Wycieczka do Ogrodzieńca
Niedziela, 20 listopada 2016
· Komentarze(0)
Kategoria 01. Wycieczki
Podczas ostatniej wycieczki po Garcie Tarnogórskim, Paweł wspominał o wyprawie do Ogrodzieńca. Ustaliliśmy, że postanowimy zaatakować, jak tylko będą sprzyjające warunki pogodowe.Takie też dzisiaj były. Jesteśmy umówieni o 8:00, ja przyjeżdżam z drobnym poślizgiem. Od razu ruszamy.
Początkowo korzystamy z krajowej 78 - w niedzielny poranek ruch jest znikomy. W NIezdarze zjeżdżamy z głównej drogi i ponownie, jak ostatnim razem kręcimy po lokalnych dróżkach. Szybko jednak żałuję, że nie przekonałem Pawła do dalszej jazdy 78. Jest mokro po wczorajszych opadach i tym samym bardzo ślisko. Każdy zjazd to zaciśnięte szczęki przedniego i tylnego hamulca.
Do tego nawierzchnia pozostawała wiele do życzenia. Efekt - średnia od razu spada z wcześniejszych 27 km/h do .... 21 km/h!
Od Przeczyc niby trochę równiej, zarówno w kontekście pagórków, jak i asfaltu. Jednak nie na długo ;). PO chwili pojawiają się kolejne wzniesienia. Za Chruszczobrodem, przed Łazami Paweł odpuszcza. Musi być w domu o 13-tej. Zostało mi 15 km, postanawiam atakować obrany cel. W nawigacji ponownie pomaga aplikacja View Ranger. Mijam Łazy, od Rokitna Szlacheckiego droga cały czas wznosi się do góry. Czasami jest to 1%, ale nie odpuszcza ani na moment. Końcówka przed samym zamkiem jest bardziej wymagająca.
W końcu docieram na miejsce. Przewyższeń mam w tym momencie 610 metrów - muszę wracać inną trasą.
Zajadam się ciepłym oscypkiem z żurawiną.
Czas na powrót.
Z Ogrodzieńca wyjeżdżam w tempie peletonu. W samych Łazach już na pierwszym skrzyżowaniu popełniam błąd. Słońce świeci, więc nie będzie problemów z nawigacją - po prostu kieruję się w kierunku zachodnim. Jadę bączną drogą przez Wiesiółkę. Wracam na znany odcinek, jednak w Chruszczobrodzie kolejny błąd i dorzucam kilka km. Mijam Gierkówkę, następnie kieruję się w stronę Mierzęcić. Odpuszczam wzniesienia i postanawiam przejechać wzdłuż lotniska.
Pod koniec coraz bardziej czuję zmęczenie, jednak nie odpuszczam. Podjazd w Świerklańcu od ronda to już jest masakra, chcę już być w domu.
Na szczęście w jednym kawałku o 14:55 melduję się w domu :).
Fajny wypad, fajne nowo poznane tereny. Szkoda, że druga część, a w zasadzie większość solo oraz że nie pękł 1 km w pionie.
Początkowo korzystamy z krajowej 78 - w niedzielny poranek ruch jest znikomy. W NIezdarze zjeżdżamy z głównej drogi i ponownie, jak ostatnim razem kręcimy po lokalnych dróżkach. Szybko jednak żałuję, że nie przekonałem Pawła do dalszej jazdy 78. Jest mokro po wczorajszych opadach i tym samym bardzo ślisko. Każdy zjazd to zaciśnięte szczęki przedniego i tylnego hamulca.
Do tego nawierzchnia pozostawała wiele do życzenia. Efekt - średnia od razu spada z wcześniejszych 27 km/h do .... 21 km/h!
Od Przeczyc niby trochę równiej, zarówno w kontekście pagórków, jak i asfaltu. Jednak nie na długo ;). PO chwili pojawiają się kolejne wzniesienia. Za Chruszczobrodem, przed Łazami Paweł odpuszcza. Musi być w domu o 13-tej. Zostało mi 15 km, postanawiam atakować obrany cel. W nawigacji ponownie pomaga aplikacja View Ranger. Mijam Łazy, od Rokitna Szlacheckiego droga cały czas wznosi się do góry. Czasami jest to 1%, ale nie odpuszcza ani na moment. Końcówka przed samym zamkiem jest bardziej wymagająca.
W końcu docieram na miejsce. Przewyższeń mam w tym momencie 610 metrów - muszę wracać inną trasą.
Zajadam się ciepłym oscypkiem z żurawiną.
Czas na powrót.
Z Ogrodzieńca wyjeżdżam w tempie peletonu. W samych Łazach już na pierwszym skrzyżowaniu popełniam błąd. Słońce świeci, więc nie będzie problemów z nawigacją - po prostu kieruję się w kierunku zachodnim. Jadę bączną drogą przez Wiesiółkę. Wracam na znany odcinek, jednak w Chruszczobrodzie kolejny błąd i dorzucam kilka km. Mijam Gierkówkę, następnie kieruję się w stronę Mierzęcić. Odpuszczam wzniesienia i postanawiam przejechać wzdłuż lotniska.
Pod koniec coraz bardziej czuję zmęczenie, jednak nie odpuszczam. Podjazd w Świerklańcu od ronda to już jest masakra, chcę już być w domu.
Na szczęście w jednym kawałku o 14:55 melduję się w domu :).
Fajny wypad, fajne nowo poznane tereny. Szkoda, że druga część, a w zasadzie większość solo oraz że nie pękł 1 km w pionie.