ruchliwych dróg. Nie jest szlakiem łatwym - słyszałem opinie: "Green Velo ssie!" itp. Jednak nikt nie mówił, że będzie łatwo :). W jeden dzień spotkaliśmy grupę bikerów, którzy wspominali o trudach trasy, jednak każdy miał uśmiech na twarzy (a największy najstarszy z nich jadący przełajem, zatem nie ma co narzekać ;) ).


Fot. @ekokrzychu
Docieramy do Mikaszówki, gdzie oprócz wywołującej chwilę zamyślenia aranżacji,



przyglądamy się śluzie na Kanale Augustowskim.



Jedziemy dalej, na dzisiaj również zapowiadane są opady. Liczymy, że uda się zajechać do miejsca noclegu przed nimi.
Krzysztof nadaje tempo i motywuje do dalszej trasy.



W Lipsku krótki odpoczynek w centrum - piękne wnętrze tamtejszego kościoła.



Co jadłem w trasie..
Dostarczenie organizmowi odpowiedniej dawki paliwa to podstawa. Kręcenie w przeciągu kilku dni każdorazowo dystansów znacznie dłuższych niż 100 km to dla organizmu, który w przeważającej części przesiaduje przed komputerem, duże obciążenie. Codziennie wieczorem przygotowywałem sobie posiłek na kolejny dzień. Były to: tortellini, ryż z dżemem, bądź z filetem z kurczaka z sosem. Oprócz tego batony, wafle ryżowe (trochę niepraktyczne - kruche), mace, banany, daktyle, rodzynki, brokuły, nektaryny, pomidory, orzechy, ... i tak można by wymieniać.
.. i rano, przed wyjazdem oraz wieczorem.
Rano najczęściej kanapki + ryby, a wieczorem obiadokolacja (mięso, ziemniaki/ryż, surówka) - najlepiej najbliżej miejsca docelowego, gdyż po dużym posiłku organizm potrzebuje go strawić, co pochłania energię.


Fot. @ekokrzychu

Tuż po wyjeździe dopada nas deszcz i silny wiatr. To skutecznie wręcz podcina nasze morale, na szczęście po chwili lądujemy na stacji benzynowej - kawa! :) Wiatr stara się rozpędzić chmury, nawet chwilowo zza ciemnych chmur wyłania się słońce.

Ruszamy dalej trasą, która prowadzi nas do Sokółki - to ostatnie miasto przed zaplanowanym noclegiem w Leszczanach k/Krynek. Zatem plan jest jeden - posiłek oraz zakupy na wieczór oraz cały kolejny dzień.


Fot. @ekokrzychu
W Sokółce jedziemy do polecanego przez miłe panie lokalu, gdzie na specjalne warunki mogą liczyć motocykliści.


Fot. @ekokrzychu
Po krótkiej rozmowie z ekspedientką, poinformowaniu skąd, dokąd jedziemy i ustaleniu dodatkowych warunków (like na FB) otrzymujemy identyczne warunki :). Dodatkowo do zestawu obiadowego każdy z nas otrzymuje szczegółową mapę Green Velo obejmującą woj. podlaskie :).


Fot. @ekokrzychu
Niestety tuż po zjedzeniu całości + lodów rozpętała się burza. Jest godzina 18, sprawdzamy gorączkowo prognozy - ma padać do 21-22. Jesteśmy ok. 20-25 km od zaplanowanego noclegu, nie mamy nadal zakupów na kolejny dzień. Decydujemy się skrócić etap i znaleźć nocleg w Sokółce. Przy pomocy wspomnianej już ekspedientki znajdujemy nocleg w hotelu położonym kilkaset metrów od baru. Szybki przejazd, jesteśmy na miejscu.

W momencie, gdy każdy z naszej trójki rozkoszował się już prysznicem.. chmury odsłaniają słońce. Jest 20... spokojnie mogliśmy dojechać.. No trudno, przynajmniej rano będziemy mieć gotowe śniadanie. :)

Nie wszystko jednak poszło tak gładko. Wojtek wieczorem podejmuje decyzję, że dalszą część Ściany wschodniej przejedzie samodzielnie.. 


Ściana wschodnia #4 - Trygort - Stary Folwark

Czwartek, 8 czerwca 2017 · Komentarze(0)
11.06.2017r.

Dzisiaj usłyszawszy budzik, czułem się o niebo lepiej w porównaniu do dnia poprzedniego. Miałem zdecydowanie więcej siły, więc i morale dużo wyższe.
Poranne szykowanie idzie coraz lepiej. Na dworze przy rowerze melduję się tylko.. 4 minuty po czasie. Oczywiście Krzysztof już czeka. Po kilku kolejnych minutach dołącza Wojtek. 

Jedziemy od razu do Węgorzewa, gdzie przejeżdżamy Bulwarem Loir Et Cher.



Następnie kilkanaście kilometrów niemalże pustą drogą powiatową, z której skręcamy na północ w stronę Obwodu Kaliningradzkiego.



Po chwili asfalt się kończy, dalszą drogę kontynuujemy w malowniczych okolicznościach przyrody.

Roślinność coraz gęstsza.. Po chwili okazuje się, że zjechaliśmy z trasy - zapomniałem zwiększyć głośność telefonu i nie słyszałem komunikatów View Ranger o zjechaniu z trasy :/.

Nawigacja
Korzystaliśmy z aplikacji na telefon ViewRanger. Po ustaleniu trasy i synchronizacji z telefonem, nie ma potrzeby mieć włączonej transmisji danych (która oczywiście wpływa na żywotność baterii). Uruchamiamy nawigację i jeżeli jedziemy po śladzie jest cisza, dopiero w momencie, gdy zjedziemy z trasy o zdefiniowaną odległość, urządzenie informuje nas o tym określonym sygnałem. Ekran telefon jest wyłączony. Do tego zawsze przed skrzyżowaniem można włączyć ekran i zobaczyć jak biegnie zaplanowana trasa.

Musimy zawrócić, na szczęście niewiele nadrabiamy.



Jedziemy równolegle do granicy, w odległości może z 2 km - naszej (czyt. polskiej) sieci nie mamy od pewnego czasu..


Rzeka Węgorapa
Od rana czułem ból w karku, ten sam jaki pojawił się po nocy spędzonej w pociągu. Przez ostatnie dni w ogóle go nie zaobserwowałem. Teraz z każdym kilometrem pokonanym po bruku, piachu i nierównym żwirze nasila się. Proszę Wojtka (odpowiadał za medyczne zaopatrzenie naszej grupy) o maść, którą zapisaliśmy na liście. Niestety maści nie miał, jedynie tabletki przeciwbólowe. Szkoda, bo zawsze wolę jednak unikać wrzucania w siebie chemii - trzeba będzie jednak odwiedzić najbliższą aptekę i kupić maść o działaniu przeciwzapalnym i przeciwbólowym.
Trochę obawiam się jak to się dalej potoczy, mam nadzieję, że ten ból, jaki przypałętał się w pociągu nie wyeliminuje mnie na którymś z kolejnych odcinków wyprawy.

Za wyjątkiem tych krótkich, techniczno-medycznych przerw po niemal 40 km dojeżdżamy do Rapy, gdzie za cel obieramy polecaną przez Kolegów z drugiej ekipy piramidę. Dopytujemy miejscowych o drogę. Piramida zbudowana została w lesie. Nie bardzo wiemy, czego się spodziewać. Podjeżdżamy i widzimy grobowiec.

Prawdziwie zaskoczeni jesteśmy dopiero zerkając do środka, gdzie jak się potem dowiadujemy pochowana została rodzina inicjatora oraz budowniczy piramidy.



Więcej można przeczytać tutaj.

Dojazd do Rapy nie był łatwy, dlatego modyfikujemy nieco trasę i postanawiamy jechać  dalej asfaltem. Tym bardziej, że samochodów tutaj, jak na lekarstwo. 



Tak dojeżdżamy do Gołdapi.

Kolejnym naszym celem są Stańczyki i tamtejsze wiadukty.
Wybieramy jazdę drogami, gdyż ruch w tych okolicach jest niewielki, do tego mamy niedzielne popołudnie - większość zajada się rosołem, roladą, pije kawę i wcina ciasto, inne słodycze. My za to kręcimy korbami, wchłaniając pewnie więcej kalorii, których długo jednak nie utrzymujemy  :)



Jesteśmy w Stańczykach, w oddali widać już wiadukty. Tylko jak tam dojechać?



Udaje się :).


Wiadukty w Stańczykach


Fot. @ekokrzychu

Tutaj chwila odpoczynku. Mamy dzisiaj ponad 100 km w nogach i w planie.. no właśnie. W planie mamy jeszcze trójstyk PL-RUS-LT. Jednak po naradzie, analizie pory dnia i drogi, jaką mamy jeszcze do pokonania, demokratycznie podejmujemy decyzję o rezygnacji z trójstyku, kierujemy się w stronę Suwałk.



Jedziemy w całości asfaltem, dodatkowo wiatr jest naszym sprzymierzeńcem. Ostatnie kilkanaście kilometrów przed Suwałkami pokonujemy w zawrotnym tempie - momentami zacząłem się obawiać, że zabraknie przełożeń w kasecie :).

Nocleg mamy zaplanowany w Starym Folwarku, gdzie okazuje się, że musimy szukać nowego noclegu. Z tego umówionego rezygnujemy po zapoznaniu się z warunkami w nim panującymi. Nie jest łatwo, sezon jeszcze się nie zaczął i większość lokalizacji nie jest jeszcze przygotowana do przyjęcia turystów.
Po 30 minutach udaje się :).

Ściana wschodnia #3 - odcinek z niespodziankami Kupin - Trygort

Czwartek, 8 czerwca 2017 · Komentarze(0)
10.06.2017r.

W trakcie przygotowań do Ściany wschodniej mniej więcej w marcu zdecydowaliśmy się na podział na dwie niezależne grupy, który właśnie tego ranka stał się faktem. Krzysztof, Wojtek i ja ruszamy wspólnie naszą, nieco dłuższą od Kolegów trasą. Z tego powodu start do dzisiejszego etapu planujemy nieco wcześniej.

Dla mnie ten poranek był najtrudniejszym porankiem w całej wyprawy. Po pierwsze nie byłem jeszcze na tyle zorganizowany, aby szybko zjeść śniadanie, zapakować całość manatków w odpowiedniej kolejności do sakw i w ogóle być gotowym do jazdy. Po drugie odczuwałem duże zmęczenie po raptem dwóch dniach jazdy (a gdzie reszta?). Duży wpływ musiał tutaj mieć deficyt snu, jaki ciągnął się jeszcze z nocy spędzonej w pociągu.
Kawa potrafi jednak czynić cuda :) A dosłownie po kilkuset metrach przejechanych rowerem jest już dobrze. Zaczynamy jazdę drogą powiatową, jest sobota rano i ruch jest niewielki. Do tego w tych regionach jest dużo ścieżek rowerowych, z których chętnie korzystamy.


Po 35 km zjeżdżamy z trasy, korzystamy z bardzo malowniczej leśnej ścieżki rowerowej - szlakiem kolejowym. Jest to 28 km trasa łącząca Ornetę z Lidzbarkiem Warmińskim.



Jest bajecznie. Warunki wręcz idealne, w zasadzie nie wieje, temperatura w granicach 20-22 st. C. Co prawda prognoza wskazuje możliwe opady w godzinach popołudniowych, jednak na razie się tym nie przejmujemy ;).



Co kilka kilometrów przejeżdżamy pod nieczynnymi już wiaduktami.





Niektóre z nich są w kiepskiej formie, na szczęście oznaczenia są odpowiednie :).





W samym Lidzbarku krótka przerwa regeneracyjna, spędzamy kilka minut w centrum. Następnie posiłek przy zamku.




Fot. @ekokrzychu

Zwiedzamy również Kolegiatę Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Lidzbarku Warmińskim:



Wyjeżdżamy z miasta by po kolejnych 12 km dojechać do Stoczka Klasztornego, w którym znajduje się przepiękne Sanktuarium o równie ciekawej budowie, co historii.



Wokół kościoła są bardzo urokliwe krużganki.




A w narożnych kaplicach można obserwować piękne malowidła.



Bardzo klimatyczne miejsce.. tym bardziej, że panuje tutaj temperatura znacznie niższa od tej na zewnątrz.



Udało mi się zobaczyć również pomieszczenia, w których swego czasu przebywał Kardynał Stefan Wyszyński.





Jedziemy dalej. Tym razem staramy się przyspieszyć, gdyż tuż po wyjeździe ze Stoczka zauważyliśmy goniące nas ciężkie chmury, które na szczęście okazały niegroźne ;).

Po 140 km dojeżdżamy do wsi Gierłoż, gdzie w trakcie II wojny światowej mieściła się kwatera główna Adolfa Hitlera - Wilczy Szaniec (Wolfsschanze).


Hotel gwardii przybocznej Hitlera



Schron przeciwlotniczy.




Po dłuższej chwili ruszamy dalej. Na szczęście ciężkie chmury przemknęły nad nami, pojawił się jednak dosyć silny wiatr.



160 km podróży i meldujemy się w Mamerkach, gdzie z kolei znajdowała się kwatera Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych.



Na sam koniec trasy Wojtkowi przytrafiła się awaria. Jak się po chwili okazało, to tylko rozpięta spinka.. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem.

Po znalezieniu dwóch części spinki, awaria w mig zostaje usunięta.



W samym Trygorcie mamy ogromny problem, aby trafić do zarezerwowanej agroturystyki. Kilkukrotnie przejeżdżamy całą miejscowość i nie widzimy ani domu, ani żadnego znaku. Rozmawiamy z właścicielami, którzy starają się nas po
kierować, jednak bez skutku. W międzyczasie pytamy dwóch miłych panów siedzących na ławce pod sklepem, którzy starają się dokładnie wytłumaczyć drogę, by po chwili dodać z uśmiechem: "aaaaleee i tak tam nie traficie" - spoko.
Po kolejnych próbach i niemałej już naszej irytacji, właściciel wyjeżdża po nas.. udało się :).




Ściana wschodnia #2 - pierwsze przetarcie na odcinku Gdańsk - Kupin

Czwartek, 8 czerwca 2017 · Komentarze(0)
9.06.2017r.

W Gdańsku, który jak żadne inne miasto kojarzy mi się z wolnością, meldujemy się tuż po 7:00. Na dworcu nasza trójka od razu kupuje bilety powrotne z .. Przemyśla do Bytomia. Jest to pociąg Przemyślanin, który jedzie przez Rzeszów (cel wyprawy). Dzięki temu mamy pewien bufor bezpieczeństwa.

Chwila organizacji, kilka fot i już siedzimy na siodełkach naszych rowerów, wymijając przechodniów na ścieżkach rowerowych. Po chwili dojeżdżamy do pierwszego punktu wycieczki - Bazylika Mariacka.

Przemierzamy Stare Miasto..

..no i jest! Neptun!.


Kilka razy przekręcamy korbami i lądujemy przy największym zachowanym dźwigu portowym średniowiecznej Europy - Brama Żuraw. Każdy foci czym może, cokolwiek ma pod ręką ;)


Fot. @ekokrzychu


Fot. @ekokrzychu

Powoli wyjeżdżamy z miasta, mijamy rafinerię.



Cały czas jedziemy spokojnie, rozkoszując się jazdą na rowerze oraz korzystając już z ostatniej okazji, by pokręcić wspólnie. Jutro rano nasze trasy się rozejdą i powstaną dwie niezależne grupy.

W Jantarze podjeżdżamy do plaży, kolejne foty..



Jedziemy dalej. W miejscowości Rybina zajeżdżamy zobaczyć bardzo ciekawą konstrukcję mostu obrotowego, który intensywnie pracuje w sezonie letnim, aby mogła po nim przejechać kolej wąskotorowa, a w międzyczasie kursować po rzece statki.



Pokonujemy kolejne kilometry, gdy na 65  mamy kolejny punkt trasy - przeprawa promem przez rzekę Nogat.
Słońce zauważalnie pracuje pracuje, sięgam po krem z odpowiednim filtrem, w kieszeni koszulki "dynda" banan :).



Pogoda wręcz rewelacyjna, temperatura odpowiednia, jeżeli nie delikatnie za wysoka, wiatr niewyczuwalny. Nie zauważamy kolejnych kilometrów uciekających pod kołami rowerów.

Od strony SW mijamy Elbląg, następnie decydujemy o przerwie na obiad.

Dosłownie chwilę po obiedzie dopada nas prawdziwa depresja..

Na mniej więcej 115 km trafiamy na pochylnie na Kanale Elbląskim.



Kręcimy korbami, końcówka trasy to w zasadzie 80% wszystkich przewyższeń, więc jest co kręcić. Mimo, że jest to pierwszy dzień jazdy po trasie (nie uwzględniając dojazdu do Częstochowy), to i tak po nocy spędzonej w pociągu zmęczenie daje się we znaki.



Po przybyciu na nocleg, organizujemy szybkiego grilla. Jest też czas, aby chwilę pobiesiadować, powymieniać się doświadczeniami.

Zapobieganie odparzeniom
Nie wiem jak Koledzy, ale ja od pierwszego dnia postanawiam nakładać krem przeciw odparzeniom, który nakładam grubo - jak krem orzechowy na kanapkę (polecam ;) takie postępowanie na kilkudniowych wycieczkach).


Ściana wschodnia #1 - transfer na pociąg Częstochowa - Gdańsk

Czwartek, 8 czerwca 2017 · Komentarze(0)
8.06.2017r.

W końcu nastał długo oczekiwany dzień wyjazdu..

Od kilku dni, ba tygodni planowałem nie tyle cały wyjazd, co właśnie ten pierwszy dzień :) ech.. amatorszczyzna. Jednak nie byłem w stanie wyobrazić sobie co mnie czeka, nie wiedziałem czego się spodziewać, jak mój organizm zareaguje na pokonywanie dystansów ponad 100 km (jak się okazało ponad 150 km) dzień po dniu..

Przygotowanie bagażu do podróży rozpocząłem dzień wcześniej od przygotowania rzeczy do wzięcia (a w zasadzie już w weekend poprzedzający wyjazd, kiedy testowo spakowałem do sakw wszystkie, jak się wydaje rzeczy).



To był jednak wierzchołek góry lodowej całych przygotowań do wyprawy. Najważniejsze rozpoczęły się znacznie wcześniej.

Jak to się zaczęło?

W zeszłym roku, w weekend majowy Koledzy Holdek, Krzysztof, Waldemar i Wojciech przejechali trasę od źródeł Nysy, przez Odrę, po Szczecin, następnie wybrzeżem do Gdańska. Wówczas nawet nie myślałem, żeby uczestniczyć w tej wyprawie.. z różnych względów. Cała wyprawa zakończyła się sukcesem, więc jesienią ubiegłego roku wstępnie zaczęli planować trasę kolejnego odcinka objazdu naszego kraju. Krótkie konsultacje z Żoną, która po chwili wręcz zmotywowała mnie do dalszych działań :) ! WOW.
W rozmowie z Wojtkiem wyraziłem chęć uczestnictwa. Następnie po kilku dniach zadzwoniłem do Krzysztofa, który rzekł:
- Marcin, jest miejsce dla każdego, który jest w stanie sprostać wyzwaniu pokonywania dłuższych odcinków przez kilka dni. - coś takiego..
Odparłem:
- Jadę!

W trakcie dogrywania wstępnych, ogólnych założeń (odbywaliśmy cykliczne comiesięczne spotkania) krystalizują się dwa rozbieżne cele kolejnej wyprawy:
- pierwszy skoncentrowany na zwiedzanie ciekawych miejsc, atrakcji turystycznych - za tym wariantem opowiadają się Waldemar i Holdek;
- celem drugiego jest przejazd wyznaczonej (dłuższej) trasy z krótkimi postojami w ciekawych miejscach - za tą opcją opowiadają się Krzysztof, Wojciech oraz ja.

Ostatecznie, gdzieś na przełomie roku, podejmujemy wspólnie decyzję o oddzielnej jeździe, aczkolwiek chcemy przynajmniej w małej części wspólnie przejechać część dystansu. Pozostały zatem dwa pierwsze dni: dojazd do pociągu oraz pierwszy odcinek. Fajnie, że uda się wspólnie pokręcić.

W międzyczasie do Waldemara i Holdka dołącza Darek (djk71). Jest nas zatem szóstka. Tyle też jest miejsc na rowery w pociągu.. Bilety można kupić nie wcześniej, niż 30 dni przed odjazdem. Kupujemy komplet biletów, rezerwując sobie miejsca.

Krzysztof przygotował ślad trasy, który następnie w kilku miejscach zaproponowałem delikatnie zmodyfikować. Dodatkowo, założyliśmy wspólny wirtualny dysk, na którym w arkuszach opisywaliśmy główne założenia trasy. Fajna rzecz, gdyż potem w trakcie jazdy każdy ma komplet informacji w swoim telefonie.

Przygotowania fizyczne

Aby odpowiednio przygotować się do wyprawy, postanowiłem "wziąć się za siebie". Nastała dosyć sroga zima - patrząc na ostatnie. Oprócz cyklicznych tras budujących wytrzymałość, wprowadziłem treningi obwodowe, celem zwiększenia ogólnej sprawności. Do tego przyjąłem określone cele treningowe na pierwszą połowę sezonu rowerowego: wpierw buduję wytrzymałość, potem dodaję siłę.
Treningi wytrzymałościowe, to głównie jazda dłuższymi odcinkami w strefie tlenowej. Siłę budowałem np. przysiadami oraz interwałami, które wprowadziłem w drugiej fazie przygotowań.

Ruszamy

Całość dopięta na ostatni guzik, krążę po domu bez celu, patrzę na zegarek.. pozostaje kilkadziesiąt minut do wyjazdu. Otrzymuję powiadomienie na telefonie - Darek odpada... http://djk71.bikestats.pl/1587793,Urlop-urlop-i-po... :( szkoda...
No cóż, nie ma za wiele czasu na rozpisywanie się, krótkie wymiany wiadomości i trzeba jechać.

A więc jadę. Pociąg z Częstochowy odjeżdża po północy - ustalając godzinę wyjazdu, zakładamy pewien margines na ewentualną awarię, bądź inne zdarzenia losowe. Z Krzysztofem, Waldemarem oraz Wojtkiem umówieni jesteśmy na godzinę 19-tą. Dojazdu do umówionego miejsca mam ok 10 km. Dalej wspólnie jedziemy po Holdka, gdzie zastajemy w podwórku stół obfitości :) ciasto, kawa..

W komplecie ruszamy dalej.




Po chwili słońce zachodzi, dalszą jazdę kontynuujemy już nocą. W Częstochowie meldujemy się przed godz. 23. Mamy prawie dwie godziny do pociągu, a więc rundka alejami.



Już w pociągu.



Po około trzygodzinnej drzemce budzę się z wyraźnym bólem w karku. Przez pierwszą chwilę nawet nie mogę ruszyć głową. Na szczęście po kilku minutach wszystko wraca do normy.



Wyjazd po kawę

Czwartek, 8 czerwca 2017 · Komentarze(2)
Wydaje się, że rower jest przygotowany do wyprawy (szczegóły poczynionych drobnych modyfikacji mojego MTB niebawem). Wieczorem ruszamy, dlatego postanowiłem wziąć już dzisiaj urlop, aby odpocząć przed wyjazdem.

Dzień wcześniej w trakcie pakowania okazuje się, że zapasy kawy są niewystarczające, abym mógł cieszyć się tym trunkiem przez kolejne kilka dni rajzowania po Ścianie wschodniej. Około południa wyjeżdżam zatem uzupełnić zapasy w Cafe Silesia w rynku, przy okazji racząc się pysznym cappuccino.

Po serwisie

Poniedziałek, 5 czerwca 2017 · Komentarze(0)
Rower odebrany z serwisu. Okazało się, że serwis piasty wystarczy, nie było konieczności jej wymiany. Nie obyło się bez stresu. Najprawdopodobniej wkładając rower do samochodu, musiałem zdjąć przednie koło, zacisnąłem przypadkowo klamkę hamulca. Na szczęście wystarczyło wcisnąć tłoczki.
Pozostaje doposażyć rower w akcesoria wyprawowe (błotniki, bagażnik, itp) i ruszamy!

Treningowa niedziela

Niedziela, 4 czerwca 2017 · Komentarze(0)
Kategoria 00. Treningowo
Ostatni tego typu trening przed wyprawą Ściana wschodnia. Wiatr dzisiaj jest silny, jednak nie mam wyboru co do roweru. MTB jest w serwisie, zatem pozostaje szosa i walka z wiatrem. Oczywiście trasę wstępnie wybieram w taki sposób, aby wpierw jechać pod wiatr. Miejscami jest masakra, trudno utrzymać prędkość powyżej 20 km/h.



Dominują otwarte przestrzenie, a wiec nie jest łatwo - dobry trening :).

Środkową część trasy Kotlarnia-Ujazd pokonuję w miłym zaciszu lasu, jednak gdyby nie on, wiatr pewnie pomagałby na tym odcinku :/



Z Ujazdu prosto do domu.. No prawie, bo odbijam jeszcze w NIewieszu stronę Toszka. Tutaj jadę w większości z wiatrem, tym samym pojawia się kolejny problem. Termometr w słońcu wskazuje powyżej 30 st. C, więc po prostu się gotuję..

Całość mimo silnego wiatru i wysokiej temperatury przejechana w miarę dobrym tempem.


Treningowo

Sobota, 3 czerwca 2017 · Komentarze(0)
Kategoria 00. Treningowo
Kalendarz na sobotę mocno napięty, więc postanowiłem go nieco bardziej jeszcze naciągnąć. A więc szybki trening wczesnym rankiem, przed śniadaniem. A więc szklanka wody z cytryną, do tego banan i już jestem na rowerze. Do bidonu woda z sokiem z połowy pomarańczy. Jedyne na czym się koncentruję, to szybki przejazd całej trasy treningowej. Podczas ostatnich tego typu treningów w końcówce obserwowałem odcięcia. Tym razem poszło gładko na całym dystansie.