Wpisy archiwalne w kategorii

01. Wycieczki

Dystans całkowity:15359.68 km (w terenie 4137.40 km; 26.94%)
Czas w ruchu:728:34
Średnia prędkość:21.08 km/h
Maksymalna prędkość:71.22 km/h
Suma podjazdów:70524 m
Maks. tętno maksymalne:188 (99 %)
Maks. tętno średnie:145 (76 %)
Suma kalorii:22073 kcal
Liczba aktywności:194
Średnio na aktywność:79.17 km i 3h 45m
Więcej statystyk

Pożegnanie z Chorwacją - jeszcze raz Wyspa Čiovo

Czwartek, 28 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Ostatnia jazda po Wyspie Čiovo i ponownie trening typu fartlek. Jadę z żalem żegnając okolice, po których dane było mi w ostatnim czasie jeździć.

Zajeżdżam również do poznanego gospodarza, gdzie chciałem kupić ostatnią butelkę wina, niestety był nieobecny.



Na pewno będę chciał jeszcze tu wrócić. Kraj jest przepiękny, a terenów do jazdy rowerem bardzo dużo. Dziwi mnie tak mała liczba rowerzystów - może w okresie wiosny i jesieni jest ich więcej? Generalnie jeżeli ktoś wybiera się w te okolice, to na pewno warto wziąć rower.

Twierdza Klis zdobyta

Wtorek, 26 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Ponowna próba zdobycia Twierdzy Klis. Tym razem nie patyczkuję się i jadę najkrótszą drogą do Splitu, by następnie odbić w stronę Klis. Jazda jest przyjemna, ruch jest niewielki. Wszystko byłoby super, gdyby nie czołowy wiatr. Ale trudno, trzeba walczyć.



Walka wygląda tak, że na prostych trudno utrzymać prędkość 25 km/h - z niecierpliwością wyczekuję jednak powrotu, który mam zaplanowany (co się rzadko zdarza) tą samą trasą.

Po niespełna dwóch godzinach melduję się przy dawnej twierdzy. Niestety wejściówka jest odpłatna, na dodatek nie ma dogodnego miejsca, aby zostawić rower :(. Pozostaje znaleźć dogodną miejscówkę na odpowczynek.



Powrót jest zdecydowanie szybszy - utrzymanie stałej prędkości 30 km/h na całym odcinku nie wymaga większego wysiłku (wiatr w plecy).

Wracając wjeżdżam do centrum Trogir, gdzie jestem umówiony z Lucyną i Mikim :).



Jemy pizzę, lody i wracamy do kempingu - ja rowerem, Lucyna z Mikim taksówką wodną.





Pierwszy melduję się na miejscu ;).

Treningowo po Wyspie Čiovo

Poniedziałek, 25 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Mięśnie względnie zregenerowane, trzeba kręcić. Oczywiście nie realizuję w Chorwacji typowego treningu interwałowego, ale zawsze warto pokręcić w pięknym terenie i przeprowadzić niestrukturyzowany trening typu fartlek.


Klasztor dominikański samostan Sv. Kriza









Sveti Jure

Sobota, 23 czerwca 2018 · Komentarze(2)
Pomysł wyjazdu do Chorwacji pojawił się mniej więcej w kwietniu, gdy jechałem z Krzysztofem na Górę Św. Anny. Jak tylko zdradziłem mu swoje plany oraz zamiar zabrania ze sobą roweru, od razu polecił mi wjazd na Sveti Jure. Jak tylko wróciłem z tamtej trasy, od razu wpisałem w wyszukiwarkę. Po zobaczeniu kilkunastu pierwszych zdjęć, kilku filmów oraz przeczytaniu relacji z wjazdu od razu wiedziałem, że będzie to mój główny rowerowy cel tego wyjazdu. A więc od poziomu morza do 1 762 m n.p.m. To są właśnie najpiękniejsze chwile, jakie zapewnia tak doskonały środek komunikacji - rower.

Oto plan trasy.


Profil podjazdu:


Więcej o podjeździe: http://www.altimetr.pl/podjazd-svetijure.html

Budzę się pierwszy z całej ferajny, jak zwykle w trakcie urlopu. Nic tak dobrze nie motywuje, jak dobrze napisana książka przenosząca nas w zupełnie nieznane zdecydowanej większości z nas realia, opisująca skrajny wysiłek sportowców szukających samorealizacji, spełnienia marzeń w zdobywaniu kolejnych szczytów, wyznaczaniu nowych szlaków, czy standardów - jak na przykład zimowe wejścia na ośmiotysięczniki bez tlenu.



Wjazd na szczyt rozpocząłem przy Marinie w Makarskiej - poziom morza.





W zasadzie od początku zaczynamy podjazd, który już do końca nie odpuszcza. Od samego początku jesteśmy obdarowywani epickimi widokami, możemy z daleka obserwować pasmo górskie, gdzie wkrótce zaprowadzi nas droga.





Już po kilkunastu minutach obserwujemy piękną panoramę Adiratyku.



Wjazd do Parku Biokovo jest odpłatny - rowerzyści mogą liczyć na zniżkę ;).



W samym parku co jakiś czas mamy informację jaki odcinek mamy jeszcze do pokonania na szczyt.



Na ok 10 km mamy kilkukilometrowy odcinek, gdzie mamy okazję miejscami odpocząć od promieni słonecznych.



Takich fragmentów nie ma wiele - warto przed wyjazdem skorzystać z kremu z filtrem ;).



Widoki jakie zapewnia trasa powodują, że rzadko chowam kamerkę - publikuję jedynie część zdjęć.



Rowerzystów jak na lekarstwo - na całej trasie spotkałem raptem kilku... Zdziwiło mnie to. O tej porze roku spodziewałem się kolejki bikerów na szczyt.



Podjazd jest wymagający, trzeba być stale skoncentrowanym gdyż mały błąd może przynieść niewesołe konsekwencje. Należy również uważać na samochody - niestety nie wszyscy kierowcy potrafią "wejść w skórę" bikera pokonującego podjazd i potrafią np. wyprzedzić by zwolnić tuż przed rowerzystą. Jednak większość spotkanych osób była wyrozumiała i wspierała mnie, żmudnie pokonującego kolejne fragmenty trasy.



Po 20 km odbijamy w głąb lądu...



.. gdzie można spotkać wolno pasące się konie. Stanowią nie lada atrakcję.



Zdaje się, że istotnie przyczyniają się do małych min, na których dodatkowo należy się skupić, by skutecznie je ominąć.



Po kilku kilometrach ponownie ukazuje nam się morze..



Trzeba pamiętać o zapewnieniu paliwa naszemu organizmowi - wsuwam batony, piję wodę. Niestety mam jedynie dwa bidony - znowu ten sam błąd...



Na dodatek jest coraz chłodniej - wjeżdżając absolutnie mi to nie przeszkadza, wiem jednak że na zjeździe będę cierpiał. Oczywiście przewidziałem to i wziąłem do Chorwacji wiatrówkę specjalnie na ten zjazd, jednak rano zapomniałem spakować do plecaka..



Na mniej więcej 25 km nie ma żartów, należy skupić się na drodze, by przypadkiem nie spaść 100, 200 metrów w dół.



Po chwili w końcu pierwszy raz od początku podjazdu objawia się główny bohater.



Aczkolwiek ostatnie metry są niewyobrażalnie trudne. Nie dość, że droga się wije, to na dodatek cały czas mamy ponad 10%.



Na szczycie jest bajecznie. Dzień wcześniej miały miejsce opady, niebo było zaciągnięte ciężkimi chmurami - obawiałem się warunków. Wiedziałem, że nie powinno być deszczowo, ale wjazd na Sveti Jure by na szczycie niewiele zobaczyć.. Na szczęście widoczność była na poziomie 60-80 km.







Czas na zjazd.



Jest chłodno - byłem zmuszony zrobić przerwę, by schować się od wiatru, łapałem promienie słońca. Ręce zdrętwiały od zimna. Licznik najmniej wskazał 16 st. C, jednak było to w słońcu.



Zjazd to nie jest sielanka - jakby się mogło wydawać. Palce zmarznięte, zdrętwiałe o ciągłego zaciskania manetek. Droga nie pozwala na uzyskiwanie większych prędkości.



Przy okazji pewnych wycieczek pisałem już o tym, ale powtórzę - po to właśnie trenuje się przez większą część roku. Bez tego podjazd rowerem na Sveti Jure jest wg mnie niemożliwy. Nie można tak po prostu wstać z przysłowiowej kanapy, usiąść na siodełko i pokonać taki podjazd. Chyba, że na e-bike'u z solidną baterią ;)

Nieudany atak na Twierdzę Klis

Czwartek, 21 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Czas na dłuższy przejazd. Wydaje się, że już się zaaklimatyzowałem, więc można próbować czegoś więcej. Za cel obieram Twierdzę Klis. Tuż po śniadaniu siedzę na rowerze, trasa przygotowana jeszcze w domu w oparciu o Sigma Data Center oraz Google.

W początkowej fazie skutecznie omijam główne drogi.



Objeżdżam lotnisko Split, na którym co chwilę można zaobserwować lądujące, bądź wzbijające się samoloty.



Aplikacja nadzwyczaj skutecznie starała się omijać główne drogi, że trasę wytyczyła peronem lokalnego dworca ;)



Dalej jest już lepiej. Zaczynam 5 km podjazd.







Wysokość to ponad 500 m.n.p.m, widoki są epickie.



Opuszczam mało uczęszczaną drogę i wjeżdżam na szutrówkę ciągnącą się wzdłuż niewielkiego pasma górskiego Gór Dynarskich



Upał straszny, jednak widoki go rekompensują. Mam ochotę wspinać się wyżej i wyżej...!



Trasa prowadzi po szutrowej drodze, po której dawno chyba nikt nie jechał.. wpadam w pajęczyny rozciągnięte na szerokość całej drogi!



Komputerek wskazuje 38 st. C, zawartość bidonów wypijam w ekspresowym tempie.



Na szczęście wytyczona trasa przebiega nieopodal schroniska Planinarski dom Putalj. W myślach mam ogrom schłodzonych napojów jakie tam na pewno się znajdują i które za chwilę będę mógł skosztować.



Sprawdzam mapę, to już niedaleko... ufff nie padnę ;)


Jeszcze tylko fota.
No i stało się.  nieczynne.. kurka!



Bidony puste, jestem okropnie zgrzany. Postanawiam zjechać do Splitu poszukać sklepu.
Patrzę na zegarek, jest już późno. Chcę jeszcze z Mikim pokąpać się w morzu. Górski odcinek zajął mi więcej czasu, niż zakładałem. Wracam zatem asfaltem do kampingu. Przy okazji przekonuję się ponownie, że kultura jazdy jest tutaj na o wiele wyższym poziomie niż w Polsce. Już obmyślam kolejny atak na Twierdzę Klis.





Chorwacja - Wyspa Čiovo - drugie starcie

Środa, 20 czerwca 2018 · Komentarze(1)
Po jednym dniu przerwy od roweru i drobnej aklimatyzacji ponownie kręcę na Wyspę Čiovo. Tym razem zabieram ze sobą dwa bidony ;) oraz przed wyjściem nakładam krem z filtrem.



Do samego Trogiru jadę asfaltem - zaczynam się przekonywać, że na drogach nie jest wcale tak strasznie.





Trogir

Na ulicach można spotkać nielicznych bikerów - dominują za to śmierdzące skutery. Przeprawa przez zatłoczone mostry w Trogirze z każdą kolejną próbą staje się łatwiejsza. Zaczynam rozumieć ogólne zasady poruszania się w gąszczu samochodów, skuterów.




Postanawiam zwiedzić marinę, gdzie cumuje wiele obłędnie drogich jachtów.








Po chwilach westchnień i rozważań nad potencjalnymi problemami grup społecznych podróżujących tego typu cackami, wybieram się tym razem na zachodnią stronę wyspy. Znajduję tam dobrej jakości drogi ze znikomym ruchem.



No i odnajduję źródełko :).



Wystarczy zadzwonić..



W progu wita mnie bardzo miły, starszy Pan. Od razu zaprasza do domu na degustację trunków własnej produkcji. Kupuję czerwone wino.

Próbowałem wrócić okrężną drogą - po wytyczonym wcześniej śladzie, jednak natrafiam na ślepą uliczkę. No trudno, wracam tą samą trasą.



Mimo podobnej temperatury do tej z przedwczorajszej trasy, dzisiaj samopoczucie zdecydowanie lepsze.

Chorwacja - Wyspa Čiovo - pierwsze starcie

Poniedziałek, 18 czerwca 2018 · Komentarze(4)
Pomysł na rodzinne wakacje w Chorwacji pojawił się nagle. Znajomym "wysypała" się ekipa, więc postanowiliśmy "uratować" urlop i wskoczyć w ich miejsce. Od razu zaczęliśmy z Lucyną rozmyślać o wspólnych wyjazdach z Mikim. Niestety im więcej drążyliśmy temat, tym bardziej dochodziliśmy do tego, że lepiej będzie nie ryzykować jazdy rowerem z Mikim. Czytaliśmy fora, dopytywali znajomych - był to nasz pierwszy wypad do Chorwacji. Otrzymywaliśmy jasny przekaz - wąskie drogi, kierowcy jeżdżą na wariata, brak ścieżek rowerowych. Finalnie tylko ja biorę rower. Decyzję tą uważam po części słuszną - faktycznie ciężko byłoby jeździć z MIkim po tej okolicy, jednak Lucyna mogła swój rower wziąć (a przynajmniej ciuszki do jazdy Anyroad'em). Do tego na drogach czułem się bezpieczniej niż w Polsce.

Mając na uwadze w/w opinie oraz zbliżający się maraton zaplanowałem na czas dwutygodniowego urlopu 3 dłuższe wypady oraz trasy treningowe - a więc krótkie przejazdy treningowe, pozwalające na rozruch pomiędzy dłuższymi jazdami.

Drugiego dnia po przyjeździe (pierwszy poświęcony regeneracji po podróży) od razu wyskakuję na treningową trasę. Do tego celu jeszcze z domu za pomocą StretView wybieram Wyspę Čiovo.

Dojazd do wyspy nie należał do najłatwiejszych - w późniejszy dniach korzystałem już z drogi asfaltowej - tym bardziej, że kultura jazdy kierowców jest na poziomie i rzadziej niż w PL zdarzały się sytuacje, gdzie samochód przejeżdża blisko mnie.





Szybko dojeżdżam do epickiego centrum Trogiru... kilka fotek.














Ok, po kilkunastu minutach spędzonych na kluczeniu po uliczkach starego miasta jadę w kierunku wyspy Čiovo. Wzrok przykuwa Tesla - akurat ostatnio zainteresowałem się tym cackiem - a w zasadzie ideą aut elektrycznych, która coraz bardziej trafia do mnie.



Szybko przekonuję się, że Chorwacja to kraj górzysty.




W słońcu jest bardzo gorąco, na dodatek właśnie zorientowałem się, że nie wziąłem kremu z filtrem - myśląc, że mam go w plecaku rowerowym, nie nasmarowałem się przed wyjazdem :/ W związku z tym, że jest to drugi dzień na tej szerokości geograficznej, postanawiam skrócić trasę. W decyzji pomaga również wzięty pojedynczy bidon, którego zawartość opróżniłem już po 10 km.

A więc przed kluczowymi wyzwaniami jakie zdefiniowałem na ten wyjazd będzie potrzebna krótka aklimatyzacja.



Widoki są obłędne.



Na samej Wyspie Čiovo ruch jest znikomy.



Powrót przez centrum Trogir - powoli oswajam się z miejscową kulturą jazdy stłoczonymi ulicami, gdzie w jednym miejscu spotykają się kierowcy ciężarówek, samochodów, motocykli, rowerzyści oraz piesi.





Do Cioci

Niedziela, 10 czerwca 2018 · Komentarze(4)
Najwyższa pora zmierzyć się z większym dystansem. Trochę treningów w ostatnim czasie poczyniłem, trzeba zatem nieco wymęczyć nogi. Doskonałą do tego okazją są odwiedziny rodziny :). Część ferajny pakuje się w samochód, ja nieco wcześnie na rowerze kręcę w kierunku Radomska.



Wyjazd 5:30 - już mam 30 spóźnienia :/..



Postanawiam nie tracić czasu na postoje.



Za Częstochową trafia się objazd. Do miejsca, gdzie obowiązuje zakaz jest ponad 5 km. Nie zamierzam ryzykować (np. przeprowadzenie rowerem bokiem przy robotach drogowych) i jadę objazdem. dzięki temu dorzucam kolejne km.



W sumie fajnie się składa, bo trasa jest idealna. Wiaterek niezauważalny, a do tego ruch samochodów znikomy.



Po odwiedzinach trudno zebrać się do powrotu. Jednak po kilku kilometrach jest już genialnie.
Warunki atmosferyczne idealne do tego typu wypraw - no może przydałoby się kilka st. C mniej.



Ustanawiam tym samym rekord dystansu, który wynosi aktualnie 233.52 km.



A po przyjeździe:


Darłowo, Darłówko solo

Piątek, 1 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Trzeba trenować wytrzymałość pod Maraton gravelowy, który zbliża się wielkimi krokami. Dlatego po jednym dniu przerwy ponownie dłuższy przejazd solo. Tym razem kieruję się do Darłowa i Darłówka.

Trasy są genialne, duża liczba ścieżek.



Po drodze trochę deprymowały mnie damskie ekipy kolarskie, które miały rozjazdy przed weekendowym wyścigiem. Objeżdżały mnie bez najmniejszych skrupułów...