Wpisy archiwalne w kategorii

01. Wycieczki

Dystans całkowity:15359.68 km (w terenie 4137.40 km; 26.94%)
Czas w ruchu:728:34
Średnia prędkość:21.08 km/h
Maksymalna prędkość:71.22 km/h
Suma podjazdów:70524 m
Maks. tętno maksymalne:188 (99 %)
Maks. tętno średnie:145 (76 %)
Suma kalorii:22073 kcal
Liczba aktywności:194
Średnio na aktywność:79.17 km i 3h 45m
Więcej statystyk

Solo wybrzeżem - dłuższe wyjeżdżenie

Wtorek, 29 maja 2018 · Komentarze(2)
Cel na dzisiejszy dzień to długi przejazd w strefie tlenowej. Trasę ustaliłem jakiś kwartał temu, wgrałem na komputerek i od tego momentu nie miałem czasu powrócić do niej. Była dla mnie pewną niewiadomą.

Już początek zaczął się ciekawie. Wjeżdżam w pola na ok 5 km.



Trasę planowałem za pomocą Sigma Data Center. Pierwszą część z uwzględnieniem ścieżek rowerowych. Przez kilka km trasa wiodła mnie przez pola, jednak z wykorzystaniem dobrej utwardzonej drogi. Po kolejnych kilku km wjechałem w mocno zarośniętą drogę. Jadąc pośród trawy dojeżdżam do leciwego gospodarstwa, w którym "wita" mnie starczy pan z kosą w dłoni. Od razu wymieniam kilka miłych uwag i dopytuję o drogę. Okazuje się, że droga wybrana przez Sigma Data Center była średnio przejezdna,  wybieram objazd.

W Białogardzie krótka przerwa.





Następnie wprost epicki odcinek do Rąbina - samochodów jak na lekarstwo. W zasadzie przez niemal 15 km w ogóle ich nie było!



Dalej trasa wiedzie blisko dwóch samotnych wiatraków - samotnych, bo w tym regionie są obecne całe farmy wiatrowych elektrowni.
Przejeżdżam w odległości kilkunastu metrów od nich, silny wiatr dostarcza deszczyku emocji ;).


Kolejne kilometry to jazda mało uczęszczanymi trasami. Mam na myśli samochody, bo rowerzysty nie spotkałem przez jakieś 70 km.



Temperatura dochodzi do 30 st. C. Krótka przerwa w cieniu drzew bezcenna.



Krótki przejazd wzdłuż krajowej "6".



Woda skończyła się jakieś 15 km temu, przejeżdżam przez same wioski, gdzie każdy napotkany sklep ma akurat przerwę.


Jest godzina 12:40, niemal 30 st. C, od 15 km bez wody - masakra.
Powoli zaczynam obmyślać plan ratunkowy - przejechane podan 20 km bez wody w tych warunkach może mieć wpływ na dalszą trasę. Na szczęście trafiam na ekipę budującą S6. Panowie obdarowują mnie wodą, która pozwoli dojechać do Trzebiatowa.

Do Trzebiatowa dojeżdżam w mgnieniu oka. Dalej odcinek pod wiatr do Mrzeżyna. Na szczęście asfaltem, więc daję radę.



W porcie wsuwam pysznego dorsza w cieście z ziemniakami i zestawem surówek. To pierwszy dłuższy odpoczynek, a 130 km wcale niełatwej trasy w nogach. Teraz kieruję się już w miarę prosto do Sarbinowa.



Jadąc przy morzu temperatura szybko spada, na szczęście przez 140 km wiozłem w plecaku bluzę.



Jest wtorek, wieczór i bikerów jak na lekarstwo - nawet na szlaku R10. Czyżby odstraszył zimny północno-wschodni wiatr?



W Kołobrzegu popełniam kilka fotek.








Z powrotem na trasie. Niestety nie udało się przejechać przez Ekopark Wschodni, gdyż panowie remontowali trasę. Zmuszony byłem szukać alternatywnych tras.



Od początku trasy dbałem o regularne spożywanie węglowodanów, z popijaniem niestety było różnie ;). Jednak nogi do końca pracowały dobrze. Udaje się przyzwoitą prędkością, walcząc z wiatrem, dojechać do celu.

Kolejna rewelacyjna wyprawa, zaliczone gminy. Może mało zwiedzonych (przynajmniej poprzez chwilowe zatrzymanie się, wykonanie foty, przeczytanie informacji..), jednak cel był inny.

Rodzinnie szlakiem R10

Poniedziałek, 28 maja 2018 · Komentarze(0)
To już trzeci rok z rzędu w maju odwiedzamy nasze morze. Jest to doskonała okazja do odpoczynku na jeszcze niezatłoczonych plażach oraz szlakach - tych rowerowych oraz pieszych.



Wybieramy się na przejażdżkę dobrze nam znanym odcinkiem szlaku R10.




Rodzinne rajzowanie

Sobota, 5 maja 2018 · Komentarze(0)
Wyskakujemy całą familią na rowery. W planie całkiem ciekawa rasa, chcemy zajechać aż do Piłki, aby tam zjeść pyszny obiad. Po drodze mamy zaplanowane dla Mikiego pewne atrakcje.

Wyruszamy tuż przed południem - bez stresu, po porannej kawie. Pogoda jest genialna, no może przydały by się jakieś 2-3 st. więcej.

W Mikołesce odpoczynek na placu zabaw. Po ok. trzech kwadransach ruszamy w dalszą drogę.



Miki dzielnie walczy, chociaż jedziemy pod wiatr i miejscami jest mu chłodno - mimo ubranej bluzy, czapki.. jednak mały szkrab nie pracuje tak intensywnie. Ja z żoną jedziemy "na krótko".

W Piłce w restauracji spotykamy Waldemara, z którym miałem okazję przejechać pierwsze dwa dni Ściany Wschodniej. Rozmaiwamy o tegorocznych planach.

Pora wracać. Wybieramy tą samą drogę - chyba najszybszą w takiej konfiguracji. W Mikołesce ponownie odpoczywamy przed ostatnim odcinkiem.



W domu meldujemy się tuż po 18-tej.

Góra Św. Anny +

Sobota, 28 kwietnia 2018 · Komentarze(0)
To już tradycyjny kwietniowy wyjazd na Górę Św. Anny :). Tym razem umawiam się z Krzysztofem. Krótka rozmowa (tak ją zapamiętałem) sprowadziła się do tego, że spotykamy się przy głównym skrzyżowaniu w Zbrosławicach - Krzysztof dojedzie od strony Ptakowic.

Pobudka, ładuję na śniadanie węgle - z resztą zaczęło się już wieczorem dnia poprzedniego. O dziwo jestem przed czasem. Byłem przekonany, że Krzysztof będzie już na mnie czekać. Cisza. Szybko zastanawiam, czy to skrzyżowanie, o którym myślę na pewno jest tym głównym -  podjeżdżam kawałek w głąb Zbrosławic, jednak nie widzę nikogo na rowerze.

Parkuję na chodniku przy głównym skrzyżowaniu. Próbuję wstawić szosę w stojak, jednak jedynym wariantem potencjalnie nie powodującym większych szkód był następujący:



Zaczynam się zastanawiać z której strony możne przyjechać. W myślach kołacze się myśl, aby dopytać przechodniów, gdzie znajdę główne skrzyżowanie ;).

Po ok 10 min. spotykam Krzysztofa. Po zaopatrzeniu w pączki w pobliskiej piekarni ruszamy. Wiatr nie pomaga. Krzysztof nadaje tempo, mimo pewnych braków w treningu widać u niego moc! :) Więc się nie wcinam ;). Jadę spokojnie za nim.



Szybko dojeżdżamy w okolice Zalesia Śląskiego..



.. gdzie ukazuje nam się mała niespodzianka.



Mimo wszystko próbujemy zaatakować - znaki wskazują, że zakaz jest za 2,3 km - najwyżej wrócimy.

Remont mostu skutecznie uniemożliwia przeprawę. Dopytujemy mieszkańca tegoż domu, który od razu dokładnie opisuje trasę objazdu - nie musimy wracać i tym samym atakować Góry Św. Anny od strony Strzelec Opolskich.



Warunki panujące na objeździe nie są ulubione dla szosy, jednak udaje się szczęśliwie objechać te kilkaset metrów.



No więc atakujemy segment na podjeździe czwartej kategorii Św Anna od Leśnicy do kościoła. Udaje mi się poprawić swój PR z 2015 dokładnie o 1 min. Teraz czas podjazdu to 10:46. Chciałbym w tym roku zejść poniżej 10:30. Zobaczymy.



Na samej górze robimy chwilę przerwy, by posilić się (rosół). Obmyślamy plan dalszej trasy, pada pomysł 200 km.. OK ruszamy w stronę Zawadzkiego, gdzie pędzimy z wiatrem Prędkość średnia na segmencie o długości 14,6 km Strzelce Opolskie - Zawadzkie wyniosła 34,7 km/h.

Z Zawadzkiego prosto do Lublińca, gdzie krótka przerwa na lody - akurat tego dnia była promocja nowo-otwartego punktu.


Z Lublińca jedziemy przez Rusinowice do Piłki, gdzie wsuwamy obiad. Dalej pędzimy przez Koszęcin Kalety.. Tak, pędzimy gdyż prędkości przelotowe nadal utrzymują się na poziomie 30 km/h.




W Żyglinie ostatni charger - cola, którą stosuję jedynie w wyjątkowych sytuacjach.

W Świerklańcu rozjeżdżamy się z Krzysztofem w swoje strony

Dalej aby dobić do 200 km jadę jeszcze rundę Grzybową w Tarnowskich Górach. Nogi pracują rewelacyjnie - wydaje się, że w równie dobrym tempie można by przejechać 250 km i więcej.. Ale spokojnie. Taka trasa w kwietniu to dla mnie nowość.



Rodzinne kręcenie, z problemami

Sobota, 14 kwietnia 2018 · Komentarze(2)
W końcu udało się przymocować hol do Anyroada. Co prawda jeden z elementów nadal delikatnie haczy o przerzutkę, no trudno. Chyba nic już z tym nie zrobię.



Jedziemy dzielnie, przemierzając leśne dukty, jednocześnie pamiętając o uzupełnianiu węglowodanów ;)



Wracając do domu w środku lasu dopada mnie okropny ból karku. W poprzednim dniu rano poszedłem na basen, gdzie po pokonaniu 1,5 km poszedłem na saunę. Następnie chwila na dworze i stało się - po godzinie tzw. przewiany mięsień. Co prawda rano było OK, jednak okazało się, że stan zapalny nadal jest.
Mikiego przepinamy do roweru żony, ja spokojnie trochę podprowadzając rower, trochę jadąc wracam do domu.



Całe to zamieszanie skończyło się wizytą u lekarza, który stwierdził, że powodem nie było szybkie wychłodzenie mięśnia, a jakieś przesunięcie, ewentualnie zmiany zwyrodnieniowe.. Ja mam wątpliwości.
Po krótkiej rozmowie zaproponował mi kupno roweru typu holenderskiego... jaaaaaaaaaaasnee!

A tak przy okazji, w poniedziałek Sean Conway rozpoczyna próbę pobicia rekordu przejazdu przez Europę. Zmagania można śledzić na:
Follow Sean

Rodzinne rajzowanie

Niedziela, 8 kwietnia 2018 · Komentarze(0)
W końcu długo wyczekiwany rodzinny wypad. Niestety w trakcie przygotowań okazało się, że nie mogę do Anyroad'a zapiąć holu - delikatnie haczy o przerzutkę. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda się to wyeliminować.

A więc Lucyna będzie pracować za siebie i po części Mikego. Mimo wszystko postanawiamy nie zmieniać wcześniej wytyczonej trasy.

Oczywiście Miki gra pierwsze skrzypce :). Komentarzy mnóstwo, pytań jeszcze więcej :).

Pierwsza przerwa po 15 km - Głęboki Dół.






Następny postój przy stawie nieopodal Miasteczka Śląskiego. 24 km za nami i walczymy dzielnie. Spędzamy tutaj około godziny - kanapki, picie, a przede wszystkim kamienie i patyki jako główne obiekty zainteresowania najmłodszego uczestnika wyprawy.

Ładujemy na słońcu witaminę D.

Następnie podjeżdżamy do Żyglina na obiad, skąd jedzien nad zalew Chechło.



To już 32 km - kolejna dłuższa przerwa.




Ostatni odcinek to dojazd z Chechła do domu. Ostatnie kilometry to wyścigi z Mikim, który popędzał Lucynę: "mama szybciej!", "mama zapinaj pedały!", "mama, tata już nas dogania" :) i tak przez ostatnie 5 km :).

Po całodniowej wycieczce najwięcej energii miał... Miki.




Liswarta

Sobota, 21 października 2017 · Komentarze(0)
Sobotnie śniadanie, kawa. Następnie ładuję węgiel, czyli mleko, wraz z kaszką kukurydziana oraz kaszą manną razową, z delikatną nutką wanilii. Wsuwam wszystko, jak leci. Na rowerze siedzę tuż po 11-tej.



Do Tworoga jadę 11-tką jedynie odcinek, którego nie sposób minąć jadąc szosą. Następnie bokiem przez Nową Wieś i dalej długa prosta do Bruśka i następnie Koszęcin.


Asfalt na tym odcinku jest rewelacyjny, jedzie się wyśmienicie. Jedynie czasami na 7 km odcinku prostej minie nas motocyklista z prędkością ok. 200 km/h. Ciągnik siodłowy z naczepą wyprzedzający w odległości 1 m i jadący 30-40 km/h szybciej to pikuś w porównaniu do pryszczatego nastolatka jadącego na 200 kg ścigaczu z prędkością o 170 km/h większą.

Niebo w połowie zajęte chmurami, w połowie niebieskie. Niestety chmury są na południowej części nieboskłonu, więc jadę jedynie z wyciągniętym językiem za promieniami słońca, których do końca nie uda mi się dogonić.



W końcu dojeżdżam - Park Krajobrazowy Lasy nad Górną Liswartą. Uwielbiam ten region.





Po krótkiej rundzie, byłem przygotowany na nieco wyższą temperaturę (ech... amatorszczyzna), wracam do domu tą samą trasą.

Szosą do Opola

Sobota, 30 września 2017 · Komentarze(3)
Kategoria 01. Wycieczki
Od pewnego czasu miałem w głowie dłuższy dystans. W planach była wycieczka do Cioci w okolice Radomska, jednak marna pogoda i przeziębienie pokrzyżowały plany. Dlatego na ten weekend planuję wyjazd do Opola. W głowie miałem trzy warianty trasy: krótki, średni oraz długi - do decyzji na ok 150 km. Odczuwam jeszcze drobne skutki przeziębienia, więc pozostawiam sobie pewien bezpiecznik na wypadek gorszego samopoczucia.

Wyjazd oczywiście z samego rana. Zastanawiałem się co na siebie przywdziać, gdyż w ciągu dnia ma być całkiem przyjemnie, a rano termometr zewnętrzny (wskazuje) wskazuje 10 st. C.
Ostatecznie wkładam trzy warstwy + ostatnio nabytą kamizelkę, a jeżeli chodzi o dół spodenki uzupełniam ocieplaczami. W ostatenij chwili zabieram jeszcze czapkę i komin.

Siedzę na rowerze, na drogach pustki :). Już po kilometrze cieszę się z każdej rzeczy zabranej w ostatniej minucie. Tuż po wyjeździe z miasta temperatura szybko spada do 6 st. C.



Na szczęście wystarczy parę minut pokręcić korbą i jest przyjemnie - w takie dni należy się ubierać na tzw. cebulkę oraz w taki sposób, aby tuż po wejściu na rower było nam chłodno. Po chwili organizm zacznie produkować więcej ciepła i będzie idealnie.



Mijają mnie pojedyncze samochody, słońce dłuższą chwilę walczy z chmurami i nocną rosą, tak będzie przez cały poranek.



Szybko dojeżdżam do Zdzieszowic, pomaga mi w tym delikatny wschodni wiaterek.



Zauważam piękny kościółek ewangelicko-augsburski z 1888 roku w Rozwadzy. Szkoda, że teren wokół kościoła był zamknięty i nie można podejść bliżej.

Kościół ewangelicko-augsburski z 1888 roku w Rozwadzy

Do Opola dojeżdżam w bardzo dobrym czasie, szybko ląduję w przyjemnej kafejce w rynku.



Z Opola kieruję się w stronę Turawy. Zmieniam kierunek jazdy, a więc teraz delikatny wiatr nieco przeszkadza. Nie jest on jednak na tyle mocny, aby był uciążliwy.
Natrafiam na odcinek ścieżki rowerowej biegnącej przy drodze na której obowiązywał zakaz poruszania się rowerami Jadę zatem na oponach 700x25c z ciśnieniem 8 bar po "ścieżce rowerowej", która w zasadzie jest pomalowanym chodnikiem. Po krótkiej chwili już niebezpieczna sytuacja - samochód skręcający z drogi głównej w lewo wykonując śmiało manewr, zatrzymuje się jakieś 1,5 m ode mnie :(. Ja zacząłem już wypinać prawego buta... Na szczęście zakończyło się na wielkich oczach moich i kierowcy samochodu.
Nie neguję w żadnym wypadku ścieżek rowerowych, a jedynie brak wiedzy oraz wyobraźni niektórych kierowców.

Po chwili "ścieżka rowerowa" kończy się, a ja mam przyjemność zjechania z drogi krajowej nr 45. W tym momencie słońce ostatecznie wygrało z ciężkimi chmurami - czas zrzucić kilka warstw ubrania :).

Kolejne kilometry mijają bardzo przyjemnie, jadę przyglądając się nowym terenom, zaliczając nowe gminy.

Po ok 130 km nagle odcina "prąd". Jest masakra. Nie wiem, czy jest to skutek jedzenia, a może przebytego niedawno przeziębienia. Jest to dziwne, bo do tej pory jechało się nadzwyczaj luźno, teraz nie jestem w stanie wykręcić prędkości na poziomie 30 km/h na płaskim terenie.



Na dodatek coraz większa liczba chmur na dłuższe chwile zasłania słońce. Na dodatek mam wrażenie, że ten jak dotąd delikatny wiaterek przeobraził się w huragan. Oczywiście są to moje subiektywne odczucia. Jazda pod wiatr, podjazdy szybko ukazują słabości kolarza. Jak widać ja dzisiaj jestem na tyle słaby, aby drażnił mnie wiaterek wiejący z siłą 3-4 m/s.

I tak wybieram (na szczęście, że miałem taką możliwość) możliwie najkrótszy wariant trasy powrotnej. Mam wrażenie, że z każdym kilometrem jadę coraz wolniej. Na dodatek pojawia się ból w lewym kolanie. 



Robię przerwy co kilkanaście kilometrów, po prostu nie idzie. Nogi całkowicie odmawiają posłuszeństwa, tętno wysokie a mocy nie ma. Dodatkowo ból kolana, który po chwili przerwy ustaje, by na nowo pojawić się po kilku kilometrach.

Na szczęście udaje się (po dłuższej chwili) dojechać do domu.

Czym spowodowane było to odcięcie "prądu"? Jedzenie, niedawne przeziębienie, a może po prostu koniec sezonu rowerowego?


Pogórze Rożnowskie, Dolina Dunajca

Niedziela, 10 września 2017 · Komentarze(0)
Kategoria 01. Wycieczki
W ten weekend długo wyczekiwane wesele cioci, nocleg mamy zaplanowany w Tęgoborzy. Prognoza na weekend idealna! Kilka dni przed wyjazdem wytyczam trasę, montuję bagażnik na samochód. Oprócz strojów galowych, kwiatów do bagażnika  wrzucam MTB na dach samochodu. :)
Plan jest taki, że powinienem mieć "okienko" w niedzielny poranek przed planowanym na 14-tą godzinę obiadem. Zaplanowana trasa liczy nieco ponad 60 km. Aby w tym terenie, uwzględniając "okoliczności" oraz wzniesienia dojechać do hotelu na powiedzmy 13-tą, muszę wyjechać "wcześnie" rano.

Na śniadaniu melduję się jako jeden z pierwszych gości hotelu, a już na pewno jako pierwszy z weselników. Po spożyciu maksymalnej jaką mój organizm mógł wchłonąć porcji węgla, proszę recepcjonistkę o otwarcie garażu z rowerem. Zaskoczenie i wyraz jej twarzy bezcenny :) - ta sama recepcjonistka dzień wcześniej wskazywała mi miejsce przechowania roweru, wiedziała że przyjechaliśmy na wesele ;).

Po chwili jestem już na rowerze. Już na samym początku drogą z Tęgoborzy do Chomranic czeka mnie solidny podjazd, który dosyć szybko stawia mnie na nogi.



Bardzo fajna funkcja w Sigmie Rox profilu trasy, która w przypadku włączonej nawigacji pokazuje profil dla kolejnego kilometra, a w przypadku treningu bez nawigacji ostatniego kilometra.
Jak widać, przede mną trochę deptania :)



Jadę dalej, jest przed 9-tą rano, na drogach spotykam pojedyncze samochody. Pogoda idealna, tereny również.



Pokonanie podjazdu zajęło mi chwilę, tym bardziej że nie chciałem w pierwszej części trasy mocno naciskać. Czeka mnie niemal 1 000 m przewyższeń, a po wczorajszym dniu jestem pełen pokory dla każdego najmniejszego wzniesienia.

Niebo w zasadzie bezchmurne, wilgotność niewielka, zatem widoczność rewelacja.



Generalnie ten weekend to najlepsze jak dotąd we wrześniu dni do jazdy rowerem.



Po prostu bajka.





Mam za sobą już ok. 10 i zdążyłem już doskonale sobie przypomnieć, na czym polega jazda w górach - nawet wtedy gdy nie mamy do czynienia najwyższymi szczytami w Polsce. A więc generalnie większość czasu się podjeżdża.



Przeprawa przez Dunajec mostem Piłsudskiego w Nowym Sączu.



Po chwili zaczyna podjazd pod Klimkówkę od strony Nowego Sącza. Podjazd to jedna z wyższych partii Pogórza Rożnowskiego.


Fota przez ramię.
Bardzo przyjemny podjazd z fajnymi widokami, jedzie się po dobrym asfalcie i na dodatek ruch znikomy. Czego chcieć więcej :).




Górka nie odpuszcza nawet na chwilę, jedynie w pewnym momencie mamy chwilę "wytchnienia" na 200 metrowym odcinku z nachyleniem średnim 4,5%.







Po ponad 5 km zjeździe moim oczom ukazuje się Jezioro Rożnowskie.



Jadę dłuższy odcinek wzdłuż linii brzegowej, następnie docieram do Zapory przy Elektrowni Rożnów.



Po krótkiej przerwie jadę dalej, tereny są malownicze - zastanawiam się nad co najmniej jakimś dłuższym weekendem w tych okolicach...


Przeprawa przez Dunajec

Po zachodniej stronie Dunajca i Jeziora Rożnowskiego trasa jest wprost epicka..



.. jest również krótki odcinek lokalnymi szutrami, a z prawej strony rzeczka Łososina.



Chwilę później wyjeżdżam na asfalt i tu mała niespodzianka - podjazd do Rąbkowej. Solidne nachylenia na ok 300 metrach, na szczęście nie trzymało dłużej... Nogi cały dzień pracowały wyśmienicie, zatem podjazd na stójce.



Następnie szybki zjazd, widoki genialne :)



Ostatni odcinek i dojazd do hotelu to już kręcenie po równym terenie. Do hotelu dojeżdżam tuż przed 13-tą.

Przyznam, że przed wyjazdem na ten jakże napięty pod względem kalendarza weekend, miałem poważne wątpliwości, czy brać rower. Jednak dosłownie po kilku kilometrach wiedziałem, że było warto. A po przejechaniu całej zaplanowanej trasy jestem już pewny. Gdybym nie wziął mojego MTB, być może nigdy nie przejechałbym tej pętli i nie odkrył uroków Pogórza Rożnowskiego, Doliny Dunajca.

Przy okazji zaliczyłem  7 nowych gmin ;).




Niedzielne rajzowanie

Niedziela, 13 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Kategoria 01. Wycieczki
Rano na 7:30 umówiony jestem z Waldemarem na przejażdżkę leśnymi duktami. Jest rześko, ale jedziemy.



Po ok. 30 km w Wielowsi pojawia się gęsta mżawka, akurat dobry moment na chwilę odpoczynku. Po chwili ruszamy dalej w kierunku Potępy. Wpierw chcieliśmy podjechać do Doliny Śmierci, jednak niesprzyjająca aura zmieniła nasze plany. Nieco skracamy planowaną trasę. 

Następnie Piłka, Brusiek, Kalety, gdzie rozłączamy nasze dalsze drogi. Waldemar ma w planie jeszcze odwiedziny Holdka, ja przez Mikołeskę jadę do domu.