Wpisy archiwalne w kategorii

01. Wycieczki

Dystans całkowity:15359.68 km (w terenie 4137.40 km; 26.94%)
Czas w ruchu:728:34
Średnia prędkość:21.08 km/h
Maksymalna prędkość:71.22 km/h
Suma podjazdów:70524 m
Maks. tętno maksymalne:188 (99 %)
Maks. tętno średnie:145 (76 %)
Suma kalorii:22073 kcal
Liczba aktywności:194
Średnio na aktywność:79.17 km i 3h 45m
Więcej statystyk

Niedzielne rajzowanie

Niedziela, 3 kwietnia 2016 · Komentarze(2)
Kategoria 01. Wycieczki
Dzisiaj mieliśmy najcieplejszy, jak dotąd dzień w tym roku. A więc zaczynamy rajzowanie ;)

Zbiórka z Wojtkiem ustalona była o 9:30 nad Zalewem Nakło-Chechło. Jednak przed 9-tą piszę krótkiego, ale treściwego sms'a: "9:40?". Wojtek równie krótko: "OK".



Wojtek wspomina, że zalew wysycha.. Być może, chociaż osobiście nie zauważyłem obniżonego poziomu wód, to faktycznie znalazłem artykuł z Gwarka na ten temat z grudnia zeszłego roku. Mam nadzieję, że źródła zasilające zalew nie zawiodą.

A więc po krótkiej naradzie i wymianie zdań (ostatnio rajzowaliśmy jesienią) ruszamy.

Najpierw kierujemy się w stronę Kalet, podążając wzdłuż rozjezdni kolejowej. Następnie lasem.



Droga miejscami zniszczona przez ciężarówki wywożące drzewo z lasu (wydaje się, że coraz intensywniej korzystamy z tego dobra), ale generalnie szybko docieramy do Jędryska. Krótka wizyta na asfalcie w mieście i ponownie uciekamy na leśne dukty. Tym razem kierunek Mikołeska, by mniej więcej w połowie drogi skręcić na leśną autobane.



To jest to, o co w tym wszystkim chodzi. Las, cisza i 25-30 km/h zapięte na liczniku :) Większość trasy do Baru u Celiny wygląda podobnie, pozostało jedynie kilka krótkich piaszczystych odcinków.

Do Celiny docieramy krótko po południu. Widać, że sezon rowerowy jeszcze nie w pełni, gdyż bikerów jak na lekarstwo. Po kwadransie zjeżdżają się jednak kolejni amatorzy rowerowych wypadów.

Powrót tradycyjnie najszybszymi odcinkami do domu na niedzielny obiad.

Super wyprawa, szkoda że ciężko wcześniej się wybrać z uwagi na temperatury (a w zasadzie ich różnice między porankiem a południem), ale teraz będzie już tylko lepiej.

Niedzielne rajzowanie

Niedziela, 22 listopada 2015 · Komentarze(4)
Kategoria 01. Wycieczki
Mimo, że temperatury coraz bliżej zera, to znikome kilometry pokonane w tym miesiącu motywują do kręcenia. Nieubłaganie nadchodzi trudny dla bikerów okres, więc trzeba korzystać z każdej okazji.
Umawiamy się z Wojtkiem tradycyjnie na Grzybowej, gdzie stawiam się po czasie... 13 min. :\ Nie ma wytłumaczenia, żenada i tyle.
Mimo nieciekawych jakby się mogło wydawać warunków, jest bardzo przyjemnie. To pewnie efekt kupionych w deca z myślą o tym okresie kurtce i bluzie termoaktywnej. Zakup poczyniony już jakiś czas temu, jednak teraz dopiero jest okazja by o nich wspomnieć. Kurtka dodatkowo posiada dwa otwory, które można zamykać i otwierać w zależności od temperatury zewnętrznej.


Warunki miejscami trudne, rower cały oblepiony błotem (strój też). Jest jednak przyjemnie. Kręcimy korbami po leśnych duktach, mijając kałuże, piachy. Unikamy asfaltu, jeżeli tylko jest taka opcja, czasami tracąc czasowo, jednak liczy się fun.

Testuję też nowy odcinek autobany, jaki zastąpił trudny, piaszczysty odcinek drogi do Baru u Celiny.

Skraca podróż w tą stronę o dobra kilka minut.

U Celuny, jak zwykle miła atmosfera, stosownie do pory roku


Wracamy krótszą drogą. Na niebie z każdą minutą coraz cięższe chmury, wracamy nie oglądając się za siebie i nie tracąc czasu na różnego rodzaju przeszkadzanki.

Niedaleko od domu łapie mnie grad. Na szczęcie tylko przelotny.
Kolejna bardzo udana niedzielna wyprawa. Czy będzie okazja na jeszcze podobną w tym roku? Czas pokarze.

Niedzielne szosowanie

Niedziela, 8 listopada 2015 · Komentarze(2)
Kategoria 01. Wycieczki
Listopad - miesiąc samobójców, miesiąc depresji ... taką zaliczyłem wczoraj, jak doszła do mnie informacja, że po raz kolejny dostaję od tych z góry kopniaka w dupę. Dodatkowo zaplanowana na sobotę krótka wycieczka rowerowa nie doszła do skutku, gdyż w przeciągu słonecznych ostatnich dni akurat w ten wolny od pracy musiał padać deszcz.

Dzisiejszy dzień zapowiadał się lepiej, gdyż w prognoza nie przewidywała deszczu. wskazywała jednak silny wiatr wiejący z prędkością 10 m/s, w porywach nawet 20 m/s. Z doświadczenia wiem już, że komfortowa jazda szosą to max .... 3 m/s. Głodny wrażeń wybieram właśnie ten rodzaj roweru pozostawiając leśne ścieżki Wojtkowi, który dzisiaj tradycyjnie rajzował po leśnych duktach. Obawiałem się, że po wczorajszych opadach w lesie będzie dużo błota, więc nie znalazłem w sobie motywacji do MTB. A może to bardziej głód szosy..

Warunki były ciężkie, w zasadzie na całej trasie spotkałem łącznie 5 osób jadących rowerami (w tym 2 kolarzy).


To na pewno nie były warunki przyciągające amatorów niedzielnych wycieczek rowerowych po parku prezentujących nowiutkie niemalże nieskażone zużyciem kolorowych strojów i śnieżno-białych skarpetek. Dzisiaj mimo pięknego słońca i temperatury momentami dochodzącej do 18 st. C deptali tylko najwytrwalsi bajkerzy.



Przed wyjściem sprawdziłem oczywiście kierunek wiatru i trasę ustaliłem pod planowaną drobną zmianę jego kierunku - tak aby przynajmniej momentami pomagał mi w jeździe. Jednak albo ja, albo serwis meteo mamy problem z kierunkami. No ale tak to już jest z wiatrem. Podjazdy (jeżeli start i meta są na tym samym poziomie) mówią tyle, że w końcu będzie zjazd. Z wiatrem jest inaczej, na całym odcinku może na 10 km pomagał mi pokonywać kolejne kilometry. Najczęściej był boczny, a mocne porywy dosłownie przesuwały mnie na szosie.



Podsumowując wycieczka bardzo udana po znanej trasie prowadzącej do Parku Krajobrazowego Lasy nad Górną Liswartą. Dużo watów poszło w walkę z wiatrem, ale i tak udało się przyjemnie przejechać ponad 80 km. 6k w 2015 coraz bliżej ;)

Sobotnie rajzowanie we mgle

Sobota, 31 października 2015 · Komentarze(2)
Kategoria 01. Wycieczki
Ostatnio nie było za wiele jeżdżenia. W poprzedni weekend infekcja gardła uniemożliwiła mi wyjazd.
Organizm jednak  domaga się aktywności, więc w czwartek sprawiłem sobie pierwszy w tym sezonie jesienno-zimowym trening siłowy. Wieczorkiem ćwicząc dołącza do mnie Mikołaj. Więc trenując na maksa dorobiłem się mega zakwasów.

Dzisiaj pogoda była delikatnie mówiąc zniechęcająca do jazdy. 3 st. C, mgła, wilgotno. Ale motywacja duża, nadzieja że rozjeżdżę zakwasy również. Niestety już pierwsze km pokazują jaka tragiczna jest sytuacja. Nie ma siły, mięśnie zmęczone, każda dziura sprawia ból.

Dojeżdżamy z Wojtkiem do Mikołeski, gdzie robimy krótką przerwę. Niestety w trakcie w/w dochodzi jeszcze mocne odczucie zimna. Rezygnuję... postanawiam wracać do domu. mImo, że motywacja duża, to jazda musi sprawiać frajdę. A to była po prostu mordęga.

Wojtek początkowo obmyśla plan dalszej trasy, jednak moja rezygnacja odciska się na morale Wojtka, ktory równiez postanawia ze mną wracać. Tak ze spuszczonymi głowami wracamy do domu. Udaje mi się jednak zauważyć po drodze Pawła spacerującego z psem. Chwila rozmowy i kontynuujemy zjazd do bazy..


Niedzielne rajzowanie

Niedziela, 4 października 2015 · Komentarze(3)
Kategoria 01. Wycieczki
Rok 2015 wprost rozpieszcza dobrą pogodą na wyprawy rowerowe - jeden z czynników, które wpłynęły na dystans, jaki udało się pokonać od stycznia.
Mimo października, prognoza wskazuje, że będzie ponad 20 st. C. Więc ubieram się na krótko z kurtką i drobnym ocieplaczem. Spotykamy się z Wojtkiem o 7:30. Na spotkanie jeszcze wcześniejszą porą nie ma już motywacji - niska temperatura, coraz krótszy dzień.

Jedziemy autobaną w stronę Mikołeski, jest przyjemnie, rześko. Mijamy kilku grzybiarzy. Przed Mikołeską zatrzymujemy się na posiłek, który ma nas utrzymać do godzin południowych. Dalej kierunek Brusiek, popełniamy błąd nawigacyjny. Jedziemy kilkaset metrów brnąc w piachu.

Jadąc z Bruśka w stronę Piłki zatrzymujemy się na chwilę w urokliwym miejscu nad rzeką Leśnica. 



Czasami warto na chwilę chociaż zejść z roweru i rozejrzeć się wokół.. zapewne jest jaszcze masa równie pięknych miejsc obok których przejeżdża się nie zwracając uwagi.

W Piłce skręcamy w stronę Rusinowic (nie, to jeszcze nie jest czas na posiłek ;) ). Jedziemy kilka km asfaltem. Zaczyna coraz mocniej wiać, wiatr tym mocniej odczuwalny na nieosłoniętych szosach.

W Lublińcu krótka wizyta na rynku, następnie zakupy na dalszą część trasy i jedziemy w kierunku Lubecka. Wiatr daje się we znaki.
Wojtek wypatrzył ciekawy okaz MZ ES 250 Trophy

Chyba w całości w oryginale :)

Następnie ciężki odcinek w stronę Solarni przez Lisowice. Teren odkryty i cały czas wiatr wieje centralnie w twarz.
W Lisowicach natknęliśmy się na Muzeum Paleontologiczne

oraz Historyczne Centrum Wsi i w centralnym miejscu piękny wóz strażacki.


W tym momencie orientuję się, że już niemal południe. Postanawiamy szybkim tempem kierować się w stronę domu. W Piłce odwiedzamy Bar u Celiny, gdzie posilamy się na dalszą część trasy. Z Piłki w stronę Bruśka ponownie trafiamy na piachy. Trochę nas wymęczyły. Następnie szybki przejazd asfaltem do Kalet oraz Głęboki Dół.

Kolejna fajna wyprawa w tym roku i 15-ta setka :) Ciekawe, czy uda się zdobyć jeszcze jakąś w 2015.



Sobotnie rajzowanie

Sobota, 19 września 2015 · Komentarze(1)
Kategoria 01. Wycieczki
Idąc za ciosem tematyki ostatniej wyprawy i ustalamy z Wojtkiem trasę dzisiejszej wycieczki jako główny punkt programu przyjmując były 13 Dywizjon Rakietowy Obrony Powietrznej

Zbiórka o 6:45 na ul. Grzybowej, skąd od razu kierujemy się do Mikołeski. Godzina wczesna, więc już dzień wcześniej ustaliliśmy, że porządną ucztę zrobimy na trasie. W domu zjadłem jedynie owsiankę. W nocy padał deszcz, wilgotność jest b. duża. Okulary są bezużyteczne, a z kasku co chwilę skrapla się woda.





Po kilkunastu minutach ruszamy dalej autobaną w stronę Kotów. Wszechobecne mgły, wilgotność oraz temperatura ponownie uświadamiają nam zbliżającą się jesień. Ale jest pięknie.






Mijamy po drodze kilku grzybiarzy, sporadycznie bikerów.

Od Kotów krótka trasa szosą i w Potępie skręcamy w stronę Żyłki, skąd chcemy kierować się do Stawu Piegża. Popełniamy jednak błąd nawigacyjny i dojeżdżamy aż do krajowej 11-stki. Tam podziwiamy stok narciarski i skocznię w jednym.



Są zabezpieczone pnie drzew, oświetlenie.. myślę, że FIS nie miałby się do czego doczepić :)

Kierujemy się do drogi biegnącej z Krupskiego Młyna do Lublińca omijając staw.


Przejeżdżając obok stacji uzdatniania wody wjeżdżamy na szosę, by po ok 1 km skręcić w drogę, która doprowadzi nas bezpośrednio do jednostki. Niestety ta w przeciwieństwie do 14. dywizjonu ogniowego artylerii rakietowej, jaką objechaliśmy w zeszły weekend,  jest zamknięta.



Dalej chcemy podjechać do Lublińca, aby następnie kierować się do Baru u Celiny. Dojeżdżamy do Solarni, gdzie w okolicznym sklepiku pytamy o dalszą drogę. Chyba niezbyt dokładnie słuchaliśmy, gdyż mamy problemy nawigacyjne i trochę kluczymy po lesie.
Nie udaje się dotrzeć do Lublińca, rezygnujemy zatem z tego punktu trasy i udajemy się prosto do Piłki aby się posilić.

Dobrze, że choć w drobnym stopniu odpoczęliśmy. Wjeżdżając z Piłki w leśną trasę okazuje się, że jest prowadzona wycinka. Przez kilka dobrych kilometrów walczymy z piachem jadąc 10-13 km/h. Dojeżdżamy do Bruśka skąd szybko szosą przelatujemy robiąc cykliczne zmiany do Kalet. Tam zaglądamy na chwilę na imprezę organizowaną z okazji oficjalnego otwarcia Ichtioparku.

Powrót przez Głęboki Dół, na autobanie spotykamy miłego Pana pracującego przy wycince. W takich warunkach żadna maszyna nie zastąpi siły mięśni koni, które ochoczo pracowały pod dyktando właściciela.

Kolejna udana wyprawa w tym roku. A do zatergetowanych 5 tys. już niewiele.. ;)

Niedzielne rajzowanie

Niedziela, 13 września 2015 · Komentarze(1)
Kategoria 01. Wycieczki
Kolejny niedzielny poranek i pobudka tym razem o 5:00 :). Coraz później z racji pogarszających się warunków. Chociaż dzisiaj prognoza na dzień jest baardzo pozytywna. Jednak ciepło ma być dopiero od ok 10. Ech tam, kto rano wstaje..
Jem wcześniej przygotowane tosty, wsiadam na MTB i jadę na umówione z Wojtkiem miejsce - pole namiotowe nad Zalewem Chechło-Nakło. Jako że tym razem Wojtek już poprzez sms dopytuje o opóźnienie spotkania o kilka minut, wiem że na pewno się nie spóźnię ;). Jadę z wolna fotografując wschód słońca.


i jeszcze raz


Na umówione miejsce przyjeżdżamy niemal równocześnie, krótka narada i kierujemy się w stronę byłego 14. dywizjonu ogniowego artylerii rakietowej w pobliżu miasta Woźniki.
Zatrzymujemy się jeszcze na chwilę przy zalewie - cisza, spokój..


Prowadzi Wojtek, był już w tym miejscu, jednak zawsze dojeżdżał tam od strony Woźnik. Ja jeszcze nie miałem okazji zobaczyć pozostałości po koszarach.
Postanawiamy jechać przez Garbaty Most, gdzie przepływa strumyk. Własnie się zorientowałem, że to .. Mała Panew ;) a miejsce to znam od co najmniej 2 lat!


Po krótkiej przerwie (jest zimno - termometr wskazuje 9 st. C) i analizie mapy jedziemy dalej. Niestety popełniamy błąd i starając się go naprawić, trafić w miejsce dawnej jednostki wojskowej kluczymy leśnymi dróżkami. W pewnym momencie jadąc obok siebie Wojtek podbija konar drzewa, po którym planowałem przejechać. Niestety tak pechowo najechałem na niego, że zatrzymał mnie z prędkości ok 20 km/h do 0 na odcinku pewnie ok 50 cm opierając się o przednią zębatkę. Efekt, skrzywiona zębatka przednia :(



Może tego za dobrze nie widać na powyższym zdjęciu, ale skrzywiona została na ok 1 cm od osi. Napęd i tak kwalifikuje się do wymiany, więc postaram się domowym sposobem naprostować ją - jeszcze nie mam zielonego pojęcia czy się da i jak to zrobić ;)

Po chwili przecinamy Ligocki Potok, jednak po przygodzie z konarem wybieram asekuracyjną przeprawę.

W końcu trafiamy na koszary. Jest tam teraz warsztat samochodowy. Szkoda, bo na pewno można by lepiej zagospodarować to miejsce. A tak widzieliśmy tylko niszczejące budynki i rdzewiejące samochody :(. Nawet zdjęcia nie chciało się pstryknąć.
Podjechaliśmy jeszcze do wysiedlonej przy okazji budowy jednostki wojskowej osady Sapoty, po której pozostały jedynie fundamenty oraz resztki studni.

Następnie w Woźnikach kolejna przerwa regeneracyjna i kierujemy się w stronę Dąbrowy Wielkiej, aby zobaczyć postępy prac przy budowie A1. Nieopodal prowadzone są odwierty geologiczne - w celach naukowych, jak wyjaśnił nam jeden z pracowników.. do czego się dowiercą, może niedługo usłyszymy.



Dzień przed naszą wizytą Panowie dobrnęli do Karbonu na głębokości 710 m. Planowana głębokość odwiertu, to 1 400 m. Pewnie jeszcze odwiedzimy to miejsce przed zakończeniem prac ;)

Następnie ponownie przez Garbaty Most kierujemy się nad Zalew Chechło-Nakło, mijamy Hutę Cynku Miasteczko Śląskie S.A.


Dojeżdżamy nad zalew, gdzie chwilę rozprawiamy o dzisiejszej wyprawie. Z porannych 9 st. C zrobiło się 23, więc liczba rowerzystów niemal jak w upalne dni letnie zawitała nad zalew.


Super wycieczka, bez zagięcia. No, może przez jakieś 10 km :). A z racji braku największego przełożenia na korbie kadencja 81.

Niedzielne rajzowanie MTB

Niedziela, 6 września 2015 · Komentarze(1)
Kategoria 01. Wycieczki
Od kilku dni planowany niedzielny wypad w pobliskie lasy, jednak do końca byłem pełen obaw, czy dam radę. Wciąż chodzi o skutki potłuczenia na ostatnim Bike Oriencie. Szosa (którą pokonałem ostatnie km), mimo że nieamortyzowana, to jednak nie jeżdżę po korzeniach, kamieniach, piachu. W warunkach LR trzeba mocniej chwycić kierownicę.

Wstępnie umówieni jesteśmy z Wojtkiem na 6:00, jednak już dzień wcześniej opóźniamy wyjazd, powodu prognozy zapowiadającej opady deszczu. Zdzwaniamy się rano, u Wojtka pada.. u mnie też niebo nieciekawe. Prognoza bez zmian.
Po kolejnej godzinie decydujemy się na atak na ścieżki LR.

Spotykamy się w umówionym miejscu i po kilkuset metrach... zaczyna padać. Spędzamy tak ok 15 min. pod jednym z osiedlowych sklepów, a następnie po krótkim wypogodzeniu wsiadamy na rowery, by za chwilę ponownie uciekać przed deszczem. Tak spędzamy kolejne kilkadziesiąt minut wyjadając prowiant z plecaków :). A to raptem kilkanaście km.

W końcu rozpogodziło się, ruszamy więc w las. Obawiałem się błota, jednak całość opadu została natychmiast przyswojona przez glebę. Chwilami nawet pojawia się słońce


Jadąc z Kalet Wojtek chce mi pokazać grób nadleśniczego Gerlacha, który zmarł w 1900 r., a jego ostatnią wolą było pochowanie jego szczątków na Jurnej Górze.

Od tego czasu góra ta nosi nazwę nie inaczej, jak Gerlach. Zachęcam do zapoznania się z ciekawą historią tego miejsca.

Dalej kierujemy się w stronę  zatopionej Kopalni Bibela-Pasieki, ciekawi poziomu wody. 


Tam po raz drugi tego dnia (nie licząc drobnych mżawek) zastaje nas deszcz. Na szczęści po chwili przestaje padać i jedziemy żwawo w stronę Zalewu Nakło-Chechło.


Z Zalewu wracam już sam walcząc z nasilającym się od rana wiatrem, który w tym momencie miał już znacznie ponad 5m/s i na dodatek wiał oczywiście prosto w twarz.

Na szczęście w domu melduję się przed kolejnym opadem oraz znacznym obniżeniem temperatury - popołudnie było już naprawdę zimne.

Kolejna udana wyprawa po LR ;)

Góra Św. Anny

Niedziela, 30 sierpnia 2015 · Komentarze(1)
Kategoria 01. Wycieczki
Pobudka o 3:50. Dzisiaj od dawna planowana z Wojtkiem wyprawa na mekkę kolarzy z okolicy, czyli Góra Św. Anny, gdzie wjeżdżaliśmy nieco ponad rok temu. Dzisiaj jednak w odchudzonym składzie, gdyż rok temu jechał z nami jeszcze syn Wojtka, Konrad. Wstępnie towarzystwa miał nam dotrzymać jeszcze Krzysztof (i znając Go pewnie nadawać astronomiczne tempo ;) ) , jednak w sobotę wieczorem oznajmił, że nie da rady.

Więc spotykamy się zgodnie z planem na rynku o 5:00. Tzn. ja ponownie spóźniony - zapomniałem tylnej lampki :/ Melduję się 5:05.

Szybkie przywitanie i jedziemy.

Jest bardzo przyjemnie, w mieście wśród zabudowań ok 17 st., poaz miastem 13-14 st. C. Wilgotno, miejscami nawet jadąc na okularach pojawia się skroplona woda. Ruch na drodze znikomy, mimo że jedziemy głównymi trasami - od Pyskowic krajową 40-stką.

Jadę szosą, więc nadaję tempo, Wojtek schowany za mną. W okolicach Niewiesza spotykamy aktywną drogówkę - brawo Panowie.

W Ujeździe skręcamy z drogi kierując się w stronę Zalesia Śląskiego, gdzie przy rondzie znajdujemy miłą miejscówkę. Korzystamy z okazji na drobny posiłek i uzupełnienie elektrolitów. Mamy za sobą 50 km.



W trakcie odpoczynku podjeżdża dwóch bikerów z Częstochowy, którzy za cel dzisiejszej wyprawy wybrali Mosznę (ponad 300 km w dwie strony - szacun)! Chłopak góralem i dziewczyna szosą. Kierujemy ich wg nas na najlepszą drogę.

Wsiadamy na rowery. Zaczyna się podjazd, który w zeszłym roku wydawał się znacznie dłuższy. Wybraliśmy ten od strony Leśnicy.
Mimo moich obaw co do podjazdu, gdyż: po pierwsze nadal jestem kiepskim góralem, a po drugie mogło mi braknąć przełożenia, wjeżdżam ku mojemu zaskoczeniu przed Wojtkiem! A to niespodzianka!
Podjazd zawiera segment Św Anna od Leśnicy do kościoła, który dobre 4 min szybciej. Mój wynik to 11:46.

Tam spędzamy ok 1h posilając się rosołem w okolicznej restauracji oraz kiełbasą i bułką ze spożywczaka. Siedząc i konsumując spotykamy ponownie bikerów, których kierowaliśmy w... przeciwną stronę w Zalesiu Śląskim ;/ nie mam pojęcia jak się tu dostali..

Ładuję się na rower, pora na zjazd. Nie jest trudny. Przecinamy A4


Potem Strzelce Opolskie, Jemielnica oraz Wielowieś, w której odbywały się dożynki


Ekspedienta ze sklepu stwierdziła, że mój rower idealnie pasuje do dekoracji.

Powrót jest ciężki. Owszem, złej baletnicy itd., jednak cały czas walczymy z wiatrem. Podjazd na Górę Św. Anny oraz poprzedni dzień, który miał być przejechany luźno, a wyszedł na endo rekord na 50 km dają się we znaki. Dodatkowo temperatura, która dochodzi do 36 st. C w cieniu. Szkoda tej końcówki, bo mogliśmy wykręcić fajną średnią.

W Tarnowskich Górach żegnamy się. Po kilku minutach dzwoni Wojtek z informacją, że ok 2 km po rozstaniu zaliczył "przyłożenie". Na szczęście skończyło się tylko na obtarciach, chociaż prędkość była duża.

Profil trasy:


Wypad rewelacyjny, już planujemy powtórkę ... w przyszłym roku w sierpniu..

Cieszę się, że udało się po tym groźnym upadku sprzed dwóch tygodni wrócić do przyjemnego "nawijania kilometrów", chociaż nadal odczuwam drobne skutki upadku.

Rozjazd

Niedziela, 23 sierpnia 2015 · Komentarze(2)
Kategoria 01. Wycieczki
W końcu na rowerze. Co prawda jeszcze nie doszedłem do pełnej sprawności, ciągle odczuwam ból tu i ówdzie po ostatnim wypadku, jednak potrzebowałem tych kilku kilometrów. Człowiek od razu inaczej się czuje, oddycha pełną piersią, jest po prostu szczęśliwy.

Oczywiście nie chciałem się porywać na większe dystanse, dlatego wybrałem się na krótką przejażdżkę do parku w Świerklańcu,

Nieopodal Pałacu Kawalera


spotykam Wojtka, który tradycyjnie w niedzielny poranek nawija kilometry po okolicznych lasach :).

W parku dzisiaj odbywał się VI Bieg Świerklaniecki.


Wracając czuję, że nadgarstek mimo krótkiej jazdy zaczyna odczuwać już jej trudy. Kończę mając na liczniku niespełna 24 km - jest OK.